Walentynki. Poznaj wielkie i płomienne lubuskie romanse

Historia naszego regionu obfituje w ważkie wydarzenia, ale również w głośne romanse, o których mówiono w świecie. Niestety nie w walentynkowym stylu, a raczej obyczajowego skandalu.

O pierwszej historii nie napisała prasa brukowa, cóż, nie ta epoka. Milczą również kronikarze, a opowieść opiera się na spekulacjach historyków, a raczej archeologów. Oto jedna z pogańskich żon Mieszka I miała pochodzić z okolic Pszczewa. Jak chce ta opowieść, była rzekomo córką lokalnego władcy, zaś jej ślub z księciem przypieczętował sojusz włodarza z Piastami. Podobno dlatego archeolodzy w miejscowym grodzie, w przeciwieństwie do innych lubuskich warowni z tego okresu, nie znaleźli śladów walki i pogorzeliska. Po małżeństwie z Dobrawką w 965 r. Mieszko miał odprawić ją wprawdzie ze swojego dworu, ale kontaktów jakoby nie zerwali. To ci romans.

Zakochała się w wuju męża

Poznajcie niebywałą księżną Dino, czyli córkę żagańskiego władcy Piotra Birona. Była jedną z najznamienitszych dam ówczesnej Europy. I bohaterką salonowych plotek. Księżna kurlandzka urodziła się 21 sierpnia 1793 r. w podberlińskim Friedrichsfelde, jako najmłodsza córka księżnej kurlandzkiej Doroty Biron. Już na starcie jej życie było związane z romansem. Oficjalnie bowiem rodzicami Doroty był Piotr Biron i Dorota von Medem. Jednak publiczną tajemnicą było, że jej prawdziwym ojcem jest polski dyplomata Aleksander Batowski, z którym Dorota Biron miała wieloletni romans.

Pierwszą miłością był książę Adam Czartoryski. Jednak 22 kwietnia 1809 roku we Frankfurcie nad Menem odbył się jej ślub z Edmundem Talleyrand-Perigordem, bratankiem słynnego francuskiego ministra. O tym mariażu zadecydowali rodzice pod namową wuja oblubieńca. Zresztą nosiło ono także znamię wielkiej polityki europejskiej.

Księżna Dino, Dorota.

To stadło nie mogło być szczęśliwe, opierało się raczej na pozorach. Nie pasowali do siebie i podobno już na starcie związku powiedzieli sobie otwarcie, że to jedynie matrymonialny układ. Edmund był hulaką, salonowym lwem i kochał hazard. Bez wzajemności. Tymczasem Dorota, wykształcona, inteligentna, atrakcyjna pełniła obowiązki damy dworu cesarzowej Marii Ludwiki. Po urodzeniu syna Ludwika Napoleona w 1811 roku, Dorota nie mieszkała już w domu męża, a krótkotrwałe pojednania małżonków kończyły się z reguły ciążą Doroty. Tak było w 1813, kiedy urodził się drugi syn, Aleksander; tak było też w 1820, gdy na świat przyszło trzecie dziecko, córka Paulina.. Również w 1811 r. porzuciła wiarę protestancką i przeszła na katolicyzm.

To, czego nie znalazła u boku jednego Talleyranda… Została wieloletnią towarzyszką stryja jej męża – Karola de Talleyrand-Périgord, księcia Benewentu, ministra spraw zagranicznych Francji. Prawdziwego intelektualnego tuza epoki, który wprowadził ją i to z przytupem na salony Europy. Nawiasem mówiąc podobno to on był ojcem jej córki.

Charles-Maurice de Talleyrand-Périgord

Dorota szybko stała się ozdobą salonów i prawą ręką francuskiego polityka. Do tego stopnia, że aktywnie uczestniczyła nawet w Kongresie Wiedeńskim i podejrzewano, że była szpiegiem wszechwładnego ministra.

Wiosną 1846 r. Dorota Talleyrand-Perigord zamieszkała na stałe w pałacu Żaganiu, który dostała w spadku po ojcu. No, tak dokładnie, w 1844 r., po długich sądowych sporach ze starszą siostrą Pauliną, odkupiła były majątek jej ojca, księstwo żagańskie. Jej letnią rezydencją stało się zielonogórskie Zatonie.

Była cesarzową. No, prawie

7 stycznia 1907 roku 20-letnia Hermina von Reuss wyszła za mąż za o 10 lat starszego od niej Johanna Georga Ludwika Ferdynanda Augusta von Schönaich-Carolath. Honorowym gościem weseliska był cesarz Wilhelm. Władca nadskakiwał pięknej pannie młodej, ale nikt się nie spodziewał, że był to początek jednego z najgłośniejszych romansów epoki.

Hermine, która urodziła się w Turyngii, bywała w Trzebiechowie, gdzie mieszkał jej opiekun prawny, wuj Heinricha XXVI von Reuss. Jej mąż był sąsiadem wuja – władał w pobliskim Zaborze… I jeszcze jeden szczegół ważny w tej opowieści. Johann Georg Schönaich-Carolath był zagorzałym monarchistą, a ostatni z Hohenzollernów cesarz Wilhelm II zagorzałym… kobieciarzem.

Na dworze cesarz w sposób niemal manifestacyjny emablował panią na Zaborze. Na tyle skutecznie, że podobno piąte z dzieci Herminy i Johnna – Henrietta – było owocem jej związku z cesarzem. Schönaich-Carolath nie był ani ślepy, ani głupi. Jednak miłość do monarchy była silniejsza niż poczucie honoru. Nigdy także nie podważał swojego ojcostwa Henrietty.

Hermine von Reuss

W 1920 roku Hermina, dość niespodziewanie, została wdową. Majątek ojciec przekazał pierworodnemu synowi, którego Hermina została opiekunką prawną. W tym czasie Wilhelm był już byłym cesarzem – abdykował dwa lata wcześniej i wyjechał do Holandii. I wówczas stała się rzecz niesłychana. Schorowana cesarzowa Augusta Wiktoria, na łożu śmierci, nakazała mężowi ponowny ożenek. I zasugerowała, że wdowa z Zaboru, księżna Carolath byłaby najlepszym wyborem. Ona także doskonale wiedziała o romansie męża. Był rok 1921.

Rok później w prasie, jakbyśmy to dziś powiedzieli bulwarowej, pojawiły się plotki o romansie i zaręczynach. Jednak narzeczeni strzegli swojej prywatności. Szczęśliwcem, któremu udało się sforsować mur milczenia, okazał się korespondent „International News Service”, który najpierw przeprowadził z Herminą wywiad w uzdrowisku w Wildbad, a później pojawił się, w dramatycznych okolicznościach, w Zaborze. Przyleciał samolotem, który rozbił się podczas lądowania. Jak chce inna wersja wydarzeń, podobno katastrofa została sfingowana tylko po to, aby dotrzeć przed oblicze księżnej, która opiekowała się rannym żurnalistą…

Po abdykacji w 1918 roku Wilhelm II von Hohenzollern schronił się w Holandii. Prośbę o azyl w neutralnej Holandii przyjęto bez zachwytów. Przede wszystkim dlatego, że cesarz był obwiniany o wybuch I wojny światowej i zapowiadano, że spotkają go za to konsekwencje. Po sześciu godzinach obrad i dyskusji rząd Holandii powiedział „tak”. Dopiero w latach 20. rząd Niemiec zgodził się na przekazanie byłemu cesarzowi rodzinnych pamiątek. Wówczas do Doorn przyjechało 59 wagonów kolejowych, mebli, książek, obrazów, zdjęć rodzinnych…

W październiku 1922 roku, w Doorn, Hermina została małżonką byłego cesarza. Zielonogórski historyk, Jerzy Piotr Majchrzak, przewertował gazety z tamtej epoki. W prasie zielonogórskiej ukazały się rozmowy z mieszkańcami okolicy, w których dziennikarze wydobyć próbowali rozmaite pikantne szczegóły pierwszego małżeństwa nowej żony cesarza. A w holenderskim piśmie dla kobiet ukazał się artykuł przedstawiający Wilhelma II jako ogrodnika i drwala, a Herminę jako idealną żonę kultywującą pamięć po swojej poprzedniczce. Jednak dzieci Wilhelma II nie przepadały za macochą i odmawiały tytułowania jej „cesarzową”, dodając, że przecież wyszła za mąż za eks-cesarza.

Cesarska para

Do Zaboru powróciła w czerwcu 1941 roku, już po śmierci Wilhelma. Jej trzej synowie, oficerowie Wehrmachtu, służyli na froncie wschodnim. Mimo że miała opinię zagorzałej zwolenniczki Hitlera, jej wojenne życie w Zaborze było pełne problemów natury politycznej. Bogate kontakty z arystokratami na całym świecie i tytuł „cesarzowej”, którym wszyscy ją obdarzali, irytował władze. Stąd jej korespondencja była cenzurowana, a goście musieli uzyskać specjalną zgodę na widzenie.

Samotna i chora niemal nie opuszczała pałacu. W połowie lutego na dziedziniec przed rezydencją wjechali radzieccy żołnierze. Ze względu na osobę gospodyni żandarmeria nie dopuściła do grabieży i gwałtów. Najpierw trafiła do sulechowskiego szpitala, a później zamieszkała w willi na przedmieściach Frankfurtu nad Odrą. Zmarła 12 sierpnia 1947 roku. Miała 60 lat…

Według innych relacji – głównie niemieckich – cesarzowa dostała się do rosyjskiego obozu jenieckiego, gdzie umarła z wycieńczenia. Po latach pochowano ją w Poczdamie w rodzinnym grobie Hohenzollernów.

Zostały po nich ścieżki

Miejscowe podanie głosi, że wędrując przez Park Mużakowski o księcia Hermanna Ludwiga Heinricha von Pückler potykamy się na każdym kroku. I o jego niebanalną biografię. Aby jednak tego kobieciarza i lwa salonowego poznać bliżej, warto odwiedzić ekspozycję muzeum w Nowym Zamku. Tam czeka na nas stała wystawa poświęcona twórcy parku. Poznajemy wystrój zamkowych wnętrz, gabinet, w którym pisał, ale przede wszystkim kobiety jego życia, a było ich sporo. Ale po kolei…

Zresztą latorośl znamienitego rodu problemy sprawiała od zawsze, na tyle poważne, że trafił do ośrodka wychowawczego dla trudnych arystokratycznych dzieci. Według biografów prawdziwej miłości w dzieciństwie nie zaznał. Zawsze lubił, ba, kochał zwracać na siebie uwagę i bardzo odpowiadała ma sława oryginała, na którą szybko sobie zapracował. Nieco zmienić miała go wyprawa w Alpy, gdzie usłyszał o modzie na… odtwarzanie raju. Budowanie świata idealnego. I do kolekcji przymiotników, jakim obdarzali go współcześni, doszedł jeszcze jeden – romantyczny. Jak pisał później „Arystokraci znajdowali mnie zbyt liberalnym, liberałowie zbyt arystokratycznym, pobożnisie bezbożnym, niewierzący religijnym obłudnikiem, biurokraci jako półrewolucjonistę, inni orzekli, iż władzy czasami schlebiam. Zdaje się, że nikomu dogodzić nie zdołałbym”.

Książę Hermann von Puckler

Ta opinia nie odstraszyła starszej o dziewięć lat rozwódki Lucie Anny Wilhelminy von Pappenheim, z domu baronowej von Hardenberg-Reventlow, córki kanclerza Niemiec, którą poślubił w 1817 roku. Zresztą, starając się o jej rękę, książę potrafił przejechać główną aleję Berlina powozem zaprzężonym w… jelenie. W ten sposób znalazł kobietę dla niego idealną – piękną, bogatą i mądrą. Na czym polegała owa „mądrość”? Cóż, „wiedziały gały, co brały” i od początku trwania tego związku najważniejszą cnotą młodej żony była daleko posunięta tolerancja. Tak wielka, że Hermann miał opowiadać małżonce o swoich kolejnych podbojach, a nawet radzić się miał, jak sięgnąć po kolejną zdobycz. Nawiasem mówiąc, nowa pani Pueckler miała piękne – córkę Adelajdę i wychowanicę Helminę, co podobno w tej historii nie było bez znaczenia.

Już na starcie związku doszło do zgrzytu. Pueckler wpadł na pomysł sprowadzenia do Muskau Helminy, by, jak to było przyjęte, rozpocząć życie we troje. Jednak, jak na arystokratę przystało, starał się być taktowny. Gdy jedna z jego licznych przyjaciółek przyjechała, o zgrozo, do Muskau, zdecydowanie ją wyprosił.

Wędrując po parku co i rusz potykamy się o biografię księcia, którego życiorys – estety, poety, podróżnika i… kobieciarza – może posłużyć za kanwę powieści. Oto ścieżka Cary… Książę Pückler w latach 1834-1840 podróżował po Oriencie. Tam na jednym z targów niewolników, w stolicy Sudanu, kupił młodą dziewczynę, której imię brzmiało Machbuba. Urodziła się prawdopodobnie w Etiopii, miała 10 – 12 lat i kosztowała… sto talarów. Razem podróżowali po Oriencie wzdłuż rzeki Jordan do Damaszku. Przez Konstantynopol i Budapeszt dotarli do Wiednia, gdzie Machbuba uczyła się manier prawdziwej damy. Nawiasem mówiąc w każdym z miejsc ich wspólny pobyt był źródłem skandalu.

Jeszcze przed przybyciem do Muskau Machbuba, nieprzyzwyczajona do panującego w Europie klimatu, zaczęłą chorować. Choroba niewolnicy byla dla księcia, który planował wspólną przyszłość z Machbubą, szokiem. Po powrocie do Muskau stchórzył i wyjechał do Berlina, do swojej żony, która na wiadomość o przyjeździe niewolnicy uciekła do rodzinnego domu.

A oto Machbuba

Hermann poświęcił się interesom. Do umierającej Machbuby wysłał jedynie czekoladki i kilka listów. Każdy list zaczynał od sformułowania „Cara mia Machbuba” czyli „moja kochana Machbubo”.

Mieszkańcy Muskau pochowali dziewczynę na jednym z cmentarzy w Muskau. Pückler nie mógł sobie podobno wybaczyć, że nie było go przy Machbubie, gdy go potrzebowała. Po powrocie do Muskau udał się na cmentarz i podczas pełni księżyca płakał nad usłanym kwiatami grobem kochanki… Po czasie żalu i rozpaczy postanowił serce Machbuby pogrzebać w spokojnym, pięknym miejscu w Parku. Być może pogrzebał go na jednej ze ścieżek parkowych…

W 1845 roku Pückler był zmuszony sprzedać posiadłość w Mużakowie i przenieść się z byłą żoną Lucie do Branitz koło Chociebuża, gdzie rozpoczął tworzenie kolejnego parku. Dbał o to, aby utrwalać swój wizerunek. Jako 60-latek nawiązuje głośny romans z żoną francuskiego dyplomaty. Jedna z jego ówczesnych przyjaciółek nie bez cienia złośliwości stwierdza, iż liczba jego ofiar miłosnych przekracza zapewne zdobycze Jowisza i Don Juana razem wziętych. Lucie zmarła w 1854 roku, a Pückler powrócił do romansowego stylu życia, które trwało do roku 1871. Zabiła go grypa.

Sztuka kochania

Być może nie wszyscy wiecie, ale nie byłoby kultowej książki Michaliny Wisłockiej, gdyby nie Lubniewice. Znana ginekolog, po serii niepowodzeń w życiu prywatnym (nie była szczęśliwą mężatką) i z braku zadowolenia z życia zawodowego, wybrała się na urlop nad jeziorem Lubiąż.

Pewnego dnia trafiła na Jurka – „wielkiego, kudłatego, umięśnionego jak bokser”. Od słowa do słowa, od chwili do chwili – wybuchł namiętny romans. Jak mówiła sama Wisłocka, to właśnie Jerzy nauczył jej cielesnej miłości i pokazał, że oprócz związku dwóch dusz ważne jest też dopasowanie ciał.

Po burzliwym i jakże krótkim romansie Wisłocka postanowiła spisać, co przeżyła, i nauczyć Polaków, jak należy miłość uprawiać.

Zamek w Lubniewicach. Fot. Grzegorz Walkowski.

Jej książka „Sztuka kochania” (sprzedana w 7 mln egzemplarzy) w czasach PRL-u dostępna była na „czarnym rynku”, bo poruszała temat od zawsze uważany za tabu. – To ona nauczyła Polaków miłości – mówią niektórzy.

Aby upamiętnić „panią od seksu” (tak nazywano Wisłocką) i przypomnieć wszystkim jej historię, gmina utworzyła Park Miłości, który ma promować Lubniewice jako miejsce szczęśliwej miłości. Takie, w którym można się zakochać i… pokochać.

Lubuskie miłości Goethego

Tak naprawdę słodka Minna (lub Minchen) jest zdrobnieniem jednego z jej imion. Miała ich trzy: Christiana, Fryderyka, Wilhelmina. Jej ojciec, Christian Friedrich Karl Herzlieb, był zatrudniony w znanej ówcześnie sulechowskiej firmie wydawniczej Karola Fromma. Był też superintendentem w kościele ewangelickim – to jakby odpowiednik katolickiego biskupa.

Nasza bohaterka wcześnie straciła oboje rodziców (matką była Christiane z domu Wesenberg, zmarła podczas porodu, ojciec zaś umarł, gdy dziewczynka miała trzy lata).

Na szczęście wielkie serce w tym trudnym momencie okazał pracodawca ojca, który starszego brata, Karla Christiana, i małą Minnę Herzlieb przyjął do swojej rodziny, utrzymywał, a później dał stosowne wykształcenie. I nie tylko…

W pewnym momencie oficyną wydawniczą i księgarską Frommów zainteresował się uniwersytet w Jenie. Dzięki temu w 1798 r. wydawca przeprowadził się bardziej na zachód Europy, a wraz z rodziną przeniosła się Wilhelmina. Miała wówczas, jak łatwo obliczyć, dziewięć lat.

Minna Herzlieb

Gdy Johann Wolfgang Goethe (ur. 1749 r.) w Jenie spotkał się z K. Frommem, przy tej okazji poznał Wilhelminę – był 11 listopada 1807 r. Poeta miał 58 lat, ona 17. Książę poetów zakochał się w Wilhelminie na zabój. Sulechowianka stała się nagle jego wielką miłością. Zauroczenie nastolatką – choć ich spotkań nie było wiele: od końca 1807 do wiosny 1808 roku – znalazło wyraz w licznych sonetach. Namiętność Goethego odbiła się też w powieści „Powinowactwo z wyboru” (1810), w której Wil-helmina pojawia się w postaci Otylii.

Żeby uniknąć skandalu (Goethe był świeżo po ślubie), opiekunowie Minny wpierw powściągali poetę w odwiedzinach, by ostatecznie odesłać ją do Sulechowa. Po jakimś czasie wyszła za mąż za profesora Walcha; nie było to szczęśliwe małżeństwo. Pod koniec życia Wilhelmina popadła w chorobę psychiczną; zmarła w Zgorzelcu, mając 76 lat.

I numer drugi

Corona Schröter urodziła się 14 stycznia 1751 roku w Gubinie, a właściwie Guben. Jej ojciec służył w orkiestrze wojskowej. Grał na waltorni (czy jak chcą inne źródła – na oboju). Później rodzina przeniosła się do Warszawy. To tam Corona nauczyła się języka polskiego. Już jako dziecko wykazywała zdolności muzyczne i aktorskie.

Śpiewu i gry na instrumentach klawiszowych uczył ją ojciec. Schröterowie w Warszawie mieszkają do 1765 roku, kiedy to po śmierci Henryka von Brühla pułk zostaje rozwiązany. Rodzina przenosi się do Lipska, a 15-letnia Corona święci swoje pierwsze triumfy jako śpiewaczka – sopranistka. I właśnie wtedy poznaje ją Johann Wolfgang Goethe.

Za jego sprawą artystka udaje się do Weimaru, gdzie osiąga największe sukcesy. A sztandarową sztuką z jej udziałem staje się ,,Ifigenia w Taurydzie” Goethego.

Corona Schretter

Corona była aktorką bardzo urodziwą. Nic więc dziwnego, że miała mnóstwo adoratorów. O jej względy starał się nie tylko Goethe, ale i Schiller. Jednak ona nie zdecydowała się na związek z żadnym mężczyzną. Trudno dziś powiedzieć, dlaczego tak postanowiła. Z czasem zaczęła chorować na gardło, potem na płuca. Zmarła 25 sierpnia 1802 roku w leśniczówce niedaleko Weimaru.

Niemal sto lat później Gubin postanowił oddać hołd aktorce. Na wyspie zwanej dotąd Strzelecką (była tu strzelnica, w której odbywały się zawody) władze postanowiły wybudować teatr i nazwać imieniem Corony Schröter. Kamień węgielny pod budowę położono 16 sierpnia 1876 roku. Po niespełna 1,5 roku inscenizacją ,,Fausta” Goethego zainaugurowano pierwszy sezon teatralny.

Romeo i Julia z Klenicy

Jest wieczór 27 czerwca 1822 r. Pod pałac w Klenicy zajeżdża trzech jeźdźców. Jednym z nich jest książę pruski Wilhelm, syn króla Fryderyka Wilhelma III Pruskiego. W pałacu z bijącym sercem czeka na niego młodsza o sześć lat Elżbieta Radziwiłł, zwana Elizą.

Poznali się w Berlinie w styczniu 1817 roku. On miał wówczas 20 lat, ona 14. I od razu się w sobie zakochali. Ale na drodze do ich szczęścia stanął sam król, który uznał, że Radziwiłłowie to ród Hohenzollernom nierówny.Nieszczęśliwie zakochanym sprzyjał minister dworu książę Wittgenstein i adiutant króla hrabia Stolberg. To oni pomogli w zorganizowaniu tajnej schadzki Wilhelma i Elżbiety. Odbyła się ona podczas inspekcji królewicza garnizonów nad-odrzańskich. Na spotkanie wyznaczono pałacyk myśliwski w Klenicy. Elżbieta zjechała tu z Antonina.

Jest 27 czerwca 1822 roku. Ciepły wieczór, pachną lipy… W salonie z kominkiem książę obejmuje swą ukochaną… Po raz kolejny wyznają sobie miłość, a potem tajemnymi schodami znikają w parku. Wśród zapachu lip i kwiatów, w otoczeniu setek świetlików, spędzają najpiękniejsze chwile w swoim życiu.

Fryderyk Wilhelm IV Pruski

Niespełniona miłość, jak z dramatu Szekspira o „Romeo i Julii”… Ale książę Wilhelm, późniejszy cesarz, nigdy o swej ukochanej nie zapomni. 5 sierpnia 1826 roku pisze do niej ostatni list: „…widać nie było zamiarem Najwyższego, bym dzielił z Tobą radości i troski życia ziemskiego”.

Elżbieta zmarła w Antoninie w 1834 roku. Wilhelma nie było na jej pogrzebie. Przybył dwa lata później i długo klęczał przy grobie ukochanej…

To tylko kilka historii wielkich uczuć. Niestety z gatunku tych skomplikowanych, nieszczęśliwych, ale wszystkie były piękne…

Zdjęcia archiwalne i reprodukcje: Wikipedia.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wystartował nowy sejmik lubuski (FOTO)

Pierwsze posiedzenie sejmiku kadencji 2024 – 2029 za nami. Przewodniczącą została radna Anna Synowiec. I to na razie tyle. Sesja będzie kontynuowana 13 maja. Pierwszą

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content