Radni domagają się nadzwyczajnej sesji w sprawie katastrofy w Przylepie. Na razie cisza…

Zielonogórscy radni PO, wzmocnieni siłami radnego Lewicy oraz niezrzeszonego, złożyli wniosek o zwołanie w środę nadzwyczajnej sesji rady miasta. Powód jest oczywisty, skutki katastrofy ekologicznej, do której doszło w Zielonej Górze Przylepie. Zielonogórzanie, a także radni nie wiedzą co tak naprawdę się dzieje, czy sytuacja rzeczywiście jest opanowana. Nic na to bowiem nie wskazuje.

Dezinformacja, a co za tym idzie dezorientacja jest ogromna. Zielonogórzanie i mieszkańcy okolicy starają się uzyskać wszelkimi możliwymi kanałami informacje. Tymczasem cisza, poza komunikatami, że zagrożenie minęło. Zachowanie strony rządowej, ale także prezydenta miasta przypomina reakcję po katastrofie odrzańskiej, czyli, że… w zasadzie nic się nie stało. Stąd wniosek grupy siedmiu radnych o zwołanie sesji nadzwyczajnej.

– Oczekujemy debaty, rzetelnej odpowiedzi na pytania mieszkańców – mówi przewodniczący klubu radnych PO Marcin Pabierowki. – Jest to wniosek ponadpartyjny, w imieniu i w interesie mieszkańców. Jestem pożarnikiem i gdy słyszę, że odpady bezinwazyjnie się spaliły to na myśl przychodzi mi jedno: to chyba jakiś cud.

Ponury żart

Radny Nowej Lewicy, Tomasz Nestorowicz, mówi nie tyle o cudzie, co o ponurym żarcie. On także nie wierzy w to, że w wyniku pożaru niebezpieczne substancje zniknęły. One teraz grożą nam w formie aerozoli, skażonej wody…

– Występuję tutaj nie tylko jako radny, ale jako zielonogórzanin i mieszkaniec Przylepu – dodaje. – Skutki tego co się stało sięgają znacznie dalej niż do granic Przylepu. To Płoty, Czarkowo, Łężyca i inne miejscowości. Przecież w tej hali znajdowało się grubo ponad 400 kodów substancji niebezpiecznych na 490 oznaczonych. Mamy deszcze i te wszystkie aerozole spadają, wsiąkają w glebę. Prezydent Kubicki uspokaja, że studnie są w porządku. Tak, ale to trzeba sprawdzić za kilkadziesiąt dni, bo tyle zajmie przedostanie się wód opadowych, przez warstwy iłów i piasków, do wód gruntowych. Padła sensowna deklaracja zarządu województwa objęcia specjalną opieką medyczna mieszkańców Przylepu, ale nie tylko oni ucierpieli, ale całe miasto, ba, województwo. Stąd apeluję też o wspólną sesję z radnymi województwa.

Jak dodaje radny skutki tej katastrofy będą odczuwalne jeszcze przez nawet kilkanaście lat. I wnioskuje o to, aby prezydent przygotował pulę pieniędzy na usuwanie skutków katastrofy oraz na roszczenia odszkodowawcze. Miał przecież narzędzia, aby rozbroić tę tykającą bombę. Pieniądze poszły na inne, ważniejsze zdaniem włodarza przedsięwzięcia.

Niepotrzebne ryzyko

Radny Sławomir Kotylak mówił o słabości systemu, które wyszły przy okazji tej niezwykłej akcji gaśniczej.

– Po błagalnych głosach zainteresowanych zaproponowałem, aby rząd i miasto wsparły strażaków ochotników – mówi. – Byli kompletnie nieprzygotowani i jak sami mówią nie powinni trafić do podobnych działań. Pracowali bez aparatów tlenowych, tylko w maseczkach przeciwpyłowych. Do tego ponieśli straty w sprzęcie. Tymczasem zero reakcji. Całe szczęście, że zareagował zarząd województwa, mimo że to nie leży w obszarze ich działania. Panuje ogromny chaos informacyjny, stąd nasza prośba o tę sesję nadzwyczajną. I traktujmy ją nie jako arenę walki politycznej, ale okazję do zadania pytań, które nurtują zielonogórzan. Nie chcemy pytać o to dlaczego prezydent nie rozstrzygnął pierwszego przetargu, nie skorzystał z możliwości wzięcia kredytu… Boję się jednak, że przewodniczący z PiS zrobi wszystko, aby do tej sesji nie dopuścić. Jeśli tak, uznam to za celowe dążenie do dezinformacji.

Wniosek za wnioskiem

Z kolei radny Janusz Rewers zwrócił uwagę na specyficzną sytuację w radzie. Przed tygodniem radni PO złożyli wniosek o rozwiązanie rady, gdyż uważają, że dziś rada zdominowana przez obóz prezydenta i PiS jest tworem fikcyjnym, którego działanie nie ma sensu.

– Mamy nadzieję, że ta sesja nadzwyczajna nie będzie wyglądała tak, jak te zwoływane przez lata, gdy prezydent nie był gościem, ale zarządzał radą – kończył radny.

Z kolei radny Dariusz Legutowski powoływał się na doniesienia i filmy dostarczane przez społeczników. Szkodliwe substancje nie zniknęły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Trafiają do cieków, a z nimi do Odry.

– A przecież o ten magazyn pełen trucizn pytaliśmy od dawna – mówi radny Legutowski. – Zawsze słyszeliśmy, że powinien to posprzątać ktoś inny. Marszałek, rząd, ochrona środowiska… Problem powinien zostać rozwiązany w 2020 roku, gdy sąd uznał, że za usunięcie odpadów odpowiada prezydent. Nie wykonał wyroku, nie wypełnił swojej roli i dlatego powinien zostać odwołany.

Na zakończenie rozmawiano m.in. o reakcjach radnych obozu rządzącego miastem. Jak oni zareagowali na katastrofę? No właśnie nie wiadomo, gdyż, zwykle tak aktywni w mediach społecznościowych, zamilkli.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content