Reparacje. Nadzieja na biliony, czy tylko polityczny chwyt pod publiczkę?

Fot. pixabay
6 bilionów, 200 miliardów złotych… Na tyle Jarosław Kaczyński, a raczej PiS, wycenił nasze straty podczas II wojny światowej. I zażądał reparacji w takiej kwocie. Słowem, po co nam pieniądze z Unii skoro Niemcy powinni nam zapłacić więcej. Jest tylko jedno drobne „ale”… Niewiele wskazuje na to, aby nasi zachodni sąsiedzi naprawdę mieli nam zapłacić tę astronomiczną kwotę.

Ale od początku. U schyłku II wojny światowej wydawało się, przynajmniej Polakom, że Jałta i Poczdam załatwiają wszystkie problemy dotyczące europejskiego ładu raz na zawsze, mimo że furtką było tzw. zastrzeżenie poczdamskie, które mówiło, że kwestie graniczne ureguluje dopiero ostateczny traktat pokojowy. Później było tylko lepiej, gdyż za Odrą i Nysą mieliśmy bratnią Niemiecką Republikę Demokratyczną. W lipcu 1950 r. premierzy Polski Ludowej i NRD w Zgorzelcu podpisali porozumienie o uznaniu granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Wówczas nie było mowy o jakiejś dyskusji między Warszawą i Bonn.

Stało się to 20 lat później, 7 grudnia 1970 r., gdy PRL i Republika Federalna Niemiec podpisały traktat „O podstawach normalizacji stosunków”, który oznaczał uznanie tej samej linii granicznej przez drugie z niemieckich państw. Jednak nie było to wcale poklepywanie się po plecach, pełne stosunki dyplomatyczne nawiązano dopiero dwa lata później i to nie ze względu na nasze opory. Sprzeciw wobec prowadzeniu takiej niemieckiej polityki wschodniej wyrażała zwłaszcza Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna. Politycy tej partii kontynuowali linię kanclerza Konrada Adenauera, który nie dopuszczał do siebie myśli porozumienia z państwami komunistycznymi i uznania granicy z Polską. Doprowadziło to nad Renem nawet do politycznego trzęsienia ziemi, które zakończyło się przyjęciem przez Bundestag rezolucji, przesądzającej o „tymczasowym charakterze” traktatu z 1970 roku.

Krosno Odrz. w 1945. Fot. LWKZ
Strach przed wypędzonymi

Później nie było łatwiej. Jeszcze kilka godzin przed upadkiem muru berlińskiego kanclerz Helmut Kohl w rozmowie z premierem Tadeuszem Mazowieckim stwierdził, że nie są możliwe dalsze kroki dyplomatyczne na rzecz uznania granicy polsko-niemieckiej: „Żaden rząd niemiecki nie może dziś uznać granicy Odra-Nysa w imieniu całych Niemiec, które dopiero powstaną w przyszłości”. Kohl bał się, że podpadnie Związkowi Wypędzonych i całemu środowisku rewizjonistycznemu, które stanowiły zaplecze jego partii.

W lipcu 1990 roku w Paryżu spotkali się przedstawiciele znanej nam wielkiej czwórki, w których wzięli udział również strona polska, czyli minister spraw zagranicznych prof. Krzysztof Skubiszewski i premier Tadeusz Mazowiecki. W protokole końcowym zapisano, że „granice zjednoczonych Niemiec będą miały charakter ostateczny, który nie będzie mógł być podważany przez żadne zewnętrzne wydarzenia lub okoliczności”. W podpisanym 12 września 1990 r. „Traktacie o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec” podpisanym przez „wielką czwórkę” i oba państwa niemieckie pisano, że zjednoczone Niemcy obejmą obszar RFN oraz NRD i nie będą miały jakichkolwiek roszczeń terytorialnych wobec krajów sąsiednich.

Podpisany dwa miesiące później Traktat między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o potwierdzeniu istniejącej między obu państwami granicy składał się ledwie czterech punktów, w których obie strony deklarowały potwierdzenie granicy polsko-wschodnioniemieckiej uzgodnionej w 1950 r. oraz „do bezwzględnego poszanowania suwerenności i integralności terytorialnej”. I jeszcze 17 czerwca 1991 r. i Trakt między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, w którym obie strony oświadczyły, że „będą kształtować swoje stosunki w duchu dobrego sąsiedztwa i przyjaźni oraz dążyć do stworzenia Europy, w której przestrzegane są prawa człowieka i podstawowe wolności, a granice utracą dzielący charakter”.

Fot.pixabay
No dobrze, a kasa?

W poczdamskich dokumentach zapisano, że „Niemcy zobowiązane są wynagrodzić w naturze straty spowodowane przez nie w toku wojny narodom sojuszniczym. Odszkodowanie powinny otrzymać w pierwszej kolejności te kraje, na których spoczywał główny ciężar wojny i które poniosły największe straty oraz organizowały zwycięstwo nad wrogiem”. W innym miejscu czytamy, że „Niemcy będą zmuszone do wynagrodzenia w jak najszerszym stopniu strat i cierpień wyrządzonych Narodom Zjednoczonym, z powodu których naród niemiecki nie może uchylić się od odpowiedzialności”. Żądania o odszkodowania ze strony ZSRR miały być zaspokojone przez wywiezienie odpowiednich przedmiotów z radzieckiej strefy okupacyjnej w Niemczech oraz stosownych funduszy niemieckich, znajdujących się za granicą. Natomiast roszczenia Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i innych krajów uprawnionych do odszkodowań miały zostać zaspokojone przez strefy zachodnie oraz z odpowiednich zagranicznych funduszy niemieckich.

Słowem, Polska miała otrzymać reparacje za pośrednictwem ZSRR, czyli to właśnie od wielkiego brata mieliśmy domagać się odszkodowań. W trakcie konferencji poczdamskiej Józef Stalin zasugerował jedynie, że ZSRR przekaże Polsce 15 proc. z odszkodowań pobieranych od Niemiec we własnej strefie okupacyjnej (ok. 1,5 mld USD). Kremlowscy księgowi szybko obliczyli, że od należnej kwoty należy odliczyć różnicę w majątku między tym utraconym na wschodzie i zyskanym na zachodzie. Wycenili ją na 6 mld dolarów, mimo że wszystko co dało się stąd wywieźć pojechało na wschód. Gdy podobne zastrzeżenia zgłosiła strona polska usłyszeliśmy, że sowieckie łupy zabrane z ziem zwanych odzyskanymi to raptem 500 mln dolarów.

Kreml zgodził się łaskawie na przekazanie naszemu krajowi 15 proc. majątku i dostaw z radzieckiej i z zachodnich stref okupacyjnych. Zresztą zrobiliśmy wówczas „złoty” interes zobowiązując się przy okazji do dostaw do ZSRR ogromnej ilości węgla po symbolicznej cenie. I jak wyliczono więcej straciliśmy na tym węglu niż zyskaliśmy na reparacjach.

fot. pixabay
Reparacyjna pułapka

Już w 1953 roku polskie władze zadeklarowały wolę rezygnacji z reparacji wojennych (dotyczącą obu części Niemiec) i jeszcze w tym samym roku stwierdziła, że czuje się usatysfakcjonowany dotychczasowym zadośćuczynieniem. Miało to związek z problemem Sowietów z utrzymaniem porządku w ich strefie okupacyjnej Niemiec. W konsekwencji zdecydowali się przestać pobierać reparacje.

Zresztą w naszych relacjach z zachodnim sąsiadem o pieniądzach rozmawiano dość często. Na przykład o wysiedlonych. W Niemczech Zachodnich przekonywano, że zarówno przymusowe wysiedlenie Niemców z byłych obszarów wschodnich III Rzeszy, jak i wywłaszczenie ich majątków bez odszkodowania były niezgodne z prawem międzynarodowym16. Z kolei Polska uważała, że była do tego upoważniona ze względu na objęcie tych obszarów suwerennością terytorialną, a przewłaszczenie własności niemieckiej oparte było na założeniu zaspokojenia z majątku wroga-agresora jej dążeń do uzyskania reparacji wojennych, do których pobrania upoważniała Polskę Umowa poczdamska. W polskiej doktrynie prawnej obowiązywało stanowisko, że na mocy umowy poczdamskiej państwo polskie miało prawo przejąć własność niemiecką zarówno państwową, jak i prywatną oraz dokonać zmian w strukturze własności na podstawie aktów prawa wewnętrznego. Państwa zachodnie do majątku przejmowanego na poczet reparacji od Niemiec zaliczały także niemieckie majątki prywatne.

Ile nam się należy?

Szacować szkody wyrządzone Polsce przez Niemcy w dobie II wojny światowej zaczęto zaraz po jej zakończeniu. Było to karkołomne przedsięwzięcie, trzeba było zliczyć straty biologiczne, materialne i kulturalne. Z niektórych danych wynikało, że zginęło od 5,47 mln do 5,67 mln obywateli II Rzeczypospolitej. Do przymusowej pracy w Niemczech wywieziono prawie 3 mln obywateli; z terenów bezprawnie włączonych do Niemiec ok. 1,5 mln osób wypędzono z domów. Zdaniem Włodzimierza Kalickiego wartość polskich strat w zasobach kulturowych wynosiła według przeliczników obowiązujących pod koniec 2001 r. ok. 20 mld dolarów.

Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów przedstawiło w styczniu 1947 r. zestawienie polskich szkód wojennych spowodowanych przez III Rzeszę. Wynika z niego, że ich łączna wartość wynosiła prawie 260 mld zł w cenach z sierpnia 1939 r., co w przeliczeniu (po kursie z sierpnia 1939 r.) dawało sumę 48,8 mld USD (obecnie ok. 700 mld USD). Łączne straty ludnościowe Polski pod niemiecką okupacja oszacowano na 6,28 mln ofiar, z czego ok. 3 mln ofiar przypadało na ludność żydowską. Ubytek majątku narodowego ustalono na poziomie 38 proc. jego stanu z 1938 r., przy czym straty w materialnym wyposażeniu kultury wynieść miały 43 proc.

Pomysł „odświeżenia” reparacji pojawił się w 1970 roku, wraz z próbami normalizacji stosunków z RFN. Specjalna komisja straty materialne Polski określiła na kwotę 92.772 mln zł przedwojennych, ale zainteresowania opadło. Przyjęto stanowisko, że w 1953 roku sprawa reparacji została rozwiązana, a pozostał jedynie problem odszkodowań dla polskich obywateli, czyli odszkodowań prywatnych.

7 grudnia 1970 r. Gomułka stwierdził m.in., że „[…] rząd polski jeszcze w 1953 r. zrzekł się reparacji wobec Niemiec jako całości, a więc również wobec NRF. Do tej sprawy powracać nie będziemy niezależnie od tego, jak patrzelibyśmy na nią obecnie. Pozostał jednak nierozwiązany problem odszkodowań, który nie jest równoznaczny z reparacjami […]”.

Marki zachodnioniemiecki popłynęły. W 1972 r. Polska otrzymała 100 mln DM od rządu RFN na rzecz ofiar pseudomedycznych eksperymentów dokonywanych na obywatelach polskich przez Niemców w czasie II wojny światowej. W 1975 r. doszło do podpisania porozumienia między PRL a RFN, w wyniku którego RFN przekazała 1,3 mld DM, jako odszkodowanie za świadczenia emerytalno-rentowe dla uprawnionych osób w Polsce oraz przyznała Polsce kredyt w wysokości 1 mld DM o stopie procentowej wynoszącej 2 proc. W zamian władze PRL zobowiązały się do tego, że ok. 125 tys. obywateli polskich uzyska w ciągu czterech lat pozwolenie na wyjazd do RFN. 16 października 1991 r. zostało podpisane polsko-niemieckie porozumienie w sprawie pomocy polskim ofiarom zbrodni hitlerowskich. Na jego mocy rząd niemiecki zobowiązał się przekazać 500 mln DM na konto Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”. 17 lipca 2000 r. na indywidualne odszkodowania przeznaczono kwotę 1,812 mld DM (22,3 proc. z 10 mld DM na wypłatę świadczeń niemieckich dla byłych robotników niewolniczych i przymusowych Trzeciej Rzeszy w wielu państwach). Wypłaty były realizowane do 2007 r.

Fot. pixabay
Koniec sielanki

Pod koniec lat 90. doszło do pogorszenia stosunków polsko-niemieckich m.in. na tle zaszłości historycznych, w tym sporu wokół projektów kierownictwa Związku Wypędzonych dotyczących budowy Centrum przeciwko Wypędzeniom i roszczeń odszkodowawczych wobec Polski ze strony Powiernictwa Pruskiego. Zarejestrowane w 2003 r. Powiernictwo zajęło się koordynacją roszczeń ponad 30 tys. Niemców.

W rewanżu 10 września 2004 r. Sejm stwierdził, że „[…] Polska nie otrzymała dotychczas stosownej kompensaty finansowej i reparacji wojennych za olbrzymie zniszczenia oraz straty materialne i niematerialne spowodowane przez niemiecką agresje, okupację, ludobójstwo i utratę niepodległości przez Polskę; Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wzywa Rząd Rzeczypospolitej Polskiej do podjęcia stosownych działań w tej materii wobec Rządu Republiki Federalnej Niemiec”; oświadczył również, że „[…] Polska nie ponosi żadnych zobowiązań finansowych wobec obywateli Republiki Federalnej Niemiec wynikających z II wojny światowej i jej następstw”; wezwał rząd RP „[…] do jak najszybszego przedstawienia opinii publicznej szacunku strat materialnych i niematerialnych poniesionych przez Państwo Polskie i jego obywateli w wyniku II wojny światowej”; zaapelował do władz RFN „[…] o uznanie bezzasadności i bezprawności niemieckich roszczeń odszkodowawczych przeciwko Polsce oraz o zaprzestanie kierowania obywateli niemieckich na drogę sądową lub administracyjną przeciwko Polsce”;

Strona niemiecka na każdym kroku podkreślała, że uważa sprawy reparacji za ostatecznie załatwione. W wystąpieniu w dniu 1 sierpnia 2004 r. w Warszawie kanclerz Schröder oświadczył, że nie będzie popierał indywidualnych roszczeń obywateli niemieckich wobec Polski, a państwo niemieckie zachowa w tym względzie neutralność. Z kolei rząd Marka Belki prezentował stanowisko, w myśl którego Polska ani obecnie, ani w przyszłości nie będzie zgłaszać kwestii majątkowych związanych z wydarzeniami II wojny światowej. Rząd RP odmówił realizacji uchwały Sejmu z 10 września 2004 r.

Sprawa reparacji dla Polski od Niemiec powróciła do polskiego dyskursu politycznego w drugiej połowie 2017 r. 1 lipca 2017 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas kongresu partii powiedział, że Polska nigdy nie zrzekła się należnych odszkodowań za II wojnę światową. W następnych tygodniach politycy PiS (m.in. Arkadiusz Mularczyk) mówili, że Polska ma prawo dochodzić od Niemiec ok. 850 mld USD70. Jednak faktem jest, że w sierpniu 2017 r. ponad 70 proc. ankietowanych w Polsce opowiadało się za wystąpieniem o reparacje od Niemiec.

I mamy czeski film. 17 sierpnia 2017 r. wiceminister spraw zagranicznych Marek Magierowski oświadczył, że Polska nie będzie się domagała od Niemiec reparacji wojennych. Podkreślił, że w przeważającej części polska doktryna prawna skłania się ku stanowisku, że oświadczenie z 1953 r. stanowi wiążący jednostronny akt państwa polskiego – podmiotu prawa międzynarodowego. Natomiast we wrześniu tego samego roku Biuro Analiz Sejmu RP przygotowało ekspertyzę, według której Polsce przysługują reparacje wojenne od Niemiec, a twierdzenie, że roszczenia wygasły lub uległy przedawnieniu, są nieuzasadnione. Przygotowaniem raportu o polskich stratach wojennych zajął się parlamentarny zespół do spraw reparacji.

I to zamieszanie ciągnęło się przez lata i temperatura sporu rosła wraz z sytuacja polityczną w kraju/ W połowie stycznia 2018 r. minister spraw zagranicznych Polski Jacek Czaputowicz mówił, że temat reparacji nie istnieje w relacjach między rządami Polski i Niemiec; jednocześnie stwierdził, że polskie społeczeństwo potrzebuje takiej debaty – niemiecka strona podchodziła do tego tematu w sposób formalny, ze strony prawa międzynarodowego.

W sierpniu 2017 r. ukazał się Raport Służb Naukowych Bundestagu w sprawie reparacji wojennych dla Polski i odszkodowań dla polskich obywateli, w którym uzasadniono tezę, że nie ma podstaw prawnych dla roszczeń reparacyjnych od Niemiec, a minister spraw zagranicznych Heiko Maas, w czasie wizyty w Polsce na przełomie lipca i sierpnia 2019 r. powiedział m.in., że Niemcy poczuwają się moralnie do odpowiedzialności za II wojnę światową i o tego, jakie szkody wyrządziła ona Polsce. Jednocześnie zaznaczył, że sprawa reparacji jest dla Niemiec zamknięta z prawnego punktu widzenia.

Dnia pierwszego września…

…roku pamiętnego. Czyli 1 września 2022 lider PiS przedstawił nowe rachunki krzywd.

— Suma, która została przedstawiona jako wartość poniesionych strat, została przyjęta najbardziej ograniczoną, konserwatywną metodą. Można by ją bardzo zwiększyć. Jest to suma poważna. 6 bilionów 200 miliardów zł. (…) Biorąc pod uwagę, że takie odszkodowania płaci się przez dziesięciolecia (…) to jest to suma z punktu widzenia gospodarki niemieckiej całkowicie możliwa do udźwignięcia — powiedział prezes PiS.

Kaczyński swoje, a Niemcy swoje.

— Stanowisko niemieckiego rządu nie uległo zmianie, sprawa reparacji została zamknięta – powiedział rzecznik niemieckiego MSZ w Berlinie. —Polska już dawno, bo w 1953 roku, zrzekła się dalszych reparacji i kilkakrotnie potwierdzała to zrzeczenie. To podstawa obowiązującego obecnie porządku europejskiego. Niemcy ponoszą odpowiedzialność polityczną i moralną za II wojnę światową — dodał rzecznik.

Pointa? Proponuję zająć się Szwedami za Potop i Czechami za najazd Brzetysława. Ówczesne straty były porównywalne. Chociaż… Do nas również kilka państw mogłoby się dobrać.

Tak na marginesie

W 2015 r. rząd Grecji zażądał od Niemiec 279 mld euro zadośćuczynienia za pomordowanie cywilów, grabieże i zniszczenia dokonane przez Niemcy w czasie II wojny światowej79. Władze greckie uznały, że kwota 115 mln DM, które RFN wypłaciła Grecji na mocy umowy podpisanej w 1960 r. była niewystarczająca. Natomiast włoski Trybunał Konstytucyjny uznał kilka lat temu, że obywatele Włoch indywidualnie mogą pozywać państwo niemieckie za zbrodnie, jakich dopuściła się III Rzesza. Od kilku lat trwają też rozmowy między rządami RFN i Namibii w kwestii odszkodowań za ludobójstwo ludów Herero i Nama, jakiego Niemcy dopuścili się w swej byłej kolonii w Afryce Południowo-Zachodniej w latach 1904–1907.

92 lat po zakończeniu I wojny światowej Niemcy wypłaciły ostatnią ratę reparacji wojennych wyznaczonych na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego. Ostatnią transzę odszkodowań w wysokości 70 mln euro Bundesbank przelał na konta rządów Wielkiej Brytanii i Francji w 2010 roku. W 1921 roku specjalnie powołana do tego Międzysojusznicza Komisja Reparacyjna ustaliła ogólną sumę reparacji państwom Ententy oraz krajom z nimi sprzymierzonym za straty poniesione przez nie podczas działań wojennych na 132 mld marek w złocie.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content