Ban za antyunijne kłamstwa Polskich Elektrowni. (OPINIA)

Prawda jest prosta jak budowa cepa. Składa się z trzech słów: NIE WOLNO KŁAMAĆ. Przekonali się o tym w czwartek posłowie PiS, którzy próbowali powtarzać kłamstwa z antyeuropejskiej kampanii „Polskich Elektrowni”, ale transmisję ich konferencji prasowej przerwała telewizja TVN i sprostowała nieprawdę.

Przypomnijmy, że chodzi o zmasowaną kampanię antyunijną w postaci billboardów, które zawisły na ulicach całej Polski i reklam emitowanych w rządowych mediach, zawierających dwa hasła: „Opłata klimatyczna Unii Europejskiej to aż 60 proc. kosztów produkcji energii” oraz „Polityka klimatyczna UE = droga energia, wysokie ceny”.

Kłamstwo tych haseł sprowadza się do manipulacji danymi, po to, by winą za inflację i drożyznę w Polsce obciążyć Unię Europejską. Na kampanię Towarzystwa Gospodarczego „Polskie Elektrownie” szybko odpowiedziała Komisja Europejska i jej wiceprzewodniczący Frans Timmermans, który napisał: „Polityka unijna NIE jest odpowiedzialna za 60 proc. Państwa rachunków za energię. Niektórzy operują taką liczbą, przeinaczając sens dyskusji i pomijając fakt, że znaczna część tego rachunku składa się z kosztów przesyłu, podatków krajowych i innych opłat, a opłata za emisje dwutlenku węgla nie trafia do Brukseli, tylko bezpośrednio do polskiego budżetu”.

Rząd PiS wie, że drożyzna, inflacja i rosnące raty kredytów to dzisiaj największy problem Polaków. Nie da się już zyskiwać poklasku poprzez brutalne traktowanie uchodźców, czy szukanie haków na opozycję z użyciem Pegasusa. Kiedy chleb coraz droższy, to same igrzyska nie wystarczą. Dlatego celem propagandy Polskich Elektrowni (finansowanej de facto przez odbiorców prądu, czyli nas wszystkich) jest Unia Europejska, z której PiS najwyraźniej usiłuje Polskę wyprowadzić.

Jeszcze niedawno premier Morawiecki twierdził, że Polexit to „fake-news totalnej opozycji”, a władze PiS przyjęły uchwałę, że chcą pozostania Polski w UE. Dziś już widzimy, że ten fake-news stał się oficjalną narracją narodowych populistów. Tak samo zaczynał się Brexit w Anglii – od insynuacji i manipulacji faktami za pomocą wyjętych z kontekstu danych i liczb.

To, że Unia odpowiada za wysokie ceny w Polsce – to oczywista nieprawda, a przemawia za tym cały szereg argumentów, przedstawionych w poprzednim felietonie pt. „Kto uprawia antyunijną politykę rękoma Polskich Elektrowni”. W czwartek posłowie PiS Rafał Bochenek i Daniel Milewski oraz Jan Kanthak (Solidarna Polska) próbowali dowodzić, że powodem drożyzny są wysokie ceny energii, a te biorą się z polityki klimatycznej UE i wzrostu cen certyfikatów emisyjnych. Po ponad minucie stacja TVN24 przerwała transmisję tej konferencji i wyjaśniła, że wg specjalistów realne koszty wynikające z realizacji pakietu klimatycznego to ok. 23 proc. (a nie 60 proc.) ceny energii w Polsce.

TVN spotkał się z zarzutami PiS o kneblowanie wolności wypowiedzi. Tymczasem prawda jest banalna: granicą wolności słowa jest kłamstwo. Zwłaszcza kłamstwo, którego skutki może odczuć całe polskie społeczeństwo w sytuacji, gdy duża jego część uwierzy w takie brednie. A jeśli potem PiS dopnie swego i bezkarnie wyprowadzi nas z Unii, to stracimy unijne dotacje, wypadniemy poza europejską strefę swobodnego przepływu handlu, usług, towaru i kapitału, stracimy instytucjonalne gwarancje dla inwestycji zagranicznych, a na granicach z naszymi europejskimi sąsiadami staną mury, zasieki i mundury… Być może marzenie Jarosława Kaczyńskiego się spełni, ale my stracimy to wszystko, co  przyczyniło się do skoku cywilizacyjnego Polski ostatnich 30 lat.

Trudno będzie wtedy tłumaczyć, że zaczęło się od niewinnego kłamstewka o cenach energii…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content