O tym, jak Niemcy u nas bezcenne skarby chowali i o tajnej liście Grundmanna

Na zamku w Siedlisku rzeczywiście zgromadzono skarby
Wiele razy słyszeliśmy, że Lubuskie jest regionem kryjącym wiele skarbów. Wspominają o tym nawet archeolodzy, chociaż oni pod tym pojęciem nie koncentrują się na wartości, co raczej na intencji ukrycia przedmiotów, w naszej opinii bezwartościowych. Pójdźmy tropem bardziej dosłownych skarbów, takiego lubuskiego… złotego pociągu.

Opowieści o tajemniczych skrzyniach, zazwyczaj zatapianych u kresu II wojny światowej na dnie któregoś z naszych akwenów, naliczyłem kilkanaście. Tak miał skończyć chociażby słynny serwis łabędzi z pałacu w Brodach. Inny wariant to skrytki w pałacowych murach, czy kościelnych podziemiach. Bo gdzie się podziało zaginionym archiwum Talleyrandów. W Zatoniu miał się kryć testament bałtyckiego barona Ungerna-Sternberga, chana mongolskiego z 1921 roku, określający miejsce ukrycia skarbów mongolskich w Azji. W podziemiach gubińskiej fary znajdować się miały kosztowności mieszkańców tego zamożnego miasta. No i jeszcze Bursztynowa Komnata. Jak chcę niektórzy nadal spoczywa w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. W końcu hitlerowcy przygotowali tutaj tzw. komory depozytowe na dzieła sztuki i cenne archiwalia, a pociąg ze zrabowanymi w Królewcu dziełami sztuki, zatrzymał się, tak ma wynikać z dokumentów z 1944 roku, w Paradyżu. A skarby tutaj już znaleziono. Rosjanie wynieśli stąd około 500 skrzyń wypełnionych obrazami, rzeźbami, dokumentami i zabytkowymi meblami, które przewieziono 22 wagonami do Moskwy. Wśród nich był obraz m.in. słynny „Stańczyk” Jana Matejki…

Dawna Szprotawa. Fot. lwkz
Dziełom na ratunek

Każda z tych historii pełna jest tajemnic, na końcu każdej z nich jest znak zapytania. Jednak najciekawszą jest chyba ta o Liście Grundmanna, która jest lekturą obowiązkową każdego poszukiwacza skarbów. Na zaszyfrowanym wykazie schowków znajdowały się trzy lubuskie miejscowości.
Powstał on prawdopodobnie już pod koniec roku 1943. Skończył o się pasmo sukcesów armii Hitlera, bomby aliantów spadały coraz częściej na niemieckie miasta. Günther Grundmann, niemiecki, wrocławski historyk sztuki i konserwator, starał się zrobić wszystko, aby przed zniszczeniem uchronić dzieła sztuki, bezcenne archiwalia i inne zabytki. Stąd pomysł na wyznaczenie budynków, których położenie lub konstrukcja zwiększały szansę na przetrwanie tych dzieł. Wśród 79 miejsc na terenie Dolnego Śląska znalazły się kościoły, rezydencje, sztolnie i wyrobiska znalazły się trzy lubuskie lokalizacje. To zamek w Siedlisku, pałac w Borowinie i wreszcie obiekty sakralne w Szprotawie. W przeciwieństwie do MRU nie były to w wyrafinowany sposób przygotowane schowki.
W tym samym czasie do około 250 osób, kolekcjonerów, właścicieli rezydencji znanych z cennych zbiorów sztuki, książek, archiwaliów trafił apel o sporządzenie wykazu precjozów, które chcieliby ocalić od zagłady. Odpowiedziało 160 osób. Zapytani wskazali 552 obrazy, 90 rzeźb, 373 sztuk mebli, grafiki i kilka tysięcy wytworów rzemiosła… Miały tutaj trafić również zbiory instytucji państwowych. Podzielenie ich zasobów na kilka części, które trafiły w różne miejsca, gwarantowały ocalenie chociaż części konkretnej kolekcji. Nawiasem mówiąc właściciele wskazanych przez Grundmanna chętnie tego rodzaju „towar” przyjmowali, woląc obrazy i rzeźby od tysięcy uchodźców.
Jak ustalili historycy podobnych składnic musiało być znacznie więcej. Jak wynika z dokumentów firm przewozowych, pierwsze partie skarbów trafiały do składnic jeszcze przed sporządzeniem tej listy, już 1942 roku. Na początku artefakty trafiały do Henrykowa i Kamieńca Ząbkowickiego. Z samych tylko zbiorów muzealnych Wrocławia wywieziono i ukryto 34 ołtarze, 992 obiekty przedhistoryczne, 25 tys. tomów ksiąg, 11 epitafiów, 1500 sztuk szkła artystycznego, 7 tys. grafik, 195 miniatur, 3.180 monet, 746 sztuk zbroi i broni… Wówczas chodziło nie tyle o ukrycie przed aliantami, ale przed pożarami.

Pałac w Borowinie. Fot. LWKZ
Armia rabunkowa

Poszukiwanie skarbów to wcale nie jest pomysł kilku ostatnich dekad. Zorganizowana akcja trwała razem z postępującymi działaniami wojennymi. Stąd Sowieci powołali Główny Zarząd Zdobyczy, którego zadaniem było, mówiąc krótko, łupienie i rabowanie. Kilkuset ludzi, w tym historycy sztuki, mieli do dyspozycji kilka pociągów ewakuacyjnych, samochody… Niestety w ślad za nimi postępowali szabrownicy, a naszym regionie głównie z Wielkopolski. Dopiero później przybywali członkowie polskiej komisji rewindykacyjnej Ministerstwa Kultury i Sztuki, kierowanej przez Witolda Kieszkowskiego, dyrektora naczelnej dyrekcji muzeów, przybywała zbyt późno. Ich drobna przewaga polegała na tym, że w gruzach wrocławskiego urzędu konserwatorskiego znaleziono zaszyfrowany spis. Kod złamał Józef Gębczak, polski historyk sztuki i okazało się, że to właśnie lista Grundmanna…
Była to „drobna przewaga”. Skrytki w części nie były już kompletne. W niektórych miejscach znaleziono skarby kultury zagrabione na terenach okupowanych przez Niemców, były to z reguły zatrzymane w tym regionie transporty jadące w głąb Rzeszy. Tak było m.in. z biblioteką Schaffgotschów w Cieplicach. W sierpniu 1945 r. odkryto w niej 19 skrzyń ze skarbami katedry na Wawelu, katedry warszawskiej, Wilanowa, Łazienek, Muzeum Narodowego w Krakowie, Muzeum Czartoryskich. W Przesiece znaleziono obrazy Matejki i 60 skrzyń różnych zbiorów śląskich i z Polski.

Szabrownicy i turyści

Wróćmy do naszego regionu. W Borowinie (Hartu) odnaleziono dokumenty wrocławskiej biblioteki oraz archiwum miejskiego stolicy Dolnego Śląska. Zajmowały po dwie sale. Zlikwidowała ją ekipa Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego. Dokumenty z tej biblioteki i archiwum przechowywano także w nawach bocznych dwóch katolickich kościołów w Szprotawie. Kieszkowski był tam już w styczniu 1946 r. Księgozbiory zabezpieczyła ekipa biblioteki uniwersyteckiej.
Zabytki znalezione w okolicach Szprotawy gromadziły zorganizowane przez Kieszkowskiego magazyny w Gaworzycach i Jerzmanowej. Składnica w Siedlisku (Carolath) zarezerwowana była dla konserwatora z Berlina. Jakiego rodzaju zbiory były tam ukryte? Nie wiadomo. Kieszkowski dotarł tutaj w marcu 1946 i zastał już zamek spalony i splądrowany, częściowo przez okolicznych mieszkańców. Uratowano jednak część zbiorów, zwłaszcza XVII-wieczną bibliotekę zamkową. Wszystko to, co znalazło się w składnicach w Gaworzycach i Jerzmanowej wysłano pod koniec marca 1946 roku w trzech wagonach do Warszawy.
Co stało się ze skarbami? Wiele rozszabrowano, wiele dostało się w ręce niemieckich „turystów”, którzy za wszelką cenę pragnęli odzyskać ukryte w 1945 zabytki. Opisywana jest chociażby historia z Lubiąża, gdy polskie służby specjalne udaremniły zorganizowaną akcję odzyskania skarbów. Sam Grundmann nigdy później na Dolny Śląsk nie przyjechał, nie odpowiadał także na listy polskich naukowców…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content