Nasze portfele w morderczym uścisku inflacji

Złotówka krok po kroku traci na wartości
Święta, święta i po… pieniądzach. W tym roku przysłowie Zastaw się, a postaw się nabrało szczególnie gorzkiego smaku, którego nie był w stanie poprawić ani smak sałatki warzywnej, ani żuru i białej kiełbasy.

Gdy w poświąteczny wtorek zapytaliśmy w zielonogórskim Carrefourze Krystynę Pospieszałę o nastrój kobieta nie kryła zdenerwowania.
– Daj pan spokój z takim pytaniem – wzruszyła ramionami. – Przyjechał syn z rodziną z Anglii i musiałam coś postawić na stół. Gdybym była tylko z mężem odwołalibyśmy tę całą Wielkanoc. Wzięliśmy chwilówkę, tysiąc złotych. Teraz będziemy chyba tynk ze ścian jeść, bo to, co zostało ze świąt, młodym zapakowaliśmy, niech tam też zjedzą coś dobrego. Od dzieciaków pieniędzy nie braliśmy, bo jakoś tak nie wypada.

Kurs dodawania

– Gdy w sklepach widzę te adnotacje, ile coś kosztuje, a ile by kosztowało, gdyby nie wysiłki rządu, to szlag mnie trafia – denerwuje się Gustaw Kowalski, tym razem w Biedronce. – Żeby za pomidory płacić kilkanaście złotych. Weźmy te małe puszeczki dla kota. Kiedyś kosztowały niespełna dwa złote, teraz prawie o złotówkę drożej. Z moją emeryturą to ja na tego kota wydam wszystko.
W piekarni wisi kartka informująca, że wprawdzie podatek z kosztów produkcji „zszedł”, ale pieczywo i tak nie potanieje, bo inne wydatki wzrosły.

Pixabay

W zasadzie zawsze narzekaliśmy, że wszystko drożeje, jednak teraz przechodzimy przyspieszony kurs podwyżkowej matematyki, ale niestety tylko w kategoriach dodawania i mnożenia. Jak podaje GUS inflacja w marcu wyniosła 11 proc. To więcej niż wcześniejsze szacunki urzędu (10,1 proc.) i rekord w XXI w. Najmocniej podrożały transport (24,1 proc.) oraz utrzymanie domu (17,7 proc.). Tylko w ciągu miesiąca w Polsce ceny wzrosły o 3,3 proc. To tyle samo, ile zdaniem rządu inflacja miała wynieść… w całym 2022 r. Tak przynajmniej wieszczyła ustawa budżetowa.
Najbardziej w ciągu minionych 12 miesięcy zdrożał opał – 61,3 proc. Niewiele lepiej jest w przypadku gazu (49,2 proc.) oraz paliw samochodowych. Benzyna kosztuje dziś o 29,2 proc. więcej niż rok temu, a olej napędowy – o 41,4 proc. Mimo tarczy antyinflacyjnej, wprowadzonej w lutym, szybują również ceny żywności. Przede wszystkim mięsa. I tak wołowina kosztuje o 23 proc. więcej niż rok temu, a drób o 32 proc.. Olej podrożał w ciągu roku o 30,3 proc., a tłuszcze zwierzęce o 21 proc., cena cukru podskoczyła o prawie jedną czwartą. Pieczywo 17,7 proc., mąka 19,4 proc., ryby? 11 proc., sery 10,8 proc. O 9,9 proc. droższe są warzywa, a o 7,4 proc. owoce. Kilkanaście procent w górę poszły opłaty za wizytę u lekarza, stomatologa, kosmetyczki czy fryzjera.

Koniec z plastikiem

Anna Wiśniewska z Zielonej Góry przyznaje, że kartę kredytową, a nawet bankomatową schowała na dnie szuflady. Jak tłumaczy, gdy płaci plastikiem trudniej zapanować jej nad wydatkami i po raz pierwszy od lat pod koniec miesiąca ląduje na bankowym debecie. Boi się, że w pewnym momencie nie będzie już w stanie spłacać zobowiązań.
– Przede wszystkim nie widzę światełka w tunelu, pracodawca tylko zapowiada jakieś podwyżki, ale kwoty brzmią symbolicznie – dodaje. – W telewizji słyszę, że inflacja szaleje w całej Europie, ale dla mnie to brzmi, jak argument z czasów komuny, że „w Afryce biją Murzynów”.
I pani Anna dodaje, że zrezygnowała też wyjazdów do Niemiec po proszek, czy tłuszcze, gdyż przy cenach paliwa mąż się zbuntował. Zresztą czy gra jest warta świeczki…?

Pixabay

Rzeczywiście inflacja dopadła większość krajów europejskich. Podobnie, jak polscy politycy i ekonomiści powtarzane jest tam jak mantra, że wszystkiemu winna pandemia i wojna na Ukrainie. O dziwo na jedną i drugą katastrofę bodajże najgwałtowniej zareagowali Niemcy, gdyż przed świętami brakowało na półkach proszku do prania, a olej i cukier reglamentowano, aby zapobiec fali robienia zapasów.
W Czechach padła psychologiczna bariera i inflacja jest tam już dwucyfrowa. Tutaj najsilniej rosną koszty użytkowania mieszkania i ceny paliw. Drożyznę widać też w restauracjach. Litwa to 14 proc., Estonia 11,6. Na Węgrzech w lutym ceny wzrosły o 8,3 proc. wobec prognozowanych 8,1 proc. Mniej zaskakujące były dane dla Niemiec i Hiszpanii, choć i tam nie ma mowy o wyhamowaniu podwyżek cen. Na tle tych wszystkich krajów Norwegia ma stosunkowo najmniejszy problem, ale sytuacja się pogarsza. Wynik dla całej Europy to 5,8 proc.
Jak te liczby przekładają się na ceny w sklepach? W Polsce zakupy zrobimy taniej, ale coraz więcej jest produktów, które poza granicami, w krajach, gdzie obywatele zarabiają zdecydowanie więcej, są tańsze. Porównując ceny w niemieckich i polskich sklepach, tych samych sieci, zauważymy, że tańsze są m.in. bułki, jaja, woda mineralna, kolorowe napoje gazowane, bita śmietana. Niedawno sprawdzaliśmy ceny w jednym z hiszpańskich kurortów. Zrobienie zakupów na śniadanie kosztuje mniej niż w naszym kraju.
– Tylko turyści są przekonani, że u nas ceny są od lat takie same – tłumaczy Felice, mieszkanka Majorki. – Weźmy te opakowania po kilka plasterków sera lub szynki. Owszem, kosztują od dawna 1 euro, ale ich zawartość jest coraz lżejsza. Wszystko drożeje.
W Hiszpanii dziwić mogą drogie owoce, okazuje się w polskich dyskontach pomarańcze, czy pomidory bywają po niższych cenach. I wiadomość z ostatnich dni, którą straszą hiszpańskie media – i tutaj inflacja przyspieszyła.

Pixabay
Nietoperz, a sprawa polska

Im dalej na zachód naszego kontynentu, tym mniej mówi się o wojnie, zniszczonych czołgach i zestrzelonych samolotach, a więcej właśnie o inflacji. I oprócz Chińczyka, który jako pierwszy zjadł chorego nietoperza i Putina próbuje się ustalić winnych. W naszym kraju, tradycyjnie, winny jest Donald Tusk, a ludzie odpowiedzialni za antyinflacyjne działania przekonują, że gdyby nie ich heroiczna walka i sprytne posunięcia, to mielibyśmy inflację, że ho ho. Tak, jakby owe 11 proc. z zapowiadaną dwudziestką to jeszcze nie było ho ho.
W rozmowie w studio Lubuskiego Centrum Informacji ekonomista prof. Sikora zwracał uwagę, że ciągle rosnąca w Polsce inflacja to w dużej mierze efekt spóźnionych reakcji NBP i RPP, a najbardziej odczują to kredytobiorcy.
– Oczywiście, że mając takie instrumenty, które tutaj są w ręku NBP, trzeba było i należało zadziałać szybciej, w związku, chociażby z podnoszeniem stóp procentowych – mówi ekonomista. – Rada Polityki Pieniężnej, na czele której stoi prezes NBP, sama w pewnym sensie nie wierzyła w swoje zapewnienia. Nie przewidzieli też, że dojdzie do wojny, która przyczyniła się w dużym stopniu do wzrostu inflacji. Początkowe podnoszenie stóp procentowych było takim lekarstwem w małych dawkach. Jednak, gdy już się spóźniliśmy, to podnoszenie stóp procentowych powinno być wyższe, ale w związku z tym rzadsze. Teraz podnosiliśmy je już osiem albo dziewięć razy i jeszcze zakłada się, że minimum cztery razy wzrosną.
Znaczna liczba Polaków szoruje już po budżetowym dnie, a Marek Belka ostrzega, że inflacja spowodowana wojną dopiero nadejdzie. Czarnowidztwo? Jeśli mówimy o naszej gospodarce, z reguły sprawdzają się właśnie czarne scenariusze.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content