Od kilku moich znajomych usłyszałem, że są już znużeni… wojną. Mają dość codziennych relacji, odliczania kolejnych dni inwazji, podawania liczby martwych Rosjan i zestrzelonych dronów. Każda relacja jest taka sama, jakiś zniszczony budynek, jedna osoba zginęła, trzy zostały ranne. I co z tego? W jednym wypadku drogowym ginie więcej osób…
Rzeczywiście, to wszystko zaczyna przypominać serial, w którym trup ściele się gęsto, a krew zdaje się ściekać z ekranu. Serial, którego scenarzysta nie postarał się i kolejne odcinki są niemal takie same. Widok z drona. Rosyjski czołg, na który spada bomba, eksploduje. Wyczołgują się z niego płonący ludzie. Czasem zbliżenie jest takie, że widać oczy umierającego człowieka. Jedni stwierdzą: Przecież to Rosjanin. Inni nie poświęcą temu co widzą nawet chwili refleksji. W innym serialu widzieli przecież bardziej drastyczne sceny.
To niewiarygodne, jak ta wojna funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Rozmaite instytuty sztuki wojennej poddają analizie każdy ruch poszczególnych batalionów, emerytowani generałowie dają nam wykłady taktyki, spekulują co do planów walczących armii, a propaganda obu stron sprawia, że wszystko spowija mgła niejasności. Tragedia milionów ludzi przypomina strategiczną grę, w której ludzkie dramaty są sprowadzone do statystyki, setek tysięcy poległych żołnierzy, tysięcy zniszczonych czołgów, samolotów, wyrzutni. Przegrywasz? Wciśnij „new game”. Do tego, nie tyle w tle, co raczej w centrum uwagi, miliardy dolarów, które trafiają do macherów od przemysłu zbrojeniowego, zacierających ręce na widok pustoszejących magazynów. I jeszcze te gadające głowy zbijające kapitał polityczny.
Tak, mamy już dość tej wojny obserwowanej na ekranach telewizorów i komputerów. Ale pomyślcie, jak bardzo dość mają jej Ukraińcy.