REPORTAŻ ŚLEDCZY: „A przestań, to dobry, religijny człowiek jest”

Grafika: wlubuskie.pl
Głaskanie po głowie, sugerowanie chodzenia w sukienkach oraz strach i mobbing w pracy. To tylko niektóre sytuacje, które opisali nam pracownicy Lubuskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Kalsku. Kobieta, która zgłosiła się do nas, jest przekonana, że w wyniku stresu utraciła dziecko. Publikujemy poruszający reportaż śledczy portalu wlubuskie.pl.

Patrycja to skromna i prawie 30-letnia brunetka. Ukończyła dwa kierunki studiów. Wiecznie uśmiechnięta, pomocna, z sercem do zwierząt. Na jej profilu w mediach społecznościowych można znaleźć mnóstwo akcji wspierania psów i kotów. W Lubuskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Kalsku pracuje od 2019 roku. Samorządowcy, z którymi współpracowała przy projekcie Lokalne Partnerstwo Wodne, mówią jednym słowem: kompetentna.

Jak sama mówi, nie jest osobą konfliktową. Niestety, w skostniałych strukturach rządowych agencji czy jednostek bardzo często doświadczenie i staż pracy bierze górę nad umiejętnościami i wiedzą. Patrycja musi swoje wycierpieć. Trudno jej w szczególności z panem Zdzisławem, który pracuje w ośrodku od blisko 40 lat i pełni funkcję zastępcy kierownika jednego z działów, z którym współpracuje.

Jego wieloletnia praca na rzecz ośrodka pozwoliła na wypracowanie pewnej pozycji wśród innych. Wielokrotnie przekraczał wszelkie granice współpracy, dialogu czy kultury wobec innych. Młodszych i mniej doświadczonych pracowników traktował naprawdę źle – mówi nam Patrycja.

Jednak konflikty były na bieżąco rozwiązywanie i łagodzone przez ówczesną dyrekcję. Sytuacja uległa pogorszeniu, gdy pod koniec 2021 roku dyrektorem LODR został Wojciech Szadel. Pochodzący ze Wschowy, jest uznawany za protegowanego szefa lubuskich struktur PiS Marka Asta. Pracownicy LODR zdają sobie sprawę, że dyrektorzy czasami się zmieniają, w szczególności gdy decydują o tym politycy. Postanawiają podejść do nowego pracodawcy z tym samym zapałem do pracy jak zazwyczaj. Ten jednak od samego początku chce pokazać, kto tutaj rządzi. Dopiero później pracownicy dowiedzą się, że zachowanie dyrektora Szadla mogło być pośrednią przyczyną zawału jednego z pracowników w poprzednim miejscu pracy. Potwierdzają to wyroki sądów.

Wielbić i wykonywać

Na początku sprawiał dobre wrażenie. Jednak moje problemy zaczęły się dosyć szybko, już w grudniu 2021 roku – opowiada.

Wtedy Patrycja została zobligowana do napisania wniosku do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, chociaż zwyczajowo robił to inny dział. Dostawała sprzeczne informacje, jej bezpośredni przełożeni mówili, aby nie pisała, ale dyrektor Szadel się uparł. Przygotowała go najlepiej jak potrafiła, chociaż do końca nie wiedziała, jak ma to wykonać. Mimo wszystko wniosek i tak wrócił do poprawek. Pech chciał, że dyrektor wcześniej pracował właśnie w agencji i traktował te sprawy ambicjonalnie. To właśnie wtedy pierwszy raz spotkała się z poważną reprymendą i usłyszała, że jest powolna, brakuje jej chęci i może stracić pracę. Wychodziła z gabinetu ze łzami w oczach.

Pracownica tłumaczy nam, że różnego typu reprymendy i sugestie poprawy pracy zdarzały się zawsze i były akceptowane, jednak to dyrektor Szadel wprowadził „władzę absolutną”. – Zaczęliśmy mieć poczucie, że powinniśmy go wielbić i zawsze wykonywać polecenia, nawet jeżeli zgodnie z naszym doświadczeniem i wiedzą są błędne. Zwrócenie na to uwagi kończy się podniesieniem głosu i słownym karceniem. Wszyscy czuliśmy, że mamy się czego i kogo bać – wyznaje.

Kolejną sytuacją był awans zawodowy Patrycji. Do tej pory każdy z pracowników po trzech latach stażu otrzymywał awans na wyższe stanowisko i drobną podwyżkę. Mniej więcej w momencie składania wniosku dyrekcja zmieniła regulamin, a ona otrzymała odmowę awansu. Domyślała się, że to właśnie ona mogła być powodem zmian w regulaminie. Pracownicy i kadrowa nie potwierdzili, ale też nie zaprzeczyli.

Pytania prywatne

Pytam, co najbardziej wpływało na tę atmosferę strachu w LODR w Kalsku. – Pan dyrektor wykazuje zachowania, których boję się ja i nie tylko ja. Jednego dnia jest miły, uśmiechnięty, drugiego dnia wzywa mnie lub kogoś innego i karci tak naprawdę bez powodu. Trzeba wpasować się w jego myśli, gusta, humor, inaczej jest źle – mówi bez wahania Patrycja.

Sytuacja nagle się zmienia. W okolicach maja ze strony dyrektora Szadla zaczynają się pytania prywatne, od banalnych: gdzie Patrycja „robi paznokcie, bo ładnie wyglądają”, zwraca uwagę na wygląd dziewczyny, zauważa, czy nakręciła zegarek, czy nie. Padają również bardziej osobiste pytania, np. Jakich lubi pani partnerów w związku? Czy np. spokojnych, takich jak on?

Te wszystkie pytania i zachowania sprawiały, że czułam się osaczona i wiecznie obserwowana. W tym czasie prawie każde moje wejście do gabinetu dyrektora kończy się namawianiem do wzięcia udziału w wyjeździe integracyjnym, do którego ma dojść w czerwcu. Nie chciałam jechać, moi znajomi z pracy też się wykruszali. Usłyszałam, że dyrektor będzie bardzo niezadowolony, jeżeli nie pojadę. Koleżance potem tłumaczyłam się, że muszę pojechać, bo dyrektor sugerował, że będzie pamiętał, kto nie pojedzie i miałam wrażenie, że może się mścić – wyznaje dziewczyna.

Ciężkie czasy

Dla Patrycji przychodzą ciężkie czasy. Zaczynają się urlopy, sama jest odpowiedzialna za szereg działań. Samotnie jeździ po starostwach powiatowych i nosi skrzynie z materiałami. W tym czasie podejrzewa, że jest w ciąży. – To chyba najpiękniejszy moment w życiu każdej kobiety. Na samą myśl, że będę miała dziecko, przepełniało mnie szczęście – mówi.

Patrycja w końcu prosi o pomoc ze względu na ciężką fizyczną pracę. Na sierpniowe upalne spotkanie jedzie już z dyrekcją. Ubrana jest w szare spodnie i elegancką bluzkę z krótkim rękawkiem. Dostała od dyrektora reprymendę, że nie jest odpowiednio ubrana. – Nie jest pani już dziewczynką, powinna pani sukienki nosić i jak kobieta się ubierać – miał powiedzieć dyrektor.

Dziewczyna bała się bardzo, dlatego następnego dnia przyszła ubrana tak, jak życzył sobie Szadel. Jadąc na spotkanie, usłyszała kolejne prywatne pytania o planowanie rodziny i kiedy chciałaby zajść w ciążę. Potem dyrektor będzie miał pretensje, że wtedy mu nie powiedziała. Szadel jednak brnął dalej: Czy według pani jestem męski? Te pytania już były bardzo niesmaczne.

Tego samego dnia miała wizytę u lekarza. Ten nakazał jej natychmiastowe pójście na zwolnienie chorobowe od następnego dnia. Patrycja poprosiła o wypisanie zwolnienia kilka dni później, gdyż chciała pozamykać część swoich spraw i przekazać obowiązki.

Załamanie, stres, strach

Pełna stresu, zrozpaczona i rozczarowana odchodzi na zwolnienie chorobowe. Liczy, że uspokoi nerwy i skupi się na rodzinie i ciąży. Jednak w ciągu kilku najbliższych dni życzliwi znajomi z pracy informują ją, jak dyrektor zaczyna komentować jej zwolnienie. Publicznie w sekretariacie mają padać zdania o tym, że „pani Patrycja zostawiła nas ze wszystkim” albo „Czy pani Patrycja musiała iść na to L4? Ta ciąża jest zagrożona czy co?”. – Czułam się tragicznie i nie mogłam zapomnieć o całej sytuacji. Koleżanka mi powiedziała, że została wezwana do dyrektora i usłyszała, że on sobie nie życzy, aby ktoś zrobił tak, jak Patrycja, że z dnia na dzień odchodzi na zwolnienie. To wszystko sprawiało, że nie mogłam przestać o tym myśleć – dodaje. W tak zwanym międzyczasie przesyła jeszcze z domu korespondencję mailową, bo nikt nie zadbał o przekierowanie jej.

25 sierpnia Patrycja trafia do szpitala. To wszystko jest dla niej dziwne. Wcześniej robiła badania i wszystko było w najlepszym porządku, sama też jest okazem zdrowia. Okazuje się, że poroniła. Dziecko przestało się rozwijać w 6/7 tygodniu, czyli mniej więcej w czasie, gdy zaczęła otrzymywać informacje, że jej zwolnienie jest komentowane w pracy. Patrycja jest załamana. Stres i strach przed kolejnymi informacjami z pracy mógł wpłynąć negatywnie na ciążę.

Potwierdza to w rozmowie z nami psychoterapeutka dr Maja Herman:

Stres jest tym czynnikiem, który poprzedza absolutnie wszystkie zaburzenia, choroby psychiczne ale i jest czynnikiem wyzwalającym kryzys psychiczny. Krótko działający czynnik stresowy, działa na nas mobilizująco, alarmuje nasz organizm do walki i ucieczki, dzięki temu jako gatunek w czasach prehistorycznych mogliśmy przetrwać. Ale ten długo działający, codzienny, powolnie drenujący nasze zasoby jest czynnikiem, który destabilizuje nasze ciało oraz psychikę – mówi ekspertka – Stres upośledza naszą odporność,  przez co częściej chorujemy na choroby infekcyjne i zapalne. Ale stres to też zmiany w ukrwieniu i odżywieniu poszczególnych narządów i układów w naszym ciele, co może doprowadzić do ich nie wydolności a w konsekwencji do takich sytuacji jak np. poronienie i utrata dziecka – dodaje Herman.

Sprawa dla ministerstwa

Rozpacz przybiera jednak kolejny etap. Patrycja chce sprawiedliwości. Nie może pozwolić, żeby te same efekty spotkały jej koleżanki z pracy. Liczy na jeszcze jedną kwestię. Sama była wyborczynią Prawa i Sprawiedliwości.

Pochodzę z religijnej, rolniczej rodziny. Lata temu ja i moi rodzice zaufaliśmy partii Prawa i Sprawiedliwości, czego pomału zaczynamy żałować. Nigdy nie bałam się bronić, dla innych często irracjonalnych, decyzji rządu. Mam wrażenie, że przez to straciłam sympatię wielu osób w firmie, osób, które jawnie mówią, że PiS nie powinien być przy władzy – będzie pisać później w piśmie do samego Jarosława Kaczyńskiego.

Pierwszą osobą, do której się odzywa, jest jeden z radnych powiatu świebodzińskiego i ważna figura  lokalnych strukturach Prawa i Sprawiedliwości. Ten z początku obiecywał spotkanie z szefem wojewódzkich struktur Markiem Astem. Jednak ostatecznie nie zrobił nic. Patrycja podejrzewa jednak, że o sytuacji powiadomił władze partii. Samodzielnie postanowiła zadzwonić do biura Asta. Tam też nie uzyskała pomocy. Patrycja nie poddaje się, już 3 września pisze pismo do posła Jacka Kurzępy. – To jedyna osoba, która wykazała zainteresowanie tą sprawą i to właśnie on powiadomił o całej sprawie Marka Asta – dodaje dziewczyna.

Z kolejnych pism dowiadujemy się, że parlamentarzysta powiadomił Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Jak sprawdziliśmy, był jedyną osobą, która postanowiła to zrobić. Potwierdza to informacja jaką otrzymaliśmy od Dariusza Mamińskiego, radcy Wydziału Prasowego MRiRW. Zastanawiąjące jest jakie działania podjął choćby wojewoda lubuski Władysław Dajczak, którego o pomoc prosił Jacek Kurzępa? Odpisał w piśmie do poszkodowanej, że nie posiada kompetencji i nie może ingerować w sprawy, o których pisze pokrzywdzona. W tak zwanym międzyczasie dziewczynę odwiedza Kurzępa. Mówi, że jest po rozmowie z Markiem Astem i pytał go, co zamierza w sprawie dyrektora Wojciecha Szadla zrobić. Patrycja miała usłyszeć, że partia uznaje dyrektora za „dobrego i religijnego człowieka”.

Postanowiliśmy skontaktować się z Posłem Markiem Astem, wysłaliśmy również zapytania na skrzynki mailowe, jednak do momentu ukazania się artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z kolei służby wojewody nie odpowiedziały na nasze pytania i prosiły o wskazanie ważnego interesu publicznego, mimo iż zaznaczyliśmy, że piszemy w tej sprawie artykuł. Tutaj również nie uzyskaliśmy odpowiedzi.

Prawidłowe zasady współżycia

Dlaczego parlamentarzyści i politycy Prawa i Sprawiedliwości nie powiadomili prokuratury? Z rozmów z osobami będącymi blisko obozu rządzącego słyszymy, że postawienie jakichkolwiek zarzutów Wojciechowi Szadlowi mogłoby wiązać się z „drażnieniem gniazda szerszeni”, czyli frakcji Marka Asta. Politycy PiS bali się również i wprost przyznawali, że afera LODR jest nieporównywalnie większa niż ta w WORD.

W październiku zaczynają się jednak pierwsze kontrole. Swoją wysyła Państwowa Inspekcja Pracy, a miesiąc później w końcu sprawą zajmuje się ministerstwo rolnictwa. LODR w trybie ekspresowym powołuje komisję mobbingową, która do tej pory w jednostce nie funkcjonowała. PIP odmawia nam udzielenia informacji o wynikach kontroli. Te otrzymaliśmy jednak z LODR. Nie wskazują jednoznacznie na mobbing. Wnoszą jedynie o „podjęcie działań zmierzających do prawidłowego ukształtowania w zakładzie pracy zasad współżycia społecznego”.

Kontrolerzy przeprowadzili anonimowe ankiety. Na 38 przebadanych pracowników, większość stwierdziła, że nie występują zachowania mobbingowe. Jednak 8 osób uznało, że takie działania nie były wykonywane w obecności świadków. 9 osób zaznaczyło występowanie działań mobbingowych. Warto jednak nadmienić, że w Ośrodku pracuje 118 osób. Trudno powiedzieć dlaczego nie przepytano nawet połowy. Kontrola ministerialna jeszcze trwa i została przedłużona z uwagi na kolejne zgłoszenie następnego pracownika.

Osób zastraszonych w ośrodku jest więcej. Niektóre nie chcą się wypowiadać, boją się stracić pracę – wyznaje Patrycja. – W momencie zgłaszania tych wszystkich spraw miałam poczucie, że ci ludzie mi pomogą. Powiadomiłam również pana Bogusława Motowidełkę [przewodniczący regionu zielonogórskiego NSZZ Solidarność – dop. red.], słyszałam jego wypowiedzi w sprawie mobbingu w WORD. Odpisał mi w sposób lakoniczny i nie wykazał chęci pomocy.

Postanowiliśmy dopytać go o całą sytuację, niestety nasz mail pozostał bez odpowiedzi.

Tej pani dziękujemy

W końcu Patrycja dowiaduje się, że do Zielonej Góry 3 grudnia przyjedzie prezes Jarosław Kaczyński. Wejściówkę dostała w biurze poselskim Jerzego Materny. Przy wejściu jednak pojawiają się problemy. Dziewczynę rozpoznaje jeden z prominentnych działaczy z zarządu partii Prawa i Sprawiedliwości, i deklaruje, że kobiety nie ma na liście i nie może wejść. W otrzymaniu plakietki pomaga pracownica biura poselskiego, która prosi o dopisanie Patrycji. Dziewczyna jest ponownie zatrzymana, pytają ją kilka razy, co chce tutaj powiedzieć.

Patrycję osaczają pracownicy Służby Ochrony Państwa (dawny BOR), wymieniają się spojrzeniami i między sobą mówią: „To jest ta pani”, „Acha, wiem która”. Partyjni nie daje za wygraną i zatrzymuje Patrycję do czasu przybycia posła Jerzego Materny. Gdy ten przybywa, Patrycja prosi o pomoc. Poseł przekonuje funkcjonariuszy, żeby weszła na spotkanie. Ponownie chce interweniować jednak działacz partyjny. Poseł zmienia zdanie i pyta przestraszony: „Co chcesz tam zrobić?”, „Po co to pani, przecież miała pani takie ciężkie przeżycia”. W tym momencie Patrycja ich pyta: „Panowie, wy mnie wszyscy znacie i nic w mojej sprawie nie zrobiliście?”. Chwilę później spotyka Marka Asta, ale ten nie jest zainteresowany rozmową z nią.

Mężczyźni starają się jeszcze przekonać dziewczynę, aby nie próbowała robić nic, co ich zdaniem zepsuje wizytę prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Niestety, głosu nie zabrała. Pisma też nie przekazała Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wysłała pocztą. Odpowiedzi brak.

Pierwsza pomoc i nowe odkrycia

Patrycja jest zrozpaczona, nie widzi już możliwości pomocy. Prosi o spotkanie z marszałek Elżbietą Anną Polak. Drżącym głosem opowiada o całej historii, o poniżaniach, mobbingu, utracie dziecka i braku pomocy. Włodarz województwa po zaledwie jednej rozmowie postanawia zawiadomić Prokuraturę Rejonową w Świebodzinie.

Pracownicy sugerują nam, abyśmy sprawdzili również przeszłość dyrektora Wojciecha Szadla. Docieramy do wyroku Sądu Rejonowego w Nowej Soli z lutego 2020 roku. Jeden z pracowników Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ze Wschowy pozywa swojego pracodawcą o ustalenie wypadku przy pracy. Okazuje się, że jego bezpośrednim przełożonym był wtedy właśnie Wojciech Szadel, kierownik biura powiatowego agencji.

Mężczyzna doznał zawału mięśnia sercowego. Sąd ustalił, że przyczyną zawału był silny stres i emocje związane z pracą. Kilka dni wcześniej to właśnie Szadel namawiał wielokrotnie mężczyznę do przejścia na emeryturę. Pracownik czuł się mobbowany przez kierownika. Komisja ds. przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji potwierdziła, że postępowanie kierownika było „karygodne i naganne”, a także „nieprofesjonalne”. Co istotne, Sąd Okręgowy w Zielonej Górze oddalił w listopadzie 2020 roku apelację, którą złożyła agencja i w pełni zgodził się z wyrokiem sądu rejonowego.

Dochodzenie policyjne

O całą sprawę zapytaliśmy oczywiście dyrekcję Lubuskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Kalsku.

Udało nam się uzyskać jedynie odpowiedzi od radcy prawnego LODR Aleksandry Kowalewskiej: „Zarzuty mobbingu są dyrektorowi Lubuskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego znane. Nie polegają na prawdzie. Nie zostały potwierdzone w toku postępowania wewnętrznego Komisji ds. przeciwdziałania mobbingowi i dyskryminacji ani w toku kontroli przeprowadzonej przez Państwową Inspekcję Pracy oraz kontroli Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Zgodnie z wiedzą LODR nie zostało wszczęte żadne postępowanie cywilne ani karne w przedmiocie mobbingu” – czytamy w przesłanym nam mailu.

Dzisiaj już wiemy, że policja na zlecenie prokuratury wszczęła dochodzenie w sprawie przestępstwa określonego w art. 218 par. 1a Kodeksu karnego, czyli „Kto, wykonując czynności w sprawach z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, złośliwie lub uporczywie narusza prawa pracownika wynikające ze stosunku pracy lub ubezpieczenia społecznego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.

Dyrektor Wojciech Szadel za pośrednictwem radcy prawnego zapowiada jednak możliwe pozwy. „W związku z bezpodstawnymi, zniesławiającymi zarzutami dyrektor LODR będzie dochodził obrony swoich dóbr osobistych oraz dóbr LODR w Kalsku na drodze prawnej, z uwzględnieniem odpowiedzialności karnej za przestępstwo zniesławienia” – czytamy.

Zapytaliśmy również o wszystkie przedstawione sytuacje. Dostaliśmy jasną odpowiedź, że nie miały miejsca.

Najwyraźniej jednak dyrekcja zaczęła realizować to co zapowiadała, gdyż po pierwszych publikacjach medialnych, na głównej stronie LODR pojawiło się oświadczenie pracowników. Od niektórych słyszymy, że bali się odmówić dyrekcji, która nalegała. Zastanawiające są to jednak metody, gdy sprawę pracowniczą wyciąga się na światło dzienne na oficjalnej stronie LODR w postaci wyskakującego okienka.

Dowiedzieliśmy się również, że do związków zawodowych wpłynęło pismo, w którym dyrektor zamierza rozwiązać z Patrycją umowę o pracę. Powodem ma być to, że ze swoją sprawą poszła do mediów. Na rozmowę z dyrektorem Wojciechem Szadlem jesteśmy umówieni we wtorek. Z pewnością o to zapytamy.

Prawdziwe dane pracowników są znane redakcji, na ich wyraźną prośbę imiona w artykule zostały zmienione.

fot. FB LODR – Dyrektor Wojciech Szadel często obraca się wśród działaczy PiS – tutaj na spotkaniu z Ministrem Rolnictwa Henrykiem Kowalczykiem oraz Wojewodą Lubuskim Władysławem Dajczakiem.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content