Przeżyliśmy pandemię, przeżywamy konflikt w Ukrainie. Gdy w grę wchodzi zdrowie i życie ludzi musimy zdać egzamin z człowieczeństwa, solidarności i jedności. Wyciągać wnioski i … rozmawiać. Moje refleksja z Lubuskiego Kongresu Zdrowia: na drodze do inwestowania w zdrowie często stają finanse i lokalne konflikty. Kilometry zbudowanej drogi widzi każdy. Pacjenta, którego udało się w porę zdiagnozować i wyleczyć – niewielu.
Lekko nie będzie
Słusznie kolega redakcyjny Dariusz Chajewski o kongresie napisał, że jest to raport z pola bitwy. Ten bój toczy się na żywym organizmie. Na zdrowiu Lubuszan. Nie jestem lekarzem, nie znam się na medycynie. Wykładów słuchałam jako mieszkanka Ziemi Lubuskiej, mama dwójki małych dzieci. Od tabelek i cyfr kręciło się w głowie. Z każdym kolejnym slajdem objawiała się naga prawda o niedofinansowaniu służby zdrowia, do czego przyznaje się resort zdrowia i to w dokumentach dostępnych publicznie. Nawet jeśli optymizmem napawał fakt o większych nakładach na służbę zdrowia, to za chwilę okazało się, że wydatki płatnika, czyli funduszu zdrowia już tę “górkę” niwelują. Rzeczywistość dla samorządów i właścicieli szpitali jest dość trudna, ale trzeba się z nią zmierzyć. Środków na lecznictwo szpitalne i poprawę dostępności do poradni nie będzie dużo więcej. Trochę lepiej wygląda to z punktu widzenia szpitalnych oddziałów ratunkowych, czy ambulatoriów, co pokazywał Marek Wójcik, ekspert ds. legislacyjnych Związku Miast Polskich. Gdy jednak poznaliśmy z ust Pana Marka założenie działania planowanej do utworzenia agencji szpitali, to wszyscy słuchacze kongresu niemalże z otwartymi ustami oglądali przewijające się slajdy. Wg. eksperta kompletnie niepotrzebny zapis. Trudno się nie zgodzić. Agencja to prezesi, agencja to wypłaty prezesów, agencja to biura i sprzęt dla prezesów, a gdy zostanie jakaś “górka” to znów sprzęt i biura, nagrody, ekwiwalenty itd. Jak podał ekspert jest to zapisane wprost w ustawie. To co ma robić agencja, można zrobić inaczej i bez konieczności wydawania tych milionów złotych – mówił ekspert. Włos się jeży na głowie. Nikt w roku wyborczym szpitali nie ruszy. To także dało się słyszeć na kongresie. Rewolucji nie będzie, ale czy będą się rozwijały? Gdyby wziąć pod uwagę inwestycje planowane z unijnych środków, to kongres także otworzył nam oczy o terminach. Mija drugi rok nowej unijnej perspektywy. Nie mamy umowy partnerstwa. Jak ma być uzgadniania umowa między rządem a samorządem? Jesteśmy w tyle. Na kongresie pada sformułowanie, że środki z UE wpłyną do nas może nawet w drugim półroczu 2023 roku. Tymczasem mamy je wykorzystać do końca 2023 roku. Procedury, przetargi, realizacja inwestycji. To wszystko przecież trwa miesiącami. Były naciski, by środki na inwestycje w lecznicach wpisywać do rządowych programów. Gorzka konstatacja jest jednak taka, że gdy coraz bliżej do wyborów, łatwiej jest przygotować krajowe programy budowy dróg. Samorządy dodając jedynie kilkanaście procent kwoty budują drogę, którą widać, którą można się ludziom pochwalić i zdobyć głos wyborcy. Dokładanie do służby zdrowia? To beczka bez dna! Słyszymy w kuluarach wśród samorządowców. Po co nam ta cała medycyna? – Tylko kto będzie po tych drogach chodził, jak nie zadbamy o Lubuszan – spuentowała marszałek województwa podczas okrągłego stołu w ramach kongresu. Lubuskie krok po kroku poprawia sytuacje w szpitalach. Jest strategia i odpowiedź na braki. Brakuje kadry – kształci studentów, jest słaba dostępność – wspiera oddziały zakupując m.in. sprzęt, modernizuje wspólnie z lecznicami budynki. Buduje nowe. Pieniądze idą nawet do tych szpitali, które marszałkowskie nie są. Te fakty są zapisane w dokumentach. Są dostępne.
Trzeba rozmawiać
W zakupach trzeba partnerstwa. Takie czasy. Krucho w portfelach Lubuszan. Krucho w kasach samorządów. Jak słyszymy, na środki z UE jeszcze poczekamy. Kto wie ile? Płatnik? Fundusz też cienko piszczy. Tymczasem trzeba opłacić jeszcze świadczenia zrealizowane na rzecz uchodźców wojennych, choć jak słyszeliśmy podczas obrad nie ma być to finansowane z naszych składek. Jak nie ma skąd czerpać, trzeba szukać w dochodach lecznic i w samorządach. Z uwagą słuchałam obrad okrągłego stołu na rzecz leczenia klinicznego. Były spory, ale to dobrze, bo dyskusja jest częścią demokracji. To prawo głosu i otwartość dla wypracowania rozwiązań. Teoretycznie wszystkim zależy na poprawianiu dostępności do leczenia i na rozwoju jego jakości. Jak na tak mały region wg. mnie robimy wiele, aby mieszkańcy mogli korzystać ze sprzętu i specjalistycznych porad jak najbliżej domu. Jest to niezwykle pozytywne. Trzeba jednak wszystkich rąk na pokładzie, bo czasy są ciężkie. Na obrady okrągłego stołu ze znakomitymi specjalistami, którego miałam niezwykły zaszczyt być moderatorem, przyjechałam z Gorzowa. Tamtejszy samorząd współpracuje z marszałkiem przy palących kwestiach dofinansowania gorzowskiego szpitala. Baza LPR, PET-CT. Tak było. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Bo marszałkowski szpital leczy gorzowian. Bo się rozmawia, nie atakuje. – Liczymy, na podobną współpracę z naszymi miastami, stawka jest bezcenna – mówiła marszałek. W obliczu konfliktu na Ukrainie, w obliczu tak poranionego pandemią i śmiercią związaną z COVID -19 społeczeństwa musimy być razem. Ludzi nie interesuje kto z kim i za ile kupił tomograf, tylko czy ma go w swoim szpitalu, czy musi jechać sto kilometrów. Doktor Bartosz Kudliński, szef Szpitala Tymczasowego w Zielonej Górze tak zwyczajnie, po ludzku opowiadał, jak mierzył się ze śmiercią. Jak w obliczu katastrofy ( a taką w służbie zdrowia była pandemia) człowiek szukał odniesienia do podstawowych wartości. Mówił, jak wiele daje dobro, komunikacja, rozmowa. Ta dobra współpraca była jedyną stałą, która otrzymała zespół szpitala w najgorszym czasie. – Musimy umieć rozmawiać, musimy sobie ufać, wyciągać wnioski z kryzysów – mówił doktor Kudliński, a w tle pojawiały się zdjęcia prześwietleń młodych 17- to, 20-to, 30-to letnich pacjentów, z totalnie zniszczonymi płucami. W oczach niejednego słuchacza kongresu pojawiły się łzy. Pan doktor przypomniał bowiem, że w czasie próby, najważniejsza jest ludzka Solidarność.