O dobrym wilku i złych owcach, czyli wojna z opozycją (FELIETON)

Fot. xoxo.pl
Prysły złudzenia, opadły maski. Rząd PiS nie zmądrzał i nie ma nadziei, że się w trudnych czasach ucywilizuje. Co gorsza – korzystając z wojennych nastrojów, coraz bardziej oddala Polskę od cywilizacyjnych standardów Zachodu, o które walczy Ukraina. Mówiąc jeszcze dosadniej: pod rządami PiS depczemy to, za co Ukraińcy przelewają dziś krew.

Przypomnijmy dwie oczywistości, które w Polsce rządzonej przez PiS przestały być oczywistością. Po pierwsze: opozycja parlamentarna nie jest totalnym złem ani szkodnikiem, lecz wartością, pozwalającą powściągać zapędy władzy, która zawsze – jakakolwiek by nie była – ma skłonności do rozszerzania swoich uprawnień, bez względu na potrzeby obywateli (a często wbrew potrzebom obywateli). Po drugie: Konstytucja nie jest po to, by ułatwiać władzy samowolę i zapewniać wszystkie jej zachcianki, ale wręcz odwrotnie – jest po to, by chronić obywateli przed samowolą i zachciankami władzy, jakakolwiek by ona nie była.

Tymczasem pod płaszczykiem wojny na Ukrainie Jarosław Kaczyński i jego dwór zażądał od opozycji współudziału w zmianie polskiej Konstytucji (bo brakuje mu do tego większości). Rzekomo po to, by umożliwić konfiskatę bez sądu majątków rosyjskich oligarchów i osób wspierających działania Federacji Rosyjskiej. Osób, których definiować, namierzać, oskarżać i karcić konfiskatami miałby PiS. Opozycja odmówiła, bo żeby konfiskować majątki rzeczywistych rosyjskich oligarchów, nie trzeba zmiany Konstytucji. Wystarczy szybko zamrozić majątki, zanim oligarchowie zdążą je poprzepisywać lub posprzedawać.

Jarosław Kaczyński odparł na to w wyjątkowo podłym stylu: – Kto nie podniesie ręki za zmianą Konstytucji ten przykłada rękę do zbrodni na Ukrainie. Innymi słowy: ponieważ opozycja nie chce, żeby wszechwładny prezes Jarosław miał jeszcze więcej władzy, dlatego opozycja to putinowscy mordercy. To tak samo, jakby wilk zażądał od owiec, żeby nasyciły wilka, a kiedy owce by odmówiły, to wilk nazwałaby owce mordercami wilka. Dobry wilk i złe owce. Czarne jest białe, białe jest czarne – to stara narracja prezesa Jarosława.

Ale to tylko jeden przykład, bynajmniej nie odosobniony, który pokazuje, że PiS nie zmądrzał i – korzystając z wojennych nastrojów – oddala Polskę od cywilizacyjnych standardów Zachodu. Chodzi o projekt Ustawy o ochronie ludności, który daje władzy możliwość ograniczania swobód konstytucyjnych bez kontroli Sejmu i usuwania niewygodnych prezydentów, burmistrzów czy wójtów. Projekt przygotował naprędce resort spraw wewnętrznych, również korzystając z nastrojów wojennego zagrożenia. To projekt, który de facto znosi w Polsce ustrój samorządowy, zagwarantowany w art. 15 Konstytucji RP.

Projekt tej typowo reżimowej Ustawy zakłada, że w stanie zagrożenia lub w stanie podwyższonej gotowości (wprowadzanych przez premiera), premier rządu mógłby wydawać polecenia jednostkom samorządu, a w razie ich niewykonania lub nienależytego wykonania, premier (na wniosek wojewody) mógłby zawiesić szefów tych organów i ustanowić na ich miejsce komisarza rządowego. Do tej pory odwołanie prezydenta czy burmistrza możliwe jest tylko w drodze referendum, bo to mieszkańcy go wybrali, nie premier.

Przykładowo: premier Mateusz Morawiecki wprowadza stan zagrożenia, wydaje polecenie prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu, którego nie lubi, by ten w trybie natychmiastowym przygotował plany adaptacji metra do potrzeb obrony cywilnej, potem dopatruje się nieprawidłowości w tychże planach i na tej podstawie zawiesza niewygodnego dla rządu prezydenta Warszawy i wyznacza komisarza stolicy w osobie – dajmy na to – posła Janusza Kowalskiego (tego, który promuje Polexit). Analogiczny manewr premier mógłby przeprowadzić w Gdańsku, Poznaniu i wszędzie tam, gdzie liderzy samorządowi nie kłaniali się rządowi w pas. W ten sposób rząd zawłaszczyłby kolejny – po sądownictwie i wolnych mediach – obszar niezależności obywatelskiej, jakim są samorządy. Wszystko w świetle prawa.

Pozostaje pytanie: czy rząd całkiem zlikwiduje wybory samorządowe (podobno mają być przesunięte o pół roku, do wiosny 2024 r.). Po przyjęciu tej nieszczęsnej ustawy, wybory samorządowe stałyby się zupełnie bezzasadne. No i najważniejsze pytanie – ilu obywateli zdaje sobie sprawę, jak ważne jest to, czy na czele miasta stoi komisarz pochodzący z partyjnej nominacji czy burmistrz pochodzący z powszechnych, bezpośrednich wyborów. I ilu zdaje sobie sprawę, że samorządność to podstawa zdecentralizowanego systemu pluralistycznego, o jaki walczą dziś Ukraińcy.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Praca w muzeum to frajda! (WIDEO)

Trudno wyobrazić sobie Muzeum Ziemi Lubuskiej bez osoby dyrektora Leszka Kani, który od 42 lat jest nieodłączną częścią tej instytucji, a od 2015 roku nią

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content