Świat w kratkę, czyli kto i jak kończy (FELIETON)

Newsweek doniósł, że tzw. afera podsłuchowa z ośmiorniczkami, która w 2015 r. wyniosła Kaczyńskiego do władzy, szyta była nićmi Putina. Dzisiaj Kaczyński sugeruje – jak kiedyś Trump – że nie uzna wyników wyborów, jeśli je przegra. Cóż… Kto zaczął jak Putin, ten skończy jak Trump.

Newsweek opisał kulisy śledztwa w sprawie afery podsłuchowej z 2014 r., kiedy to w warszawskich restauracjach nagrani zostali czołowi politycy PO, narzekający na sytuację w Polsce. Kilka niecenzuralnych sformułowań ze strony polityków zostało wykorzystane do ataku prawicowych mediów na ówczesny rząd, tuż przed wyborami. I skończyło się wygraną PiS w 2015 r.

Jak nielegalne nagrania trafiły do prawicowych mediów? Tego jeszcze nie wiadomo, ale Newsweek ustalił, że zanim tam trafiły, zostały sprzedane rosyjskim służbom specjalnym. Zeznał to jeden z podejrzanych, mający status świadka koronnego. Prokuratura nie chce jednak podjąć wątku szpiegowskiego. Być może więc okaże się, że rację miał Tusk, który już dawno temu powiedział, iż afera podsłuchowa sprzed ośmiu lat „pisana była cyrylicą”.

PiS i Kaczyński na razie nic sobie z tego nie robią. Czują się pewnie. Ale tylko dopóty, dopóki prokuratura podlegać będzie Ziobrze, Ziobro Morawieckiemu, a Morawiecki Kaczyńskiemu. A to wszystko może się rozsypać po kolejnych wyborach… Determinacja jest więc ogromna, by przetrwać.

To dlatego Kaczyński daje do zrozumienia, że nie uzna wyników wyborów, jeśli je przegra. – Jestem przekonany, że uczciwe wybory wygramy my – powiedział do swoich zwolenników w Puławach. Stosując odwróconą logikę językową, to tak samo, jakby powiedział: – Jeśli nie wygramy wyborów, to wybory nie będą uczciwe.

Jakieś skojarzenia? Takie słowa mogą oznaczać wariant amerykański ze stycznia 2021, kiedy to zwolennicy Trumpa przypuścili szturm na Kapitol, zaatakowali instytucje państwa. Trump i jego zwolennicy twierdzili, że wybory wygrane przez Bidena zostały „skradzione”, a sam Trump na Twitterze zachwycał się dzikim tłumem plądrującym Kapitol, za co zresztą Twitter zablokował mu konto.

Kaczyński jednak wie, że za podburzanie tłumu do agresji przeciwko instytucjom państwa, Trump prawdopodobnie skończy jak żałosny satrapa, być może trafi za kratki. To tylko kwestia czasu, bo demokracja amerykańska obroni się przed jej gwałcicielami. Kaczyński raczej nie ma co liczyć na taką łaskawość nowych elit, jakiej doświadczył Jaruzelski w 1989 r., dzięki Okrągłemu Stołowi. W przypadku skazania, mógłby najwyżej liczyć na ekspresową ścieżkę prezydenckiego ułaskawienia jakiej doczekał pisowski minister Mariusz Kamiński dzięki Andrzejowi Dudzie.

Kaczyński wie, że jeśli przegra wybory, to ustrojowe bezprawie się skończy. Wie, że wygrana demokratycznej opozycji przywróci praworządność, a przywrócenie praworządności oznacza nieuchronność kary za przestępstwa przeciwko ustrojowi państwa i za gwałt na interesach obywateli (jak choćby pozbawienie należnych pieniędzy unijnych).

Donald Tusk już zapowiada: „Trybunał Stanu to pieszczota, oni będą siedzieć”. PiS się boi, a strach jest zawsze matką agresji. Dlatego Kaczyński staje się coraz bardziej niebezpieczny, bo stawia wszystko na jedną kartę: wygranie wyborów za wszelką cenę. Cenę, którą poniosą Polacy. Nie on.

Zaczyna już dziś. Zapowiedział zmiany kodeksu wyborczego: – Wprowadzimy pewne rygory, żeby nie można było robić różnych nieładnych rzeczy – powiedział enigmatycznie w Puławach. Chce też manipulować liczbą obwodowych komisji wyborczych, czyli tych, gdzie głosujemy. Jest ich w Polsce 28 tys., ale zdaniem Kaczyńskiego – za mało. – Będziemy chcieli stworzyć jeszcze kilka tysięcy takich lokali, szczególnie w takich miejscowościach kościelnych, żeby ludzie wychodzący z kościoła mogli zagłosować – stwierdził bez ogródek.

Co dalej? Czy kolejnym krokiem będą lokale wyborcze w zakrystiach, albo wprost przy ołtarzach? Żeby ludzie mieli bliżej, żeby się nie pogubili po drodze, żeby nie zapomnieli, że większe zagrożenie czyha na laickim Zachodzie Macrona i Scholza, niż na bogobojnym, choć prawosławnym Wschodzie Putina i Łukaszenki…

Wybory dopiero za rok. Powyborczy krajobraz może być w kratkę.

Byle dla tych, którzy powinni oglądać świat przez kratki.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content