Nie zabierajmy swoich organów do nieba, one ratują życie innym

Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze i Wielospecjalistyczny Szpital w Nowej Soli otrzymały certyfikaty akredytacyjne, potwierdzające spełnienie standardów jakości dawstwa. Dokumenty wręczył Wojciech Czapiewski, koordynator wojewódzki ds. transplantacji. Jak zgodnie podkreślali dyrektorzy obu placówek i wicemarszałek województwa lubuskiego Grzegorz Potęga, to powód do satysfakcji, gdyż certyfikaty wieńczą wieloletnie starania o rozwój dawstwa w regionie, zarówno w kategoriach uświadamiania Lubuszan, jak i przygotowania lecznic do tego typu działalności.

Wręczenie certyfikatów jest finałem pewnej wieloletniej kampanii. Województwo lubuskie już w 2010 r. podpisało Partnerstwo dla Transplantacji, które zostało wzmocnione wieloma instytucjami – dwa lubuskie szpitale w Gorzowie Wlkp. i Zielonej Górze, władze regionalne i lokalne, przedstawiciele Poltransplantu, Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej, PCK, Ogólnopolskiego Stowarzyszenia „Nerka”.  W 2015 r. ten list został podpisany ponownie. Owocem tych działań jest ponad 50 000 oświadczeń woli, które zostały podpisane od  2010 r.

Między teorią a praktyką

– W teorii Polaków do przeszczepów, do transplantologii – mówi Wojciech Czapiewski, koordynator wojewódzki ds. transplantacji. – Jednak zawsze podchodziliśmy do tego tematu trochę jak do jeża. Może ze względów religijnych, może innych. Natomiast ten temat jest zawsze trudny.

Według badań CBOS ponad 95 proc. ankietowanych deklarowało akceptację dla procedur pobierania i przeszczepiania narządów. Nie było różnic, jeśli chodzi o religię, przynależność do grup społecznych, czy wykształcenie. Natomiast gdy przychodzi co do czego, gdy lekarze rozmawiają z ludźmi na spotkaniach, w trakcie procedur kwalifikacyjnych do przeszczepienia z ich bliskimi, okazuje się, że wielu jest przeciw. Około jedna trzecia pobrań w roku nie dochodzi do skutku, dlatego że rodziny wyraziły zdecydowaną dezaprobatę dla tych procedur. Nie zaakceptowały ich, a wręcz uniemożliwiły pobranie.

– Dlaczego tak mało jest nawet dawców żywych nerki czy fragmentów wątroby dla rodziców dla dzieci? – pyta Czapiewski. – Jako społeczeństwo nie jesteśmy gotowi. Wszystkie mechanizmy społeczne, wszystkie procesy społeczne, jakie zachodziły w ostatnich latach, dodatkowo pogłębiły tę przepaść. Dodatkowo zniechęciły do pomagania innym. Deklaratywnie jesteśmy świetni. Chcemy, pomagamy, akceptujemy. Gdy musimy stanąć wobec wyzwania, zaczynamy się wycofywać, zaczynamy szukać przeszkód, zaczynamy szukać powodów, dla których moglibyśmy dla spokoju własnego ducha powiedzieć nie. Proszę popatrzeć na ulice. Mamy reklamy o szkodliwym wpływie palenia papierosów, picia alkoholu, mamy inne kampanie społeczne. Brak jest natomiast kampanii społecznych o transplantologii. Dlaczego? Raz, że to wymaga środków. Dwa społeczeństwo samo nie dąży do pogłębienia swojej wiedzy o transplantacji. Śmierć nigdy nie była atrakcyjna dla nikogo i nie potrafimy jej oswajać.

Oswajanie śmierci

W 2023 roku w Zielonej Górze, Świebodzinie, Gorzowie i Nowej Soli dokonano w sumie dziewięciu pobrań. Trzeba pamiętać, że każde z nich to ratunek dla znacznie większej liczby osób, bo od każdego dawcy pobiera się więcej niż jeden organ. W tym roku pobrań jest sześć. W ciągu 10 lat w Lubuskiem wykonano już ponad sto pobrań.

– Uzyskanie akredytacji ministerialnej na program dawstwa narządów wpisuje się w wieloletnią politykę certyfikacji jakości leczenia w medycynie, m.in. w intensywnej terapii – tłumaczy Bartosz Kudliński, kierownik klinicznego oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Szpitala Uniwersyteckiego w Zielonej Górze. – Ponieważ zajmujemy się tym od 30 lat, aspekt merytoryczny mamy w małym palcu. Tutaj najważniejsze było spełniania standardów prawnych, laboratoryjnych kryteriów diagnostycznych obowiązujących na terenie kraju…

To często wydają się banalne rzeczy. Jako przykład medycy podają pokój przeznaczony do rozmów z rodzinami. To jest pomieszczenie, które przypomina normalne wnętrze mieszkalne. To być kameralny pokój, w którym odbywają się spotkania z psychologiem. Rozmowa na korytarzu na temat życia i śmierci urąga przecież zarówno umierającemu, jak i jego bliskim.

– Mało i trzeba to zdecydowanie powiedzieć – Bartosz Kudliński ocenia liczbę pobrań. – Jednak to jest bardziej skomplikowany temat niż się wydaje, bo od lat praktycznie nie mamy już problemu z rozmowami z rodzinami. Świadomość społeczna jest ogromna, nie zdarzają nam się praktycznie odmowy. Natomiast problem dotyczy tego, że medycyna się rozwija. Dziś zdecydowanie rzadziej orzeka śmierć mózgową. I to będzie zawsze wąskie gardło. Dawców mogłoby być teoretycznie więcej. Pamiętajmy, dzięki tym stu pobraniom kilkaset osób odzyskało zdrowie i szansę życia, więc jest to wartość dodana.

Słabe punkty

– Trudno powiedzieć, na którym etapie proces dochodzenia do pobrania narządów jest najtrudniejszy – zastanawia się Marek Maślicki, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii, Wielospecjalistycznego Szpitala w Nowej Soli. – Z pewnością jednym z nich jest rozmowa z rodziną potencjalnego dawcy. Wiele osób nie rozumie tej sytuacji, w której znajduje się człowiek po orzeczeniu śmierci mózgu. Oddziały intensywnej terapii są od tego, żeby ratować życie i zdrowie. Niestety, trafiają tu chorzy w najcięższych stanach i są sytuacje, gdy dochodzimy do granicy, za którą nie da się już nic zrobić. Tym najtrudniejszym elementem jest przekonanie rodziny, że ten człowiek nie żyje, chociaż bije jego serce.

Narządy są podtrzymywane w sposób sztuczny za pomocą urządzeń i farmakologii, czyli tego, czym dysponujemy na oddziałach intensywnej terapii. Mimo że prawnie nie ma obowiązku uzyskiwania zgody rodziny, bo człowiek po zgonie nie jest niczyją własnością, to z racji szacunku dla wszystkich emocji związanych z bliskimi lekarze respektują wątpliwości. Wszystko musi nastąpić w sposób legalny, według określonych protokołów i po stwierdzeniu śmierci mózgu  

– Wiele osób tego nie rozumie, że ten człowiek po prostu nie żyje, ponieważ jego mózg nie funkcjonuje, a jest szansa na uratowanie życia i zdrowia innych – dodaje Marek Maślicki. – Najczęściej wielu osobom. To jest jeden z trudniejszych elementów całej operacji. Drugim jest ten, który nie jest doceniany nawet w środowisku medycznym. Mianowicie opieka nad potencjalnym już dawcą. To bardzo żmudny, trudny proces, który zajmuje bardzo dużo czasu, szczególnie lekarzowi dyżurnego, który ma jeszcze na oddziale pacjentów, których trzeba leczyć. A tutaj już nie leczymy pacjenta, ten człowiek nie żyje, ale możemy się zaopiekować nim w sposób taki, żeby jego organy nadawały się do przeszczepienia. I to jest drugi taki bardzo trudny element.

Koniec wieńczy dzieło

Dyrektorzy szpitali w Nowej Soli i Zielonej Górze, Bożena Osińska i Marek Działoszyński, przede wszystkim dziękowali swoim pracownikom, którzy wykonali kawał dobrej roboty, aby na certyfikaty zasłużyć.

– Jestem dumna z tego, że jest to robione w sposób empatyczny, z poszanowaniem ludzkiej godności  i z poszanowaniem oczekiwań rodzin – mówiła dyrektor Osińska. 

Zadowolenia nie krył również wicemarszałek lubuski Grzegorz Potęga.

– Dzisiejsze wydarzenie to na pewno powód do dumy i satysfakcji, zarówno dla przedstawicieli szpitali w Zielonej Górze i w Nowej Soli, jak i dla samorządu województwa – podsumowuje wicemarszałek, – Od kilkunastu już lat pracujemy w Lubuskiem nad budowaniem świadomości związanej z transplantologią. Efekty są bardzo wymierne i nie myślę tutaj tylko o certyfikatach. Większe wrażenie robi  50 tys. oświadczeń podpisanych przez lubuskich dawców.

Samorząd województwa lubuskiego od wielu lat aktywnie włącza się w promocję idei transplantacji. Departament ochrony zdrowia UMWL organizuje cykliczną konferencję (styczeń i październik). To okazja do spotkań z młodzieżą z udziałem lekarzy specjalistów, osób po przeszczepie, koordynatorów transplantacyjnych.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content