Kiedyś euroentuzjazm, dziś groźba Polexitu

Byliśmy entuzjastami Unii Europejskiej, docenialiśmy obecność Polski w strukturach unijnych. Dziś dajemy sobie wmówić, że „tu jest Polska, a nie Unia”, jak wołała marszałek Sejmu Elżbieta Witek w Otyniu. Co się stało?I dlaczego?

1 maja świętowaliśmy kolejną 17 rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W  dwudniowym referendum akcesyjnym, które odbywało się w  czerwcu 2003 roku blisko 80 proc. głosujących Polaków powiedziało „TAK” Unii Europejskiej. Województwo lubuskie silnie opowiedziało się za dołączeniem do europejskiej wspólnoty (84,02 proc.), a  w  gminie Gozdnica (powiat żagański) odnotowano najwyższe poparcie dla integracji z UE w skali kraju – aż 91 proc. Siedemnaście lat później jesteśmy w nieco innym miejscu. Po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku, krok po kroku, od Unii Europejskiej się oddalamy. Nieprzestrzeganie praworządności, dewastowanie demokratycznych in- stytucji, nierespektowanie trójpodziału władzy, negowanie potrzeb dotyczących zmiany polityki klimatycznej. Polska, która nie tak dawno współdecydowała o przyszłości UE i stawiana była za wzór, dziś, razem z  Węgrami stała się raczej problemem dla reszty państw członkowskich.

Wspólnota interesów

Czy Polska, w  dzisiejszych realiach, przy tej polityce formacji rządzącej miałaby szanse zostać członkiem UE? – Przystąpienie do Unii Europejskiej było dla Polski rodzajem zakotwiczenia na zachodzie, w  zachodniej strefie instytucji, wartości. Dzisiaj znane są kłopoty rządu polskiego z  Brukselą, ponieważ mamy nieustający spór o praworządność. Pojawiła się warunkowość świadczeń unijnych związana z  respektowaniem praworządności. To wszystko oznacza, że dzisiaj, byłoby dla nas ogromnym kłopotem przystąpienie do UE, podobnie jak Węgrom – mówi dla „Naszej Lubuskiej” Marek Prawda, do niedawna dyrektor Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce.

Ignorowanie wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE, próby za pomocą Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej uznania wyższości prawa krajowego nad unijnym… Jeszcze głośniej zaczęto mówić o Polexicie, a co gorsza, aktualnie rządzący nie wydają się być tym szczególnie zmartwieni – permanentnie zmierzają w stronę konfrontacji z  Zachodem. Prawo i  Sprawiedliwość i  przedstawiciele rządu od lat robią jednak wszystko, by Polaków do Unii Europejskiej zniechęcić. Znamienne jest, że odbywa się to przy czynnym udziale mediów rządowych. I przyznać trzeba, że poniekąd ta propaganda jest skuteczna.

Od 1973 roku, cyklicznie co sześć miesięcy, Komisja Europejska przedstawia dogłębną analizę stosunku i zaufania obywateli poszczególnych krajów UE do samej Unii i  jej polityki. Od samego początku, gdy w  badaniach uwzględniano Polskę, byliśmy jednym z tych krajów, gdzie społeczeństwo było najbardziej proeuropejskie i  entuzjastycznie patrzące w przyszłość europejskiej wspólnoty.

Od pewnego czasu można zaobserwować zmiany w  tym aspekcie. Najnowszy Eurobarometr wyraźnie pokazuje tendencję spadkową, bo tylko 50 proc. Polaków ma zaufanie do Unii Europejskiej, 38 proc. jest przeciwnego zdania, a  12 proc. badanych nie ma swojej opinii w  tej kwestii. Dla przykładu UE najbardziej ufają: Portugalczycy (78 proc.), Irlandczycy (74 proc.) oraz Litwini (70 proc.).

Wartości ważne, tak jak interes

Województwo lubuskie przez wielu uznawane jest za region niezwykle proeuropejski, otwarty i  tolerancyjny. Współdziałanie i  partnerstwo najlepiej pokazuje współpraca transgraniczna z  Niemcami. Unia Europejska od zawsze jest dla nas punktem odniesienia. To właśnie dzięki UE, Lubuskie się zmienia.

Przez kilkanaście lat naszej obecności w  UE lubuscy beneficjenci otrzymali blisko 1,7 miliarda euro wsparcia z programów regionalnych. To pieniądze spożytkowane na szereg ważnych projektów: infrastrukturalnych, gospodarczych, edukacyjnych, zdrowotnych i  społecznych. Odpowiadają za to głównie samorządy, z  samorządem województwa na czele. Tutaj również PiS próbował i konsekwentnie próbuje ingerować poprzez stopniową centralizację. Jak na taki ewentualny scenariusz zapatrują się sami samorządowcy?

-Nie sądzę, żeby dobrym sposobem na zarządzanie środkami dla małych ojczyzn, było zarządzanie zza biurka w Warszawie. Istotą samorządów jest to, że to tu na miejscu decydujemy co jest potrzebne mieszkańcom. My jako radni jesteśmy w stałym kontakcie z władzami miast i gmin. Potrzeby są ogromne, ale należy dzielić zewnętrzne dotacje spójnie z  wizją rozwoju danego obszaru. Rząd ma się zająć problemami globalnymi. Będę optował za samorządnością, za tym, żebyśmy się tu na dole dogadywali, bo to jedyna skuteczna droga, która poprawia jakość naszego życia. Po to przyjmujemy plan działania, dokumenty strategiczne, żeby po kolei realizować inwestycje, a nie uznaniowo i  bez koncepcji – tłumaczy Mirosław Marcinkiewicz, radny lubuskiego sejmiku.

Polski poza Unią Europejską nie wyobrażają sobie przede wszystkim młodzi ludzie, którzy nie znają lub nie pamiętają świata sprzed 2004 roku. Za kilkanaście miesięcy pełnoletność osiągną osoby, które urodziły się z polskim i  unijnym obywatelstwem. Dla nich to, co mamy obecnie jest najzwyklejszą normalnością. Otwarte granice, bezpaszportowa turystyka, możliwość nauki w  dowolnym miejscu Europy, wszechobecna różnorodność. Marszałek Elżbieta Anna Polak mówiła o  tym na jednej z  organizowanych przez siebie debat europejskich z młodzieżą:

-Pokolenie młodych ludzi podkreśla przede wszystkim wartości, jakie dała nam Unia Europejska. Mowa o praworządności, wolności, tolerancji. O  szacunku i akceptacji różnorodności. Bardzo się cieszę, że to właśnie wartości są tak ważne dla młodych ludzi. Tak naprawdę w projekcie pt. Unia Europejska o to chodziło – utrzymać pokój w Europie i na świecie. To bez wątpienia się udało – podkreślała marszałek.

Polexit byłby katastrofą

Ewentualne opuszczenie UE to także ogromny dramat polskiego rolnictwa. To właśnie rolnicy są jednymi z  największych beneficjentów funduszy unijnych w naszym kraju – dopłaty do działalności rolniczej, programy pomocowe, wspierające, dofinansowujące, etc. pomogły zainwestować w  tereny wiejskie wiele miliardów złotych.

Co oznaczałoby to w praktyce? – Koniec dopłat. Nie będzie ani złotówki, bo Polski nie stać na to, by realizować dopłaty bezpośrednie do rolnictwa – mówi wicemarszałek województwa lubuskiego Stanisław Tomczyszyn.

Dotkliwie ucierpieliby na tym producenci żywności. W  2020 roku sprzedaż artykułów rolno-spożywczych za granicę osiągnęła nienotowany dotąd poziom – 34 miliardów euro.

-Jeśli stracimy unijny rynek, to gdzie będzie można sprzedać polską żywność? Polski rynek jest nasycony. Więcej nie zjemy. Gdzie producenci drobiu, wołowiny, warzyw i  owoców będą sprzedawali swoje produkty? Polexit oznacza bowiem zamknięcie granic, cła i ograniczenia w  eksporcie – obrazuje sytuację Tomczyszyn. I  dodaje – Dla polskiego rolnictwa byłaby to katastrofa, bo unijny rynek jest szczególnie chroniony przed konkurencją z zewnątrz. Dla przemysłu oznaczałoby to wycofanie sporej części inwestycji bezpośrednich o wartości ponad 100 miliardów euro. Stracilibyśmy też korzystny dostęp do rynku niemieckiego, naszego głównego partnera.

Przykład Wielkiej Brytanii i Brexitu powinien zapalić czerwoną lampkę w  głowach wszystkich tych, dla których Unia Europejska jest ważna. Opuszczenie UE to proces długofalowy i  skomplikowany, którego część społeczeństwa może nie zauważyć na pierwszy rzut oka. Niewątpliwie, właśnie na to liczą ci rządzący, którzy świadomych obywateli traktują jak zagrożenie. W  tym momencie rząd PiS stąpa po bardzo grząskim gruncie, nadużywając cierpliwości reszty krajów Wspólnoty. Paradoks jest taki, że nikt nam drzwi wyjściowych nie pokazuje, ale PiS sam ich szuka i w stronę tych drzwi zmierza. Z  coraz większą prędkością.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content