Polska w błędzie, czyli “Dzień świra” na deskach gorzowskiego teatru

Scena zbiorowa, fot. Teatr im. J. Osterwy
Prawie dwadzieścia lat po premierze kultowego już filmu „Dzień Świra”, z niezapomnianym Markiem Kondratem w roli głównej, perypetie Adasia Miauczyńskiego można oglądać na deskach Teatru im. Juliusza Osterwy. Sztukę Marka Koterskiego wyreżyserował Paweł Szkotak, znany gorzowskiej publiczności z brawurowej realizacji „Hamleta we wsi Głucha Dolna”.  

Kto nie zna losów sfrustrowanego, pełnego kompulsywnych zachowań, manii i natręctw inteligenta, polonisty, rozwodnika, który jest wściekły na wszystko: na sąsiadów, na świat, na siebie?… ten niech wybierze się do gorzowskiego teatru na tragikomiczną opowieść o samodestrukcji i samotności.  Tak, niech Państwa nie zwiodą salwy śmiechu dobiegające z widowni; to śmiech, który zamiera w ustach, ponieważ ma gorzki smak świadomości, z czego tak naprawdę się śmiejemy: czy aby na pewno z pechowego i agresywnego bohatera, przeciwko któremu sprzysięgło się wszystko? Czy śmiejemy się z archetypowych postaci składających się na bohatera zbiorowego, czyli Tłum, czyli Rzeczywistość. Przecież Ci inni, z którymi wojnę toczy Adaś Miauczyński, to właśnie my – a podobno piekło to inni.

Everyman, czyli Każdy

Bohater sztuki, tytułowy świr grany przez Jana Mierzyńskiego, jest nie tylko drażniący i zabawny zarazem, wzbudzając u widza cały wachlarz emocji, od współczucia po lekkie zniesmaczenie;  jest także niepokojąco niezdefiniowany pomimo wyrazistości swojego charakteru, ponieważ ani razu nie widzimy tak naprawdę jego twarzy.  Adaś Miauczyński to ogromna, sztuczna głowa lalki, którą aktor zdejmuje podczas spektaklu bodaj tylko dwa razy, a i tak stoi wtedy tyłem do publiczności. Odważna decyzja reżyserska i trudne zadanie aktorskie, kiedy nie ma się do dyspozycji twarzy, spojrzenia… zostaje tylko to obce i odrealnione „coś”, i głos, i reszta ciała odziana na szaro-buro-nijako.  Ale dzięki temu Adaś na scenie staje się kimś więcej, niż tylko żałosnym frustratem – desperatem, stając się symbolem bezcelowej wściekłości i piekła codzienności, Everymanem naszych czasów, dokładnie takim, na jakiego zasługujemy.  Pod tą głową – maską może kryć się każdy z nas; każdy, którego przerasta wielość ról społecznych, które należy pełnić, bo przecież tak trzeba; każdy, który żywi się niezgodą na zastaną rzeczywistość.  Dla Adasia Miauczyńskiego ten bunt wyrażany poprzez agresję i wściekłość, wydaje się być ostatnią siłą, trzymającą go przy życiu. Bo on żyć nie chce, bo jak sam mówi do Matki, nie ma już siły żyć. Mówi, że marzy o miłości i to w niej upatruje ratunku dla siebie, wspomina pierwszą ukochaną, ale nawet w marzeniach nie jest w stanie podjąć ryzyka, odważyć się, zawalczyć – o siebie. Bohater walczy, i owszem, ale z samym sobą, jest tak naprawdę więźniem samego siebie i swoich lęków, ale winą za swoje nieudane życie obarcza resztę świata, z którą jest w nieustającym konflikcie, co znakomicie obrazują sceny zbiorowe.

Polaków portret własny

Drugim bohaterem spektaklu jest wspomniany już wcześniej Tłum, czyli barwne, krzykliwe, pełne uprzedzeń, samolubne i wredne społeczeństwo. Polaków portret zbiorowy, chciałoby się rzec, ze wszystkimi wadami, słabostkami i przywarami. W tej roli rewelacyjnie wystąpiła reszta zespołu aktorskiego Teatru im. J. Osterwy, gdzie każda rola – od Policjantki po wszystkie Sąsiadki i Sąsiadów, Modelki i Modeli z reklam, Kury, Harmonistę, Kretyna, Matkę, Zakonnicę, Lekarza, Elę, Chinkę, Króla i Królową itd. – to barwna i energetyczna perełka, kolorowa i hałaśliwa szpila wbita w przeciętność głównego, szarego bohatera, której on oczywiście nie jest w stanie znieść. Kapitalne sceny humorystyczne (np. przymierzanie majtek w sklepie lub kolejni natręci na plaży, spacer z psami) kończy słynna  gorzka Modlitwa Polaka,  swoiste „mea culpa” i wyznanie win; przyznanie się, jacy tak naprawdę jesteśmy w stosunku do drugiego człowieka. I nie ma w tym już nic śmiesznego (nawiązując do tytułu innego dzieła Marka Koterskiego, gdzie również występował Adaś Miauczyński), uśmiech widza zmienia się w grymas, a widownia cichnie, jakby zrozumiała wreszcie niemoc głównego bohatera, który każdego dnia przegrywa ze światem.

Frustrację głównego bohatera i lekko groteskowy charakter spektaklu podkreśla także świetna scenografia Damiana Styrny oraz kostiumy zaprojektowane przez Natalię Kołodziej – to jak zetknięcie szpetoty szarego blokowiska z pięknem i wyrazistością koloru, symbolizującego marzenie, wyobrażenie, nadzieję. Tragikomiczna opowieść o dniu z życia świra, to pozycja niepokojąco aktualna i obowiązkowa dla każdego z nas, kto codziennie potyka się co rano o rzeczywistość.

fot. Teatr im. J. Osterwy

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content