Inwestycje na zakręcie. Jak związać koniec z końcem?

Branża budowlana podkreśla, że wojna w Ukrainie wystawi część kontraktów na ryzyko nieopłacalności. Fot. LCI
Inflacja i odpływ pracowników z Ukrainy sprawiają, że inwestorzy łapią się najpierw za głowę, a później za kieszeń. Większość kosztorysów i kalkulacji można dziś schować do szuflady. Na razie wszyscy zastanawiają się, jak zasypać dziurę między możliwościami a oczekiwaniami.

– Wykonawcy robót budowlanych zgłaszają nam problemy związane z wykonaniem prac zapisanych w umowach – mówi dyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich Paweł Tonder. – Podstawą wniosków o poprawki jest nadzwyczajna zmiana cen materiałów budowlanych i kosztów realizacji prac od 2020 r. Ma to związek zarówno z epidemią COVID-19, galopującą inflacją, wzrostem cen energii i gazu, a także wybuchem wojny w Ukrainie i związanych z tym konsekwencji.
Lubuski ZDW pilotuje projekty finansowane z unijnych pieniędzy, w oparciu o zatwierdzony przez zarząd województwa plan inwestycji priorytetowych, w ramach RPO-Lubuskie 2020. Z ujętych w nim 34 inwestycji do końca 2021 roku zakończonych zostało 30, o wartości około 250 mln zł. Pozostały cztery, warte około 172,23 mln zł. I tutaj zaczyna się problem…

Jak nie choroba, to wojna

Podobnie dzieje się na budowie hali widowiskowo – sportowej przy Centrum Sportowo – Rehabilitacyjnym Słowianka w Gorzowie Wlkp. Budowa będzie trwała dłużej i będzie droższa. Nawet o kilkanaście milionów złotych. Jak informuje wykonawca, przyczyną jest głównie wojna na Ukrainie.
– Zakończenie budowy hali widowiskowo-sportowej zostało przełożone ze stycznia na koniec marca 2023 roku – komentuje Joanna Kasprzak-Perka, prezes Centrum Rekreacyjno-Sportowego Słowianka. – Dostaliśmy cały wielki segregator dokumentów, w których wykonawca prosi nas o przesunięcie terminu na koniec czerwca 2023 roku, a także występuje o zwiększenie kontraktu ze względu na wzrost cen stali i betonu. Część pracowników była obywatelami Ukrainy, którzy wyjechali aby bronić ojczyzny. To 40 osób. Jak prace na budowie trwają.
W tym roku firma ma zamiar dokończyć ściany i położyć więźbę dachową wraz z całą konstrukcją dachu. Obiekt ma pomieścić 5 tys. widzów nie ma ograniczać się tylko do funkcji sportowej.
Nie lepiej jest z inwestycjami gorzowskiego magistratu.
– Ceny materiałów budowlanych i energii skoczyły o kilkaset procent. Wykonawcy sygnalizują nam, że będzie drożej i dłużej – mówi rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Gorzowie Wlkp. Wiesław Ciepiela. – Wiele firm, jak w przypadku hali, zatrudniało pracowników z Ukrainy. W związku z ich powrotem na wojnę małe i średnie przedsiębiorstwa zatrudniające około 30 proc. i więcej Ukraińców mają teraz ogromne problemy z wywiązaniem się z terminów.
Magistrat także redukuje koszty związane z inflacją. Zaciska pasa i rezygnuje z kilku zaplanowanych inwestycji.
– Miastu potrzebna jest rezerwa na trudne czasy. Rosnąca inflacja, wzrost cen paliwa, materiałów budowlanych czy energii to czynniki, które w istotny sposób mogą wpłynąć na funkcjonowanie Gorzowa – mówił na konferencji prasowej zapowiadając oszczędności prezydent Gorzowa Wlkp. Jacek Wójcicki.

Przerwany łańcuch

Najpierw był lockdown związany z pandemią. Ograniczenia w transporcie towarów, wstrzymanie procesów produkcyjnych, nagła zmiana w zapotrzebowaniu na określone produkty i związane z tym surowce, a w późniejszym okresie popyt na niektóre towary przekraczający podaż. Na dobrą sprawę jeszcze z tego się nie otrząsnęliśmy, a wybuchła wojna, która spowodowała zawirowania w łańcuchu dostaw materiałów. Unia Europejska i USA nałożyły sankcje na Rosję. Wprowadzono ograniczenia w handlu żelazem, stalą oraz ograniczono import ropy naftowej. Wspólnota zablokowała też blisko 70 proc. importu z Białorusi. Chodzi m.in. o przemysł drzewny, stalowy, ale zakaz importu dotyczy też gumy, paliw i cementu. Praktycznie cały cement eksportowany z Białorusi do Unii trafiał do Polski. Tylko w 2021 roku Białoruś wyeksportowała do naszego kraju prawie 550 tysięcy ton cementu.
Inflacja powoduje kolejne zjawisko. Odpływ dobrze wykwalifikowanej kadry. Jeśli pracodawca nie zapewni wzrostu wynagrodzeń pracownicy znajdują lepszą pracę w innej firmie w Lubuskiem lub u naszych sąsiadów za Odrą.
Wróćmy do problemów lubuskich drogowców. W chwili składania ofert, a następnie zawarcia umów, a działo się to w latach 2017-2019, nikt nie mógł przewidzieć nieszczęść, które przytrafiły się w ostatnich trzech latach. A ceny materiałów i surowców wzrosły o kilkanaście, a często i kilkadziesiąt procent. Kilka przykładów. Cena tony podstawowego asfaltu drogowego 35/50 w lipcu 2017 kształtowała się na poziomie 1520 zł/t, a w maju 2022 to już 3010 zł/t, co daje wzrost na poziomie 98 proc. Cena pręta stalowego okrągłego, żebrowanego skośnie (wykorzystywanego do zbrojenia betonu) w lipcu 2017 to 2,59 zł za kilogram. W maju tego roku to już 10,39 zł. To wzrost o 400 proc.

Zasypywanie dziur

Co dalej? Czy pozostanie ileś tam „rozgrzebanych inwestycji?
– Nie ma prostych rozwiązań i pierwszą kluczową kwestią jest znalezienie formuły prawnej, która pozwoli nam zarządzić tym kryzysem finansowym – mówi Marcin Jabłoński, członek zarządu województwa. – Rozumiem roszczenia wielu wykonawców, trudno mieć do nich pretensje, bo nie możemy oczekiwać, że firmy będą padać i dokładać do prowadzonych przez siebie inwestycji. Dlatego we współpracy z dobrymi kancelariami prawnymi obu stron, szukamy podstaw do tego, by znaleźć formalne przesłanki do zmiany kwot zapisanych w pierwotnych umowach. To trudne, gdyż nie ma jednolitych przepisów, które by nam rozwiązywały te dylematy.
Gdy ten problem zostanie rozwiązany pozostanie drobiazg, finanse.
– Gdy mówimy o projektach unijnych będzie nieco łatwiej – dodaje członek zarządu. – Staramy się uzyskać akceptacje Komisji Europejskiej i przesuwać pieniądze między poszczególnymi osiami, obszarami i w części to się udaje. Nie jest to oczywiście coś, na co KE zgadza się chętnie i łatwo. Ale często są to też pieniądze pochodzące wprost z budżetu lub ze środków ZDW i tutaj może być tylko jedno rozwiązanie…
Mowa o zaciskaniu pasa, zmianie wcześniejszych planów, rezygnacji z części zamierzeń, czy projektów. Pieniędzy w budżecie nie przybywa, budżet państwa raczej centralizuje dystrybucję środków, coraz więcej pieniędzy zostaje w budżecie resortów, które coraz chętniej rozdają rozmaite promesy na realizację rozmaitych zadań, które wcześniej były uznawane za samorządowe.
– Dziś premier, ministrowie rozdają pieniądze i budują wiejskie szkoły, świetlice , drogi osiedlowe, ścieżki rowerowe, a to powinny robić samorządy – dodaje Marcin Jabłoński. – To pogłębia nasze problemy, ogranicza pole manewru.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content