Jedność – TAK. Ale wypracowana, nie narzucona. (FELIETON)

Rządowe media usiłują tłamsić każde słowo krytyki pod adresem rządu, domagając się jedności w obliczu wojennego kryzysu. Wygląda to tak, że wymyślają swoją narrację i domagają się dla niej bezwarunkowego aplauzu. Każdy kto nie klaszcze, ten wróg. Nie tędy droga do zgody i jedności. A jedynie do utrzymania się przy władzy.

Trzeba przyznać, że z rozwiązywania doraźnych problemów narosłych po agresji Rosji na Ukrainę, rząd PiS jako tako zdaje egzamin. Premier Morawiecki słusznie przypuścił ofensywę na forum międzynarodowym, której celem było jednoznaczne potępienie Putina, wsparcie militarne Ukrainy i obłożenie Rosji najostrzejszymi sankcjami. Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, lepiej niż kraje zachodnie dostrzega rosyjskie zagrożenie i pozbawiona jest złudzeń co do intencji Putina. Złudzeń, których dzisiaj nikt już na świecie nie powinien mieć.

Ale po początkowym wizerunkowym sukcesie polskiej ofensywy, szybko nadeszły dyplomatyczne błędy i wpadki, jak choćby oskarżycielski ton Morawieckiego w stosunku do przywódców Zachodu po polskiej propozycji transferu myśliwców na Ukrainę za pośrednictwem USA. Przywódcy Zachodu działają rozważnie, potrzebują narad, analiz i konsultacji, by wypracować decyzje. Tymczasem polski premier i jego rząd nie rozumie mechanizmów liberalnej demokracji. Liberalne demokracje – zrzeszone w UE i NATO – mają swoje procedury, mają mechanizmy kolegialnego podejmowania decyzji. To wszystko trwa i faktycznie źle wygląda w sytuacji, kiedy spadają bomby na osiedla mieszkaniowe ukraińskich miast. Ale to jest konieczne, żeby zminimalizować błędy, uniknąć bezmyślnych i kosztownych szarż, które mogą przynieść więcej szkód niż pożytku.

Rząd PiS dlatego wypada tak buńczucznie, że mechanizmy demokratyczne miał zawsze w głębokiej pogardzie. Nie tylko obecnie, w czasie wojennego wzmożenia, ale także w czasie pokoju i prosperity. Rząd, który w czasie prosperity naruszał praworządność we własnym kraju i nie przestrzegał wyroków międzynarodowych trybunałów, sam się wypraszał z demokratycznej wspólnoty państw. A takie podejście bynajmniej nie stawia dziś Morawickiego na równi z  Macronem czy Scholzem, wobec których pobrzmiewają połajanki ze strony polityków PiS, ale na równi z Wiktorem Orbanem, który wprost zapowiedział dalsze interesy z Putinem, mimo europejskich i światowych sankcji. I jakoś nie słychać pod jego adresem oskarżycielskich tonów ze strony polskiego premiera.

Sytuację na szczęście ratował prezydent Andrzej Duda, który podczas Zgromadzenia Narodowego powiedział m.in., że wstępując do NATO w pełni dołączyliśmy do zachodniej wspólnoty, że zawsze byliśmy w niej kulturowo, a dołączyliśmy politycznie i militarnie. No i wreszcie usłyszeliśmy od prezydenta, że nasza obecność w Unii Europejskiej jest „polską racją stanu”. Dobrze. Lepiej późno niż wcale.

Niestety, tak jak doraźnie PiS sobie jakoś radzi, lawirując wizerunkowo, tak do systemowego rozwiązywania problemów długofalowych – rząd w ogóle nie przystępuje. Mamy już ceny paliwa powyżej 8 zł za litr, dewaluację złotego (5 zł do 1 euro), mamy drożejące raty kredytów, nadchodzącą dwucyfrową inflację i wielkie hamowanie gospodarki, która nie zdążyła jeszcze podźwignąć się z pandemii, a już zbiera kopniaki spowodowane sąsiednią wojną.

PiS dobrze wie, co powinien zrobić, ale tego nie robi. Więc powtórzmy: kiedy złoty pikuje a inflacja szybuje, rząd PiS powinien po pierwsze wrócić na ścieżkę praworządności, żeby sięgnąć po zamrożone fundusze europejskie dla Polski, a po drugie – określić perspektywę wstąpienia Polski do strefy euro, bo kraj, w którym inwestorzy zaczynają bać się inwestować, ponosi wyjątkowe ryzyko związane z wahaniami kursu walutowego. W strefie euro to ryzyko byłoby amortyzowane siłą gospodarki pozostałych krajów strefy.

Ani jednego ani drugiego rząd PiS nie robi. I to trzeba krytykować. Tymczasem rządowe media – piórem redaktora naczelnego „Gazety Lubuskiej” Janusza Życzkowskiego – piętnują wszelką krytykę rządu. W swoim felietonie „Zawieszenie broni”, red. Życzkowski w odpowiedzi na krytyczne uwagi pod adresem władz ze strony polityków opozycji  i mojej skromnej osoby zamieszczone na Twitterze, napisał: „Dlaczego próbujecie niszczyć to, co dobre? Jaki macie biznes w dewastowaniu tlącej się zgody narodowej wokół wspólnotowego dzieła wsparcia potrzebujących?”.

Słowa mocne i godne wygłoszenia z ambony. Gdyby tylko nie były niedorzeczne. Bo po pierwsze, krytyka zachowań polityków PiS nie ma nic wspólnego z ideą wsparcia potrzebujących. A to wnikliwy redaktor powinien odróżnić. Po drugie, nikt – żaden polityk ani redaktor – nie ma prawa zawłaszczać idei wsparcia potrzebujących dla potrzeb swojej propagandy i dla forsowania politycznych i spornych kwestii. A po trzecie, zgoda narodowa jest możliwa tylko wtedy, kiedy będzie efektem konsensusu, co do którego wszyscy – jak sama nazwa mówi – się zgodzą.

Bo zgoda oznacza zgodność poglądów. A nie ich narzucanie.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content