Dwa oblicza przedsiębiorczości

Od jakiegoś czasu luzuje mi się w rowerze śruba, która trzyma w ryzach nóżkę. A poluzowana nóżka to niefajna sprawa, bo obija się podczas jazdy o szprychy, co jest, delikatnie mówiąc, irytujące.

Jechałem niedawno rowerem przez rodzinną Nową Sól i stwierdziłem, że dokręcę sobie cholerną nóżkę w tzw. porcie rowerowym. To miejsce, które powstało przy ul. Zjednoczenia, tam, gdzie kiedyś stał budynek kas PKS. Z lotu ptaka lub drona wygląda jak wielki jednoślad, a z poziomu gruntu można tam skorzystać z narzędzi rowerowych a nawet z gniazdek do ładowania tego, co działa na prąd.

Tyle teoria, bo rowerzystów to ja tam raczej nie widuję. Raczej przesiaduje tam znudzone życiem towarzystwo dłubiące siemki, a to i tak w najlepszym wypadku. No ale skoro to port rowerowy, a ja jestem rowerzystą i mam potrzebę skorzystania z imbusa, to zajadę jak do siebie i usterkę usunę.

Plan był dobry, ale niestety pokrzyżowało go zderzenie z polską rzeczywistością, bo okazało się, że niemal wszystkie narzędzia przymocowane do stacji naprawczych zdążyły już znaleźć nowego właściciela.

Z braku laku, zakląłem pod nosem. To naukowo udowodnione, że przekleństwa uśmierzają ból, ale śrub niestety nie dokręcają.

Od razu zakotłowała mi się myśl: jak bardzo zdesperowanym trzeba być człowiekiem, by połakomić się na kilka kluczy rowerowych, które w sklepach można kupić za 20 zł? Ile trzeba mieć w sobie niezdrowej determinacji, by siłować się ze stalowymi linkami przy pomocy narzędzi wartych więcej niż te, które chce się ukraść?

Coś w tym jest, że Polacy przez ostanie 200 lat nauczyli się knucia i kombinowania w stopniu niepozwalającym wyzbycia się tego z podświadomości. Najpierw knuliśmy przeciwko zaborcom, potem przeciwko hitlerowcom, potem przeciwko komunie, a dziś knucie i okradanie państwa mamy już w genach, nawet jeśli nie ma przeciwko komu knuć. Niektórzy wciąż myślą, że jak coś jest publiczne, to jest niczyje i można to sobie wziąć, albo zepsuć, bo potem i tak w magiczny sposób samo się naprawi. A pewnie znajdą się tacy, co zajumanie paru rowerowych kluczy uznają w jakiś pokrętny sposób za przejaw przedsiębiorczości.

No i nie dokręciłem tej nóżki. Słabo wygląda taka ogołocona stacja naprawcza, szczególnie w mieście dzierżącym tytuł Rowerowej Stolicy Polski, zwłaszcza że wspomniany port funkcjonuje niespełna rok. Inna sprawa, że wolałbym, by tytuł rowerowej stolicy był przyznawany za ilość i jakość infrastruktury, a nie za liczbę przejechanych kilometrów. Tym bardziej, że w tej zabawie nawet Wietnamczyk zameldowany w Suwałkach mógł robić kilometry dla Nowej Soli.

Wszechświat uznał chyba jednak, że należy jakoś zbilansować ten dzień i dosłownie sto metrów dalej spotkałem dwie dziewczynki sprzedające lemoniadę. Widok kiedyś znany tylko z amerykańskich filmów osadzonych na spokojnych przedmieściach, tego lata coraz częściej ozdabiał różne rejony Nowej Soli.

Dziewczynki na stoliku miały dwa dzbanki z lemoniadą (dwa smaki do wyboru), kosz kubków w dwóch rozmiarach i kartkę z informacją, że można płacić Blikiem (w sensie przelewu na telefon, bo rzecz jasna terminala tam nie było).

Kupiłem małą lemoniadę za 2 zł, przelałem 5 zł jak za dużą. Taką przedsiębiorczość trzeba i należy wspierać! Jeśli dzieciakom chce się zarobić trochę drobnych, co zawsze wymaga jakiegoś wysiłku, to tylko przyklasnąć.

Czasami w mediach pojawiają się doniesienia o podobnych inicjatywach najmłodszego pokolenia Polaków, które niestety są torpedowane przez smutnych urzędników, którzy uznają za całkiem normalne wystawić mandat na absurdalną kwotę dziesięciolatkom sprzedającym lemoniadę. Na szczęście społeczne oburzenie jest przeważnie tak duże, że wszystko udaje się jakoś odkręcić.

Pijąc lemoniadę zapytałem, czy mają ruch i czy nie mają jakichś kłopotów, czy nieprzyjemności, nie sugerując w żadnej sposób czy mam na myśli straż miejską, czy skarbówkę lub jeszcze inną instytucję. W odpowiedzi usłyszałem, że ruch spory i nikt im z tytułu tej sprzedaży problemów nie robi.

– A strażnicy miejscy to nawet sami u nas kupują – powiedziała mi młoda przedsiębiorczyni, która chwilę wcześniej kiwnęła głową, że przelew przeszedł.

I to jest właśnie to oblicze przedsiębiorczości, które chciałbym oglądać.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content