Zakola i meandry. Kop w górę (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Prezes Jarosław chce walczyć z Zielonym Ładem! Nie zająknął się oczywiście, że wszystkie, jak się okazało uciążliwe dla nas, elementy owego ładu, zaakceptował i podpisał premier Morawiecki
Warto zadumać się nad niektórymi karierami. Poobserwować, jak potrafią zmienić się ludzie, by sięgnąć po konfitury i ważna stanowisko – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan, kiedy usłyszał panią marszałek Sejmu, która z przekonaniem mówiła, że na stacjach benzynowych zarządzanych przez państwowy koncern nie brakuje paliwa, kiedy z całego kraju spływały meldunki, że tu i ówdzie brakuje, a w niektórych miejscach dowozi je wojsko, pomyślał, że oni już naprawdę funkcjonują w innej rzeczywistości.

Zadumał się też nad niektórymi karierami. Pracuje ktoś na przykład w szkole, ale może to być w zupełnie innej firmie, gdzieś w jakimś miasteczku. Jest szanowany, nawet lubiany, ma grono przyjaciół. Nie jest ani kimś wybitnym, ani zbyt słabym na swoim stanowisku. Po prostu robi swoje.

Aż nagle, mimo iż wcześniej był raczej apolityczny i w towarzystwie nie wyrażał radykalnych poglądów, dostaje propozycję, żeby kandydować. Najpierw do samorządu. Z racji tego, że fajnie robił swoje, zostaje radnym. Już wtedy zaczyna skręcać w prawo. Nagle, czego wcześniej nie demonstrował, okazuje się żarliwym katolikiem. W dyskusjach na trudne tematy, w odróżnieniu od tego, co prezentował wcześniej, jest nieprzejednany zgodnie z wytycznymi swojej nowej partii.

Potem przychodzi propozycja kandydowania do Sejmu z „biorącej” pozycji. Po wygranych wyborach patrzy na swoich dawnych znajomych z góry, jakby funkcjonował na jakimś stałym podwyższeniu. Nie znosi sprzeciwu, jak kalka powtarza tezy swojej partii. Bywa u siebie już rzadziej, bo wszedł w orbitę układów w centrali. Mimo to w swoim miasteczku tworzy sieć ludzi zależnych od siebie, decyduje o stanowiskach, wie, gdzie stoją lokalne konfitury. Tworzy swoją ekipę.

W centrali też buduje pozycję. Jest wierny, zgadza się ze wszystkim, co mówi prezes. Jeśli coś mu się nie podoba, tłumi to w sobie, przekonując się, że dla wyższych celów warto mijać się z prawdą, bo tak wewnętrznie nazywają kłamstwo. Wykonuje polecenia nawet takie, które u każdego człowieka, także sympatyka ich partii i fana prezesa, powinny wzbudzić jakiś sprzeciw. Jest w gronie potakiwaczy. Może gdzieś w cichości wie, że kiepsko to wygląda, ale czego się nie robi dla sprawy…

I wreszcie przychodzi awans na ważne stanowisko. Wielkie pójście w górę. Człowiek z małego miasteczka, któremu jeszcze niedawno wróżono najwyżej dyrektorowanie w szkole albo w jakiejś spółce miejskiej czy w szpitalu powiatowym. Dziś jest w samej czołówce! Warto było!

Czy aby na pewno?

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content