Zakola i meandry. W błysku luf (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Nasz generalissimus i jego świta mają gdzieś opinię Polaków
Ostatnio premier, mistrz kłamstw i przeinaczeń, dzielnie przemawiał na tle czołgów. Prezes Jarosław siał nienawiść na „pikniku wojskowym” – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan, kiedy usłyszał pytania, jakie partia rządząca wykombinowała na wymyślone przez siebie referendum, pomyślał, że oni mają Polaków za kompletnych idiotów i działają w ramach złotej myśli byłego szefa telewizji „Prosty lud to kupi”.

Owe pytania są tak idiotyczne, odnoszące się do spraw nieistniejących (rzekoma relokacja imigrantów) albo wymyślonych gdzieś na ulicy Nowogrodzkiej, która dziś przypomina Komitet Centralny PZPR (czy jesteś za podwyższeniem wieku emerytalnego albo czy popierasz likwidację bariery na granicy z Białorusią).

Nasz generalissimus i jego świta mają gdzieś opinię Polaków. Liczą, że część ludności – szczególnie ta omamiona dramatyczną propagandą telewizyjną i prasową w wykonaniu przyzwoitych kiedyś lokalnych gazet, dziś zamienionych w biuletyn jedynie słusznej partii – zrobi to, co im sugerują. Mają też nadzieję, że część elektoratu – ta, która głosuje, bo tak trzeba, ale nie wie, o co chodzi, na kogo i na co głosuje – wrzuci nawet pustą kartkę do urny i powiększy frekwencję. Takich numerów należało się spodziewać. Hasło wypowiedziane kiedyś przez Gomułkę „Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy” jest, jak się okazuje, wiecznie żywe.

Pan Bogdan, spodziewając się podobnych kombinacji, nie przypuszczał jednak, że panowie, wyzywając tych, którzy myślą inaczej, od zdrajców, przyjaciół Niemiec i wrogów narodu, wciągną w kampanię wyborczą wojsko.

Ostatnio premier, mistrz kłamstw i przeinaczeń, dzielnie przemawiał na tle czołgów. Prezes Jarosław siał nienawiść na „pikniku wojskowym”. Wszystko było pięknie pomyślane, lufy czołgów błyskały w słońcu, a groźne spojrzenia wojaków od razu wprowadzały niepokój w gronie wrogów, czyli tych, którzy nie akceptują tego, co z tym krajem robi nasza rodzima junta.

Jednak – jak słusznie zauważył jeden z internautów – pijarowcy dali ciała. Czemu? Wobec odpowiednio wyglądających, w zielonych bluzach, dzielnego ministra obrony narodowej i twardego jak skała prezydenta, premier i prezes w garniturach wyglądali żałośnie, mało groźnie, jak jacyś smutni cywile, a nie przywódcy narodu, który za płotem ma konflikt zbrojny. Wyobraźmy sobie premiera w moro, z twarzą wymalowaną w barwy wojenne, z automatem na plecach, a prezesa Jarosława w mundurze generalskim z lampasami, obwieszonego orderami niczym sowieccy marszałkowie. Dodatkowo za ich plecami ktoś mógłby odpalić granatnik, przejechałaby amfibia czy wóz pancerny albo przeleciała rakieta. To byłoby coś! Dałoby efekt, wzmocniło sympatyków i nieprzekonanych, poraziło wrogów, bo – jak mówił prezes – tych ciągle nie brakuje….

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content