Rzadko słowa od czynów dzieli tak niewielka odległość. Tym razem było to kilkanaście metrów. Tyle bowiem dzieli salę prasową, w której trwała konferencja poświęcona powstaniu lubuskiego samorządowego sztabu humanitarnego, od Sali Kolumnowej. To tutaj uchodźcy z Ukrainy przychodzą po pomoc, po ratunek. Proszą o jedzenie, ubranie, dach nad głową, ale i o poradę prawną, czy dostęp do lekarza.
– Samorządowy sztab humanitarny działa samorzutnie od tygodnia, ale pora go ukonstytuować, na poniedziałek zaplanowaliśmy pierwsze spotkanie – stwierdziła lubuska marszałek Elżbieta Anna Polak. – Sejmik zadecydował, że możemy na pomoc Ukrainie przeznaczyć 650 tys. zł. To jedna strona tego medalu. Druga to wspaniała postawa Lubuszan spieszących z pomocą, organizacji pozarządowych, samorządowców. Nasze transporty z darami trafiają do obwodu iwanofrankowskiego, do Lwowa i do Rzeszowa, gdzie współpracujemy z samorządem. Wysłaliśmy już 45 palet środków medycznych, higienicznych, żywności… Skala tego wsparcia, ale i pozytywnych emocji jest niesamowita.
Akcja z sercem
Uczestnicy spotkania na każdym kroku podkreślili niesamowite zaangażowanie Lubuszan. Pomoc uchodźcom nabrała charakteru pospolitego ruszenia. Jednak, czy sam zapał wystarcza?
– Dziś głosowanie w senacie ustawy poświęconej uchodźcom – dodaje senator Wadim Tyszkiewicz. – Będę głosował oczywiście za, chociaż zgłosiliśmy już ponad czterdzieści poprawek. Ustawa ma mnóstwo luk, ale najważniejsze jest, że powstała. Społeczeństwo się zmobilizowało, ale niestety strona rządowa nie dotrzymuje mu kroku. O ile jestem pod wrażeniem pracy samorządowców, o tyle więcej oczekiwałbym właśnie od rządzących. Bowiem najważniejsza jest koordynacja, której często tej żywiołowej akcji brakuje.
Senator podkreśla, że ile rodzin, tyle problemów. Na przykład, jak należy traktować 17-latkę, która przyjechała z trzymiesięcznym dzieckiem? Jest przecież nieletnia. Problem mają też uchodźcy, którzy do Polski trafili pokonując granicę słowacka, czy rumuńską. Przepisy uwzględniają tylko tę ukraińsko-polską.
– Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że to początek problemu i to nie tylko dlatego, że ta ekstremalna sytuacja będzie trwała tygodnie, miesiące – mówi członek zarządu województwa Tadeusz Jędrzejczak. – W tej chwili liczbę naszych gości szacujemy na 1,5 miliona, a należy się spodziewać nawet pięciu milionów. W tej chwili 600-700 tys. uchodźców to dzieci, a tylko 24 tys. poszły do szkoły. Czekamy niecierpliwie na procedurę relokacji uchodźców. Nasi zachodni sąsiedzi zadeklarowali, że przyjmą każdą liczbę uchodźców.
Zdajemy egzamin
Wicemarszałek Stanisław Tomczyszyn podkreślił, że ma nadzieję na efektywną współpracę ze stroną rządową, chociaż zdaje sobie sprawę, że specustawa będzie wymagała ze strony rządu jedynie rozszerzenia na uchodźców systemu PESEL, a wszystkie inne i tak spadnie na samorządy i organizacje pozarządowe.
– Zdajemy właśnie egzamin na niesamowitą skalę, ale musimy zdawać sprawę, że w pewnym momencie ta oddolna energia się wyczerpie – podkreśla Sebastian Ciemnoczołowski, radny wojewódzki, główny specjalista ds. rozwoju zielonogórskiego szpitala. – Pamiętajmy, że z czasem i nam skutki tej wojny dadzą się we znaki. Potrzebne jest włączenie się rządzących. Jedzenie, dach nad głową, edukacja, ale nie zapominajmy o służbie zdrowia. Już mamy kilkudziesięciu pacjentów z grona uchodźców, przyjęliśmy cztery porody, na oddział zakaźny trafił jedenastolatek zarażony HIV. Szykujemy dodatkowe miejsca, szukamy personelu posługującego się językiem ukraińskim. A w poniedziałek wysyłamy transport medyczny do szpitala w miejscowości Chmielnicki…
Podczas spotkania prawniczka mówiła o problemach uchodźców, którzy wciąż boją się, czy ich pobyt w Polsce jest legalny, przedstawicielka organizacji pozarządowej samorządowców o prawdziwej powodzi potrzeb, a wolontariuszka m.in. o tym, że pomocy psychologicznej potrzebują już nie tylko uchodźcy, ale i wolontariusze przygnieceni ciężarem ludzkiego nieszczęścia.
Ta wojna stała się również naszą wojną…