Kręta ścieżka…rowerowa

Projekt „Kolej na rower” to wspólna inicjatywa kilku samorządów – Nowej Soli, gminy Nowa Sól, Otynia, Kożuchowa, Kolska i powiatu nowosolskiego. Dzięki tej partnerskiej współpracy wybudowanych zostało 48,20 km ścieżek rowerowych. Samorząd województwa przeznaczył na ten cel blisko 18 milionów zł. Trasa ścieżki wiedzie śladem nieczynnej linii kolejowej nr 371 Wolsztyn – Żagań.

Od dłuższego czasu trwały zabiegi, by poszerzyć tę trasę o odcinek z Zatonia do Otynia. Zarząd województwa był gotowy do współpracy, z aprobatą wypowiadając się o tej inicjatywie, jednak ze strony włodarzy Zielonej Góry i Nowej Soli brakowało determinacji w dopełnianiu kwestii formalnych. Finalnie, ta „najsłynniejsza ścieżka rowerowa w województwie lubuskim” sfinansowana ma zostać w ramach rządowego Polskiego Ładu. Skąd wziął się taki, dość nieoczekiwany, obrót spraw? Pytamy Grzegorza Potęgę, radnego lubuskiego sejmiku.

Dlaczego ta słynna ścieżka finalnie nie została sfinansowana przez samorząd województwa?

Ta wiedza wbrew pozorom nie jest tajemna. Kolejne rozszerzenie miało połączyć Nową Sól z Zieloną Górą i kosztować ok. 12 mln zł. Problemy były jednak co najmniej dwa. Aby skutecznie ubiegać się o takie pieniądze, należało złożyć właściwie wypełniony dokument, jakim jest „Załącznik do zmian w projekcie”. Załącznik składano trzy razy, czyli trzy razy go poprawiano, a i tak nie uzyskał on akceptacji urzędników nadzorujących wydatkowanie środków z  UE w  Departamencie Programów Regionalnych.

Strony wzajemnie się oskarżały. Kto w takim razie zawinił?

Proszę, by na to pytanie odpowiedzieli sobie czytelnicy. Fakty są takie: głównym beneficjentem projektu „Kolej na rower” był powiat nowosolski, który zgromadził partnerów do kolejnego rozszerzenia tego projektu. Jeden z  nich jest w ogóle spoza terenu realizacji pierwotnego projektu (Zielona Góra). Raz więc wygrywa się konkurs na środki z UE w oparciu o partnerstwo gmin z  powiatu nowosolskiego, a  innym razem wmawia się wszystkim, że rozszerzenie tej formuły nie pociąga za sobą konsekwencji. Otóż pociąga! To złamanie jednej z zasad pierwotnego konkursu. Poza tym Zielona Góra dostała „swoją paczkę kasy” z UE w tzw. ZIT-cie na różnego rodzaju projekty i  inwestycje. Jednym słowem, formalnie było to od początku skazane na porażkę. A zupełnie przypadkiem w tym samym czasie prowadzono działania destabilizujące koalicję i  zarząd województwa.

Był to element gry politycznej ze strony włodarzy Zielonej Góry i Nowej Soli?

Nie mam wątpliwości, że w całej tej historii bardziej chodziło o  to, by gonić króliczka, niż go złapać. Opinia publiczna była manipulowana rzekomym niezwykłym zaangażowaniem w  ten projekt. W  rzeczywistości gra szła o  coś zupełnie innego – o  przejęcie władzy wraz z  PiS-em w  naszym województwie. Czy nie wydaje się panu dziwne, że dwa z trzech naj- większych miast w  Lubuskiem, które całkiem nieźle radzą sobie z  pozyskiwaniem środków z  UE, nagle doznają jakiegoś zaćmienia i nie wiedzą, jak to się robi? Potrafią osiem razy rozszerzać projekt „Kolej na rower” – udanie i z korzyścią dla wszystkich i nagle zapominają, jak to się robi, składają złe dokumenty, nie odpowiadają na merytoryczne pisma płynące z  departamentu. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że PiSowcy dofinansowując projekt (a  pamiętajmy, że tutaj kryterium „partnerstwa” już nie miało znaczenia), spłacili swój dług wdzięczności za rok trwania Sejmiku w samorządowym letargu.

Radna Beata Kulczycka zarzuciła panu, że gdyby to pan, a nie ona, złożył projekt tej ścieżki, to uzyskałby on aprobatę zarządu województwa. Jak by się pan odniósł do tych słów?

Najchętniej bym tego nie komentował… Z  domu jestem Potęga, ale coś mi się wydaje, że tutaj nie ustoję. Okazuje się, że nie wystarcza już głoszenie „dobrych nowin” i  bycie „matką chrzestną” wszystkich nowosolskich sukcesów, ale trzeba jeszcze znaleźć kogoś, kogo trzeba obciążyć i ukrzyżować za nieudaną rokosz. Na pewno nie jestem jak Mejza „na którym wisi rząd”, tylko jestem skromnym, normalnym i  lojalnym wobec pewnego światopoglądu samorządowcem i człowiekiem niezmieniającym zdania tak jak wiatr zawieje. Umówiłem się na pewien projekt, w którym jestem upodmiotowiony, i w którym z przyjemnością uczestniczę. O wiele bardziej martwi mnie obecna sytuacja w naszym kraju niż doraźne korzyści, które mógłbym osiągnąć, zdradzając środowisko polityczne, które na mnie postawiło. I dopowiem jeszcze tak: kiedy serial pt. ścieżka rowerowa się rozpędzał, a potem trwał w najlepsze, ja na miarę swoich możliwości zabiegałem o zabezpieczenie środków na remont kotłowni w  nowosolskim szpitalu. Bagatela 11 mln zł. Udało się! Mam nadzieję, że mieszkańcy, udając się na kolejne wybory będą potrafili dokonać właściwej oceny tej postawy.

Ścieżka ma powstać w ramach „Polskiego Ładu”. Mamy pewność, że to nie okaże się jedynie słynną, rządową „promesą”?

Ten program to urzeczywistnienie pełzającej centralizacji. Warszawa ma wiedzieć lepiej, co jest nam potrzebne tutaj w  naszych gminach. Jeśli ktoś jest ciekawy klucza wyboru, to powinien wziąć mapę wyborów parlamentarnych i zobaczyć gminy, gdzie wygrywał PiS i jak to się ma do przekazanych promes. A do tego jeszcze farsa z rozdawaniem kasy, której jeszcze nie ma. Za to obcinanie samorządom pieniędzy z  PIT-u  zacznie się już za chwilę. W  kraju rozpędza się inflacja, gospodarka jest w stanie swoistego nieopanowania, cena paliwa przekracza 6 zł, szaleją ceny energii i gazu, przetargi nie są rozstrzygane, a prezes NBP ogłasza „cuda”. Mam obawę granicząca z  pewnością, że zaplanowane „w  promesach” do- finansowanie będzie absolutnie nie wystarczające na planowane inwestycje. Co wtedy? Kto będzie dokładał środki? Puści się kolejne obligacje do obligacji? Przecież to jakiś absurd…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content