Taka cudna parada. Dziś rocznica Bitwy Warszawskiej

15 sierpnia na ulice stolicy wymaszeruje i wyjedzie wszystko to, co polska armia ma najlepszego. Czyli oprócz ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka będzie to jakieś 200 jednostek polskiego i zagranicznego sprzętu wojskowego oraz 92 statki powietrzne w asyście 2000 żołnierzy. Sam minister twierdzi, że „defilada będzie okazją do tego, żeby zobaczyć, jak silne jest Wojsko Polskie”.

„Niedawno zobaczyłem na zdjęciu żołnierza w zamaskowanym stalowym hełmie, wzór z 1967 r. Wielu żołnierzy, jeżeli chce mieć dobrej jakości kamizelkę kuloodporną, rękawiczki, gogle, to kupuje je za własne pieniądze. To naprawdę nie jest śmieszne” – mówi z kolei płk. rez. Robert Stachurski, były szef Obrony Powietrznej Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych. Nie żebym się czepiał, ale do opinii cytowanego pułkownika jak ulał pasują te wszystkie rakiety, zapalniki i inne balony, które w wielkim spokoju wędrują po naszym niebie. Jeśli pamiętacie… Na wielkim placu w centrum stolicy wielkiego kraju organizowano wielkie parady wielkiej armii, która w przysłowiowym praniu okazała się kartonowym wojskiem. Bo jak wygląda armia sprawdzić łatwiej w koszarach i na poligonie niż na placu defilad.

Święto Wojska Polskiego przypada w rocznicę Bitwy Warszawskiej z 1920 roku, która rozstrzygnęła losy wojny polsko-bolszewickiej. Bitwa odbyła się na przedpolach Warszawy i zakończyła się zwycięstwem Polski. Naczelnym wodzem był marszałek Józef Piłsudski, a szefem sztabu generalnego gen. Tadeusz Rozwadowski. Był to kulminacyjny moment działań wojennych, w wyniku których ukształtowały się granice II Rzeczpospolitej po okresie zaborów i I wojnie światowej. Patrząc na siły obu stron (bolszewicy 104–114 tys. żołnierzy, 600 dział i ponad 2450 karabinów maszynowych, Polacy 113–123 tys. żołnierzy, 500 dział i ponad 1780 karabinów maszynowych) można by nazwać je wyrównanymi, zatem żadna cudowna ingerencja nie była potrzebna, ale niezbędna była myśl strategiczna i zarządzanie zasobami oraz wykorzystywanie błędów przeciwnika, o które nie było i nie jest trudno. O ile złamanie bolszewickich szyfrów było wypadkową naszych zdolności, o tyle zdobycie mapy z planami przeciwnika to już był łut szczęścia…

W historii sztuki wojennej Bitwa Warszawska jest przykładem, cytując, rozstrzygającego manewru, którego efekt końcowy osiągnięty został myślą przewodnią dowódcy, rzetelną pracą sztabu oraz wysokimi umiejętnościami oficerów i żołnierzy na polu walki. Bowiem naszym żołnierzom żaden cud nie był potrzebny. Zwyciężyli, bo byli sprawnie dowodzeni i nie wahali się zapłacić daninę krwi, bo walczyli o swój dom. Określenie „cud” było potrzebne raczej politykom w celu wzmocnienia mitu założycielskiego odrodzonej Rzeczpospolitej. Zresztą bardzo szybko pojawił się spór o to, kto opracował plan bitwy, chociaż nie ten plan sprawił, że także na świecie batalia ta jest określana jedną z najważniejszych bitew w dziejach świata. Zatrzymała pochód bolszewików na zachód.

Ciekawe, czy ktoś pomyśli o tym oglądając koreańskie czołgi, amerykańskie samoloty i inne zabawki brytyjskie, francuskie, niemieckie… Przykład wojny, która toczy się za naszą wschodnią granica pokazuje, że konfliktów w tej skali nie wygrywa się zabawkami, ale sojuszami, a z naszymi obecnymi talentami dyplomatycznymi czarno to widzę. Parada w Warszawie ma być witryną, która ma pokazać naszą armię? Nie, raczej pokaz tego, jakie wojsko chcielibyśmy mieć. To znakomicie wpisuje się w kampanię wyborczą rządzących, którzy chcą pokazać jak pod ich władztwem Polska „rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatnio”. Armia ruszyła do walki o głosy…

Cud nad Wisłą? Naprawdę nie chciałbym myśleć o przyszłości tego kraju w kategoriach kolejnych cudów wybłaganych na Jasnej Górze. Chciałbym, aby był to wynik ciężkiej pracy i rozumu zjednoczonych rodaków. I może odrobiny szczęścia.

Ale to chyba byłby cud…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content