Lechia wyciągnęła z 1:2 na 3:2. Pokazała charakter, ale też charakterek (ZDJĘCIA)

Pięciu chłopców gra w piłkę
Gorąco pod bramką Lechii Zielona Góra, ale z tej akcji gola nie będzie
Piłkarze Lechii Zielona Góra w niedzielę pokazali charakter, pokonując u siebie GKS Tychy w Centralnej Lidze Juniorów U-17. Niestety, emocje nie skończyły się wraz z ostatnim gwizdkiem sędziego, a niektórym zawodnikom i działaczom przydałby się zimny okład.

Przed niedzielnym (1 października) meczem GKS miał na koncie tylko jedno zwycięstwo i plasował się niżej w tabeli, więc takiego rywala wypadało pokonać. Tak też się stało, chociaż Lechia musiała nieźle się natrudzić, a w drugiej połowie nawet przegrywała… Ale po kolei.

Dawid Dębski strzelił dwie bramki i… zobaczył czerwoną kartkę

Zaczęło się bardzo obiecująco, bo zielonogórzanie już w 6 minucie objęli prowadzenie. Po strzale Dawida Dębskiego piłka trafiła w słupek, ale po dobitce Mikołaja Górnego ugrzęzła w siatce. Zanosiło się na to, że gospodarze zdominują tyszan, stało się jednak inaczej. Goście atakowali coraz śmielej i coraz groźniej. I w 45+3 minucie dopięli swego, wyrównując po bramce Piotra Gębali.

Po przerwie przyjezdni nadal szukali swoich szans i w 57 minucie wyszli na prowadzenie, znów po golu Gębali. Tymczasem miejscowi odpowiedzieli po siedmiu minutach. Dębski najpierw pozwolił się sfaulować w polu karnym, a następnie osobiście wykorzystał jedenastkę. Ten sam zawodnik w 78 minucie ustalił wynik spotkania, wykorzystując dobre dośrodkowanie i głową posyłając piłkę do siatki.

Rzut karny dla Lechii Zielona Góra. Strzela Dawid Dębski

Sędzia doliczył sześć minut do drugiej połowy, ale pozwolił grać nieco dłużej. Niestety, emocje nie skończyły się wraz z ostatnim gwizdkiem. Między zawodnikami iskrzyło już w trakcie meczu. Po zakończeniu spotkania doszło do kolejnych prowokacji i przepychanek. Najpierw czerwoną kartkę zobaczył Dębski, a następnie Miłosz Szydłowski z GKS. W międzyczasie skandalicznie zachował się jeden z działaczy, który przemierzył ponad połowę boiska, żeby werbalnie zaatakować arbitra, używając przy tym słów powszechnie uznawanych za obelżywe.

W pomeczowym zamieszaniu na duże brawa zasłużył Maciej Pawelec, kapitan Lechii. Obok trenerów obu zespołów był jednym z nielicznych, którzy potrafili zachować spokój i zapanować nad kolegami, których wyraźnie poniosły złe emocje.

Maciej Pawelec: Staramy się nie zwieszać głowy po straconych bramkach

– Zaczęliśmy naprawdę fajnie. Szybko strzelona bramka dała trochę nadziei, że jeszcze możemy więcej – skomentował Maciej Pawelec. – Potem gra się wyrównała. Niestety, mój błąd, poszła akcja dosłownie w ostatnich sekundach pierwszej połowy, straciliśmy bramkę. W drugą połowę przeciwnicy weszli naprawdę mocno, zdeterminowani, po bramkę. I strzelili, co prawda też po naszym głupim błędzie. Ale udało się nam podnieść. Jedna bramka z karnego, druga fajna, po dośrodkowaniu, czyli to, co ćwiczymy na treningach. Szkoda trochę tych żółtych kartek na sam koniec, bo widać było, że przeciwnicy prowokują. Przegrali, więc prowokują, żebyśmy w następnych meczach byli trochę osłabieni.

“Do boju, do boju, do boju – Lechijka!”

Co zdecydowało o tym, że Lechia potrafiła się podnieść i wyciągnąć z 1:2 na 3:2? – Zgranie ekipy. To jest duch. Od młodego staramy się nie zwieszać głowy po straconych bramkach – podkreślił Maciej. – Wiemy, że potrafimy odrabiać. Pokazywaliśmy to już nieraz – czy to dzisiaj, czy w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, gdzie z 0:1 w plecy udało się wyciągnąć na 1:1. To jest szatnia, wszyscy się megadobrze znamy, lubimy i ta atmosfera wszystko sprawia.

Fotogaleria z meczu Lechia Zielona Góra – GKS Tychy

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content