Mit dzielnego przywódcy (FELIETON)

Rząd PiS udaje jastrzębia w sprawie wojny w Ukrainie, a gołębia w sprawie praworządności w Polsce. Problem w tym, że ani w jednym, ani drugim nie jest autentyczny. Wystarczy oddzielić słowa od czynów.

Od momentu agresji rosyjskiej na Ukrainę, rząd PiS kreuje się na jastrzębia polityki wschodniej. Kaczyński i Morawiecki po eskapadzie do Kijowa domagali się misji pokojowej NATO na Ukrainie, nie uzgadniając tego wcześniej z sojusznikami z NATO. Kaczyński dał się sprowokować zaczepkom Dimitrija Rogozina i znów zaczęło się odgrzewanie teorii „zamachu smoleńskiego”… Pobrzękiwanie szabelką może się podobać, zwłaszcza na tle zachowawczej i bardziej powściągliwej retoryki Zachodu. Kiedy Zachód przyciśnie Putina kolejnymi sankcjami, zawsze można powiedzieć, że to po naszych naciskach, dzięki naszej nieustępliwej postawie. Ale to niekoniecznie będzie prawdą.

Brytyjski publicysta Tim Harford tuż po Brexicie napisał: „Przegraliśmy z populistami i propagandystami, którzy chcą, żebyśmy wzruszyli ramionami, zrezygnowali z logiki i twardych danych i uwierzyli we wszystko, co sprawia, że czujemy się dobrze.” Mamy dzisiaj podobnie. Z rządowych mediów słyszymy tylko to, co ma sprawić, że poczujemy się dobrze. Bo przecież mamy najodważniejszych w Europie przywódców, którzy nie boją się wsiąść do pociągu i pojechać do oblężonego Kijowa. Niestety, nie słyszymy niczego, co mogłoby nas skłonić do logicznego myślenia i do zweryfikowania zasłyszanych od rządu słów.

Nie słowa się liczą, lecz czyny. Czyny, których PiS nie chce dziś pamiętać, a które jeszcze niedawno bardziej cieszyły niż złościły Rosjan, zainteresowanych rozbiciem jedności Zachodu. Rok temu premier Morawiecki zaskarżył do Trybunału Konstytucyjnego (zdominowanego przez apologetów PiS) nadrzędność prawa wspólnotowego nad polskim. Wkrótce potem Zbigniew Ziobro zaskarżył Europejską Konwencję Praw Człowieka do tego samego upolitycznionego Trybunału Konstytucyjnego. Obaj politycy dążyli do tego, by wyłączyć Polskę spod prymatu prawa unijnego. Czyli de facto dążyli do Polexitu ponad głowami Polaków, bo przecież na prymat prawa unijnego nad prawem polskim zgodziliśmy się, głosując w referendum unijnym w roku 2003 i podpisując traktat akcesyjny w roku 2004. Podobnie zachowała się Rosja, jako członek Rady Europy w roku 2015. Wtedy to rosyjski Sąd Konstytucyjny orzekł, że Rosja będzie uznawać tylko te wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, które są zgodne z porządkiem konstytucyjnym Rosji. To tylko jedna z wielu analogii.

Bardziej naturalnie wyglądało więc niedawne spoufalanie się premiera Morawieckiego z proputinowskimi politykami – Salvinim, Le Pen i Orbanem, aniżeli jego późniejsze umizgi do bohaterskiego prezydenta Ukrainy Zełeńskiego.

Teraz, pod pretekstem zagrożenia wojennego, PiS wpadł na pomysł zmiany Konstytucji. Ale ponieważ przy okazji usiłuje kiwać i stawiać pod ścianą opozycję, to nie jest zdolny do jakichkolwiek porozumień, dlatego nie ma do tego większości parlamentarnej. W podobny sposób od dawna usiłuje kiwać Komisję Europejską, udając gołąbka, który pragnie praworządności, ale nie robi nic w celu jej przywrócenia. Do tego rząd zdążył nas już przyzwyczaić.

Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Słuchając słów i zapominając o czynach, łatwo przyzwyczaić się do tego, co słyszymy. I łatwo popaść w odmęty propagandy. Przestrogą niech będzie wszechobecna propaganda w Rosji, która sprawia, że obywatele Rosji słyszą o „operacji specjalnej przeciwko ukraińskim faszystom” a nie wiedzą o oblężeniu Mariupola, hekatombie Charkowa i cierpieniach czterech milionów ukraińskich uchodźców wojennych. Słyszą o wrogich sankcjach Zachodu, a nie wiedzą o jachtach i willach oligarchów, którzy paśli się od lat w cieniu Putina. Nawet jeśli Rosjanie odczuwają zachodnie sankcje, to słyszą, że to co stracili, ta cała Europa, demokracja, karty Visa, Liga Mistrzów, adidasy, McDonald, Instagram, Facebook i Batman nie są warte złamanego grosza, bo przecież mają dzielnego przywódcę, który nikomu się nie kłania. I dochodzą do wniosku, że skoro tak jest, to nie warto się narażać…

Być może nawet nie wiedzą, że gdyby się trochę narazili, mogliby wszystko zmienić.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content