Nocny atak Mejzy. Ofensywa nielegalnych banerów kandydata PiS w regionie

Kontrowersyjny poseł startujący z list PiS zalał województwo nielegalnymi plakatami. Długo nie wisiały.

Mieszkańcy Lubuskiego mogli przeżyć w czwartek rano kampanijny szok. Centra kilku największych miast zostały w ciągu jednej nocy wręcz zalane plakatami Łukasza Mejzy. Wizerunek kontrowersyjnego posła, za którym ciągnie się kilka afer i prokuratorskie śledztwa (szczegóły w ramce niżej) pojawił się m.in. na ul. Bohaterów Westerplatte, w samym centrum Zielonej Góry.

Już po 9.00 ruszyła akcja ściągania nielegalnie powieszonym plakatów:

Łukasza Mejzę odważył się skrytykować nawet jego niedawny poplecznik Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry, który przed poprzednimi wyborami fotografował się z Mejzą na wspólnych banerach. Tym razem odciął się zdecydowanie od poczynań kolegi, z którym do niedawna był w zażyłych relacjach:

O komentarz poprosiliśmy też lidera PiS w Lubuskiem, posła Marka Asta. Szef lubuskich struktur partii popiera szybką interwencję miasta w sprawie plakatów. – Jeśli coś wisi nielegalnie, to oczywiście powinno być zdjęte, a sprawca obciążony kosztami – komentuje krótko.

Zapytany o limity finansowe, jakie przysługują Mejzie, który wręcz zalewa województwo lubuskie materiałami wyborczymi, poseł Ast odpowiada, że o wszystkim decyduje Warszawa. – Może sobie wychodził większy limit – kwituje.

Przypomnijmy, że afery z Mejzą w roli głównej wybuchły w listopadzie 2021 roku po publikacjach Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka na stronach Wirtualnej Polski.
Poznańska prokuratura prześwietla działalność Mejzy dotyczącą szkoleń, które firma posła miała organizować za pieniądze z Unii Europejskiej. Okazało się, że w dokumentacji są potężne braki. W sumie pracownicy Urzędu Marszałkowskiego zakwestionowali wypłatę blisko 700 tys. zł, a prokuratura zleciła agentom Centralnego Biura Antykorupcyjnego przeszukanie domu rodziców Mejzy, gdzie zarejestrowana była jego spółka Future Wolves.
Z kolei prokuratura w Warszawie bada sprawę działalności spółki Vinci NeoClinic, która za 80 tys. dolarów miała leczyć nieuleczalne choroby, przy pomocy metod nie mających naukowych podstaw.
To tylko dwie największe afery. Dziennikarze WP opisywali też m.in. jak polityk podczas pandemii handlował maseczkami bez medycznych atestów.

Kilka dni temu rozmawialiśmy w studio LCI ze społecznikiem Patrykiem Nowakowskim, który pilotuje akcję sprawdzania legalności banerów wyborczych. Obywatele mogą zgłaszać miejsca, gdzie znajdują się podejrzane reklamy wyborcze, a społecznicy sprawdzą, czy są legalne.

Cała rozmowa TUTAJ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content