Redaktor naczelny Gazety Lubuskiej Janusz Życzkowski w felietonie pt. “Wina PiS-u” winduje narrację ekonomiczną PiS, sugerując, że jedynym powodem inflacji i drożyzny w Polsce jest energetyka, a konkretnie ceny gazu, dyktowane – a jakże – przez Niemców i Putina.
Dla niepoznaki daje przewrotny tytuł „Wina PiS-u”. Ale żeby treść nie miała zbyt pesymistycznego wydźwięku, chwali działania rządu na odcinku inflacyjnym, cyt.: „Tarcza antyinflacyjna doprowadziła do spadku cen paliw i choć na chwilę odetchnęliśmy z ulgą”.
Rzec można: Uff… Ale nie na długo. Bo redaktor orlenowskiej gazety nie winduje logiki ekonomicznej, w myśl której ktoś kiedyś będzie musiał ponieść koszty obniżenia akcyzy na paliwa (nazywanej w felietonie „tarczą antyinflacyjną”). A pewne jest to, że w pierwszej kolejności koszty te poniesie skarb państwa, w postaci mniejszych wpływów do budżetu. Pytanie: na kogo PiS przerzuci te koszty? Na najuboższych, najbogatszych, czy klasę średnią? Na tych, których rząd lubi, czy tych, których rząd nie lubi? Na tych którzy na PiS głosują, czy tych, którzy na PiS nie głosują? Na te pytania warto odpowiedzieć, Panie Redaktorze rządowych mediów.
Przede wszystkim jednak redaktor orlenowskiej gazety nie dostrzega tego, że ekonomia to układ naczyń połączonych, a energetyka jest tylko jednym z naczyń tego układu. Ceny gazu, paliw i energii – istotnie wywindowane przez Putina i jego politykę szantażu energetycznego – nie są bowiem pierwotną przyczyną inflacji w Polsce (choć częściowo się do niej dzisiaj przyczyniają).
Pierwotną przyczyną inflacji są mechanizmy uruchomione przez PiS sześć lat temu czyli po prostu niefrasobliwa polityka socjalna rządu i polityka monetarna NBP. Krótko mówiąc, polegała ona na rozdęciu konsumpcji bez aktywności na rynku pracy, na rozbudzeniu popytu bez inwestycji. Zwykła logika (nie tylko ekonomiczna) wskazuje bowiem, że nieproporcjonalny w stosunku do podaży popyt sprawi, że towary i usługi podrożeją. Prędzej czy później, ale na pewno. I to się dzisiaj dzieje. I to się niestety rozkręca.
Redaktora Życzkowskiego, podobnie jak Jarosława Kaczyńskiego, to oczywiście nie przekona, o czym zresztą ten drugi wiele lat temu zapewniał z sejmowej mównicy: – Żadne krzyki, żadne płacze nie przekonają nas, że czarne jest czarne, a białe jest białe.
Tym niemniej z jednym elementem felietonu red. Życzkowskiego wypada się zgodzić i to bez przewrotności. Z tytułem.