Reporterzy punktują tyranów (FELIETON)

Stosy prasy powiązane sznurkiem
Fot. Pixabay
Dziwimy się, kiedy Rosjanie wierzą, że to oni padli ofiarą agresji Zachodu? Dziwimy się, że obywatele Korei Płn. głodują, a jednocześnie uważają swojego przywódcę za geniusza? Dziwimy się, że spora część Polaków wierzy w „zamach smoleński” i wychwala rząd, który narusza praworządność? Przestaniemy się temu dziwić, gdy spojrzymy na światowy ranking wolności prasy.

Najnowszy ranking wolności prasy organizacji „Reporterzy bez Granic” jest odpowiedzią na wszystkie nasze zdziwienia – te przeszłe, te teraźniejsze i – o ile nic się nie zmieni – także te przyszłe. Polska znalazła się na 66 miejscu spośród 180 sklasyfikowanych państw. Rok temu nasz kraj był na 64 miejscu. W tym roku wyprzedziły nas Armenia i Malawi. Natomiast w 2015 r. – czyli tuż przed dojściem do władzy narodowych populistów – Polska była na 18 miejscu, w sąsiedztwie Luksemburga, Belgii i Szwajcarii…

Rządząca Polską Zjednoczona Prawica doprowadziła do tego, że pod względem wolności prasy nasz kraj spadł o 48 pozycji. W ciągu siedmiu lat wyprzedziła nas jedna trzecia świata. Powody? Głównie presja prawna, ekonomiczna i polityczna na niezależne media, ze strony obozu władzy. Rzeczywistość medialną w Polsce zna każdy, kto choć raz doświadczył przekazu mediów publicznych – głównie TVP. Brak pluralizmu i obiektywizmu, wiernopoddańcza wobec rządu narracja, szczucie na opozycję, dezawuowanie wszelkich krytycznych wobec rządu opinii i bezkrytyczne rozpowszechnianie każdej półprawdy i insynuacji wygłaszanej przez rządzących, w tym nawet aberracji opartych na teoriach spiskowych. To grzechy główne.

Do tego dochodzi skok na media prywatne, zwany eufemistycznie „repolonizacją” mediów, czyli zakup przez państwowego giganta PKN Orlen spółki Polska Press, wydawcy gazet regionalnych (w tym Gazety Lubuskiej). Nie bez znaczenia jest też próba – na razie nieudana – zamachu na niezależną od władz telewizję TVN. Wszystko po to, by rząd mógł zmonopolizować przekaz informacji i wyeliminować wszelkie opozycyjne źródła opinii. Mówiąc wprost: wszyscy mają dąć w tę samą trąbę. Na cześć władzy i prawicy.

Dyktatorzy wszystkich krajów uważają wolną prasę za narzędzie jątrzenia. Kpią, że wolnej prasy jakoś nikt do garnka nie włoży, żeby się nią najeść. Przecież ludzie potrzebują realnego posiłku, a nie liberalnych fanaberii i mieszania w głowach. Tymczasem na ostatnim 180 miejscu w rankingu wolności prasy jest Korea Płn., której mieszkańcy głodują, bo nie mają niczego, co mogliby do garnka włożyć. A mimo to uważają swego przywódcę za genialnego stratega. Czy więc genialny strateg ma motywację do tego, by zadbać o pełne garnki swych poddanych, skoro i tak wszyscy kłaniają się mu w pas? Po co? Przecież wystarczy zwasalizować środki masowego przekazu. To łatwiejsze.

Na 150 miejsce w rankingu spadła Rosja, której mieszkańcy w większości popierają Putina. Czyli popierają przyczynę nieszczęść, jakie spadają dziś nie tylko na Ukrainę ale i samą Rosję. Rosyjscy żołnierze masowo wysyłani są na bezsensowną rzeź, zachodnie sankcje działają, kraj jest izolowany, Rosjanie ubożeją, a mimo to uważają swego przywódcę za genialnego stratega. Czy więc genialny strateg ma motywację do tego, by zatrzymać wojnę, otworzyć kraj i pomóc bogacić się społeczeństwu? Po co? Przecież wystarczy zwasalizować środki masowego przekazu, a ludzie i tak będą mu przyklaskiwać. To łatwiejsze.

Przykłady można mnożyć: u samego dołu tabeli wolności prasy znalazły się jeszcze Erytrea, Chiny, Turkmenistan, Iran czy Syria. Kraje o najniższym wskaźniku od dawna uwikłane są w konflikty zbrojne, czy to z sąsiadami, czy wewnętrzne wojny domowe. Związek przyczynowo-skutkowy jest zawsze taki sam. Dyktatorzy najpierw ograniczają wolność słowa, a na końcu posyłają ludzi na wojny. I nikt się temu nie sprzeciwia, poza społeczeństwami krajów o najwyższym wskaźniku wolności prasy.

Z wolnością prasy jest jak z ekwipunkiem dla konia. Najpierw zakłada się mu klapki na oczach, żeby patrzył tylko w jedną stronę i nie rozglądał się na boki. Potem nakłada się mu uzdę i uprząż. A potem już można smagać batem. Na pewno ruszy w kierunku wyznaczonym przez klapki na oczach. Automatycznie i bezwiednie.

Tylko później dziwimy się, że ludzie masowo wierzą w coraz bardziej niestworzone rzeczy: że Unia Europejska winduje ceny w Polsce, że organizacje pozarządowe to agentura obcych sił, że tolerancja dla odmiennych orientacji seksualnych to „tęczowa zaraza”, że Okrągły Stół to spisek masonów, że katastrofa smoleńska to zamach z udziałem Tuska i Putina…

Tylko jedno w tym jest dobre: że wciąż się temu dziwimy.

Kiedy uznamy to za normę – nadzieja zgaśnie.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content