Jaką naukę wyniesiemy z wojny na Ukrainie? (ANALIZA)

To jest ten moment. Po agresji Rosji na Ukrainę, rząd PiS ma teraz niepowtarzalną szansę, by choć trochę zmniejszyć ogrom swoich win wobec polskiego państwa i polskiego społeczeństwa, które nagromadziły się przez lata. Wystarczy, że odetnie się od dotychczasowych szaleństw, pójdzie po rozum do głowy i zacznie prowadzić politykę zgodną z polską racją stanu. Czy to za dużo?

23 lata temu, 17 lutego 1999 r. Sejm RP upoważnił prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego do ratyfikacji Traktatu Północnoatlantyckiego NATO. „Za” głosowało wówczas 409 posłów, przeciwko było tylko siedmiu. Wśród tych siedmiu byli przedstawiciele polskiej skrajnej prawicy, m.in. późniejsza działaczka PiS związana z Radiem Maryja i posłanka Anna Sobecka, którą później PiS rekomendował do Rady Programowej TVP. W tym kontekście nie powinno dziś nikogo dziwić spoufalanie się czołowych polityków PiS z prawicowymi proputinowskimi populistami w Europie, takimi jak Salvini czy Le Pen.

Trzeba jednak zapytać retorycznie (bo odpowiedzi najpewniej nie usłyszymy): w jakiej sytuacji byłaby dziś Polska, gdyby stało się tak jak głosowała posłanka Sobecka? W jakiej sytuacji byłaby dziś Polska poza NATO? Czy w takiej, w jakiej dziś jest Ukraina? Czyli bez traktatowych gwarancji bezpieczeństwa wynikających z członkostwa w NATO i – mimo moralnego wsparcia z całego świata – militarnie osamotniona w walce z Rosją…

Kto ogląda TVP i czyta rządowe gazety, ten wie, że od wielu lat PiS i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry zohydza nam Unię Europejską, próbując udowodnić, że Unia jest siedliskiem demoralizacji, że jest winna wysokim cenom prądu i horrendalnej inflacji w Polsce (za co w rzeczywistości winę ponosi głównie polityka gospodarcza rządu). Kampania zohydzania Unii zabrnęła już tak daleko, że jest postrzegana jak preludium do Polexitu, a nieustępliwość rządu PiS w obronie bezprawia w sądownictwie i dewastacja trójpodziału władzy, może kosztować Polaków miliardy euro z funduszy europejskich w nowej perspektywie finansowej.

Trzeba więc znów zapytać retorycznie (bo odpowiedzi najpewniej nie usłyszymy): w jakiej sytuacji byłaby dziś Polska, gdyby Ziobro i Kaczyński dopięli swego, wyprowadzając Polskę z Unii Europejskiej? Czy w takiej, w jakiej jest dziś Ukraina, która od ponad 10 lat bezskutecznie dobija się do unijnych bram? Ukraina boleśnie przegapiła historyczny moment, by ubiegać się o członkostwo w międzynarodowych instytucjach Zachodu. Kiedy zaczęła się o to starać, było już za późno, bo zderzyła się z imperialną polityką Putina.

My, dzięki społecznemu konsensusowi i dzięki tak dziś wyśmiewanej „politycznej poprawności” wszystkich rządów z lat 90. dopięliśmy swego, wstępując do UE i NATO. Nie zdążyliśmy tylko przystąpić do wspólnej europejskiej strefy walutowej, co już niebawem możemy boleśnie odczuć, kiedy polski złoty zacznie pikować jako waluta kraju znajdującego się w tzw. wojennej strefie zgniotu. Kraj, w którym inwestorzy boją się inwestować, ponosi wyjątkowe ryzyko związane z wahaniami kursu walutowego. W strefie euro to ryzyko byłoby amortyzowane siłą gospodarki pozostałych krajów strefy.

Jedno jest pewne: gdyby skrajnie prawicowi narodowi populiści rządzili Polską po przemianach ustrojowych w 1989 r., bylibyśmy dziś w zupełnie innym miejscu. Bynajmniej nie lepszym ani bezpieczniejszym. Prawdopodobnie bylibyśmy w jakichś egzotycznych, doraźnych sojuszach, z dala od europejskiej wspólnoty wartości i europejskiej wspólnoty interesu, bez funduszy europejskich i bez infrastruktury, powstałej dzięki tym funduszom. Ale narodowi populiści rządzą Polską niepodzielnie od sześciu lat i mogą jeszcze długo psuć międzynarodową pozycję Polski, dzielić społeczeństwo na lepszy i gorszy sort, szczuć na opozycję, zawłaszczać sądownictwo i wolne media, niszczyć dorobek poprzednich rządów…

Mogą, ale nie muszą, o ile wyciągną naukę z ukraińskiej lekcji.

Donald Tusk przedstawił trzypunktowy plan na obecną „godzinę próby”. Po pierwsze – usunąć jak najszybciej wszelkie spory i polityczne przeszkody we współpracy nad bezpieczeństwem z naszymi partnerami z NATO i Unii Europejskiej. Po drugie – przywrócić w Polsce praworządność. Po trzecie – współpraca wszystkich sił politycznych nad prawem wzmacniającym naszą obronność.

Czy to dużo? Nie, to plan minimum. Chciałoby się dużo więcej. Chciałoby się większej kultury i szacunku w debacie publicznej, mniej arogancji i zwykłego chamstwa w dyskusjach, zaprzestania propagandy, kłamstw i oszczerstw w mediach rządowych, przywrócenia mediom rządowym pluralizmu oraz wyznaczenia im misji publicznej, nakierowanej na obywatelską edukację. Chciałoby się większej integracji z Zachodem, wyznaczenia perspektywy wejścia do strefy euro… Chciałoby się mniej emocji, a więcej rozumu i więcej troski o dobro publiczne.

Tuż obok nas toczy się wojna. Wojna nigdy nie przynosi nic dobrego. Ale może tak się zdarzyć, że wojna Rosjan przeciwko Ukraińcom nauczy czegoś Polaków. Może dostarczy rządzącym Polską jakiejś refleksji, mądrości. Nawet gdyby miała to być mądrość po szkodzie.

Nadzieja umiera ostatnia.

Michał Iwanowski

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content