Już od lat piszemy o lubuskim stole jako o prawdziwej mozaice smaków. A na czym podać te przysmaki, aby było regionalnie? Oczywiście na żarskiej porcelanie, chociażby na… Mozarcie. Skromny, ale z klasą…
Spokojnie, nie jest to kryptoreklama któregoś ze sklepów ze „skorupami”. To podróż w czasie. Porcelanę żarska odkryłem przez przypadek, szukając śladów legendarnego serwisu łabędziego z Miśni, który powinien znajdować się w pałacu w Brodach. Gdy próbowałem wyjaśnić pochodzenie pewnej, znalezionej przy okazji filiżanki, stwierdziłem, że to tylko porcelana żarska. O święta naiwności, kolekcjonerzy cacuszek z Żar potwornie za to „tylko” zmyli mi głowę…
Porcelanowa magia
To mniej więcej wówczas Sławomir Falkowski przedstawił mi Mozarta.
– Proszę wziąć do ręki ten talerz i teraz spojrzeć pod światło – stwierdził i już po chwili rozumiałem, dlaczego jest to Porcelana, a nie tylko porcelana. Jak tajemniczy rysunek wykonany sympatycznym atramentem na dawnym pergaminie, ukazuje się relief. Tak, ta wspaniała porcelana powstawała przed wojną w Żarach. Obok, w Muzeum Pogranicza Ślasko-Łużyckiego zobaczymy… Florydę. Efektowna, przyprawiona czerwienią. Gdy w 1925 roku ogłoszono konkurs na najpiękniejszą porcelanę, startowały takie potęgi jak Miśnia i Rosenthal. Wygrały Żary… To właśnie po tym spektakularnym sukcesie żarska fabryka otworzyła sklep w Nowym Jorku. Ale tę historie powinniśmy opowiedzieć od początku. A nie był on efektowny. W 1888 r. pochodzący ze Zgorzelca i mający fabrykę w Gozdnicy Gustaw Otremba założył żarską fabrykę porcelany. Powstała w budynkach po byłej fabryce gwoździ i nosiła nazwę „Gustav Otremba Porzellanfarik Sorau N.L.”, a na wyrobach pojawia się kotwica i litery „PS”. Rok później do biznesu przyłącza się kapitan Franz Böhme inżynier i oficer Landwehry, który po trzech latach wykupił wspólnika. W 1900 roku żarska fabryka trafiła do Zjednoczenia Niemieckich Fabryk Porcelany, by rok później przekształcić się w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością Porzellanfabrik Sorau. Pierwsza wojna światowa przynosi kryzys i odsprzedanie zakładu kupcowi Gotthardowi Curtiusowi…
– Przyjrzyjmy się tym wzorom, porcelana jest gruba, toporna z ubogim wzornictwem – pokazuje Franciszek Łuckiewicz.
– Przypomina wyroby wielu innych dolnośląskich fabryk. Trudno o niej powiedzieć, że jest piękna, chociaż dla mnie ma oczywiście wartość emocjonalną. I niektóre egzemplarze się wręcz egzotycznie, jak chociażby specjalne kubki dla wą[1]satych z ochroną, aby ta ozdoba męskiego oblicza nie moczyła się w napoju. Jak dzieło sztuki W roku 1918 rozpoczyna się rewolucja. Kolejny właściciel, Carstens, to człowiek z branży, jest udziałowcem koncernu posiadającego kilkanaście fabryk i manufaktur ceramicznych w tym fabryki porcelany w Reichenbach, w Blankenhain oraz w Zeven. Pojawiają się nowe, nowo- czesne wzory, na których piętno odciska art deco, secesja. I dość niespodziewanie porcelana z Żar podbija rynek europejski i nie tylko. W latach 30. miała własnych projektantów, malarnię. Korzystają z żarskich cacuszek luksusowe hotele, statki wycieczkowe. Słowem, wielki świat. Podczas II wojny światowej produkuje sporo dla wojska, ale nadal zachwyca, mimo że bez złoceń. Cóż, wojna… Ta opowieść kończy się w 1944 roku. Samoloty amerykańskie bombardują Żary, a później miasto „masakrują” zdobywcy.
Nawet nie wiedziałem…
– To już chyba choroba – Falkowski bierze do ręki piękną kremową filiżankę, waży w dłoni, jakby chciał nacieszyć się jej lekkością. – Gdy któregoś dnia nie wejdę do internetu i nie sprawdzę, czy na aukcji nie ma jakiegoś żarskiego cudeńka jestem niemal chory. A jeszcze nie tak dawno nie wiedziałem nawet, że w Żarach działała fabryka porcelany, że jest obok. I kiedyś, u chrzestnej, zobaczyłem ją na stole… To było jak miłość od pierwszego wejrzenia. Na dodatek jest z Żar.
– Ale przecież niemiecka? – Jaka niemiecka, nasza, żarska – obrusza się pan Sławomir. – Ja się urodziłem w Żarach, a ta porcelana powstawała tutaj. Franciszek Łuckiewicz dodaje, że żarską porcelanę pozna natychmiast, nawet jeśli jest to wzór, zdobienie, którego nie zna. I zastanawia się, czy to dlatego, że tak dobrze ją zna. Czy może czuje… duszę tej porcelany… Ale przyznaje, że poprzez swoją pasję, wraz z innymi kolekcjonerami, sprawił, że ceny żarskich cacuszek rosły jak na drożdżach. I obaj Pasjonaci chcą sprawić, aby inni również poczuli tę duszę dawnych Żar i przekazali znaczną część swojej kolekcji żarskiemu muzeum. Koniecznie warto ją zobaczyć, aby kolejny raz przekonać się, że swego nie znacie…