Jeden do jednego, czyli dwa procent rozumu (FELIETON)

Grafika: Pixabay
Ekscentryzm czasem wdziera się do polityki. To dobra wiadomość, bo przynajmniej nie ma nudy. Gorzej, kiedy polityka staje się tak ekscentryczna, że rozum przestaje być narzędziem działania, elementarz trafia do kąta, a matematykę zastępują cuda.

Sukces nowej – jeszcze nie zarejestrowanej – partii Marianny Schreiber „Mam dość!” pokazuje jak w soczewce awans politycznej egzotyki, bez zaplecza i struktur, ale z przykuwającym uwagę i chwytliwym hasłem. Nikomu nieznana partia pani Schreiber wskoczyła na pułap 2 proc. sondażowego poparcia (Instytut Badań Pollster dla „Super Expressu”), co może znaczyć tylko tyle, że ludzie utożsamiają się z nazwą partii. Słowem: mają dość.

Dodajmy, że 2 proc. to pułap, o którym najpewniej pomarzyć mogłaby Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry, gdyby nie startowała do wyborów w kieszeni Jarosława Kaczyńskiego, tylko na własnych nogach. Tymczasem partia Ziobry tak naprawdę trzęsie i wywraca pisowskim rządem, deformując wymiar sprawiedliwości i dewastując nasze relacje z Unią Europejską, podczas gdy partia Marianny Schreiber (notabene – żony posła PiS z Bydgoszczy), poza krzyczeniem „mamy dość”, nie ma na razie żadnego wpływu na rzeczywistość.

A co by było, gdyby miała taki wpływ? Opinię publiczną (zwłaszcza internautów) zaszokował niedawny wpis pani Schreiber na Twitterze (cytat dosłowny): “Stańmy się wreszcie Europejczykami. Wprowadzenie euro, wymiana złotówek wg. kursu 1:1, bo bez tego złotówka stanie się w przeciągu kilku lat walutą śmieciową, a mamy najwyższy wzrost gospodarczy w Europie. Trzeba być częścią Europy w praktyce, a nie tylko w teorii. PLN i EUR – czy naprawdę tak bardzo się różnią? Kto negocjuje ostateczny kurs wymiany przy wejściu do strefy euro? Czy w polityce monetarnej nie ma rzeczy niemożliwych?”.

Egzotyka egzotyką, ale musi być jeszcze miejsce na rozum. Sięgnijmy więc do elementarza i przypomnijmy, że PLN i EUR różnią się przede wszystkim kursem, co oznacza, że ta pierwsza waluta jest na rynku około pięciokrotnie tańsza od tej drugiej. A zatem wprowadzenie euro w Polsce wg kursu 1:1 byłoby tym samym, czym np. zamiana używanej Łady na nowego Porsche bez dopłaty. To oczywiście możliwe, ale pod warunkiem, że zgodziłby się na to właściciel Porsche.

Z tym jednak mógłby być problem, bo „właścicielami” eurowaluty są społeczeństwa i podatnicy 19 krajów europejskiej unii walutowej. Strefą euro zarządza Europejski Bank Centralny działający w interesie tychże krajów europejskich i ich gospodarek, podczas gdy „strefą złotego” zarządza Narodowy Bank Polski z Adamem Glapińskim, działającym w interesie Jarosława Kaczyńskiego i jego polityki. To zasadnicza różnica.

Niestety, pani Schreiber nie napisała czy wymiana złotego do euro w stosunku 1:1 miałaby dotyczyć tylko oszczędności i pensji, czy także cen i kredytów? A to jest najciekawsze. Czy osoba posiadająca 10.000 zł oszczędności i zarabiająca 4.500 zł, z dnia na dzień będzie miała na koncie 10.000 euro i 4.500 euro pensji, lecz posiadając kredyt na 100.000 zł będzie musiała spłacać 100.000 euro? Bo jeśli dotyczyłoby to tylko oszczędności, a kredytów nie, to taki manewr szybciutko rozwiązałaby problem polskich kredytobiorców, z frankowiczami włącznie. I takim cudem PiS dotrzymałby swojej obietnicy. Cuda, panie…

Niestety, wymiana złotego do euro w stosunku 1:1 źle by wróżyła inwestycjom. Na przykład taki prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki, który chce rewitalizować bajoro w Ochli za – bagatela – 90 mln zł, musiałby to zrobić za 90 mln euro, czyli równowartość dzisiejszych 432 mln zł. A to już kwota, za którą można by czynić kolejne cuda… Na przykład pokusić się o przeniesienie Jeziora Trześniowskiego z Łagowa do Ochli.

Orlenowskie gazety regionalne niedawno przypuściły propagandową ofensywę w sprawie cen paliw, podając, że cyt. „Niemcy płacą za paliwo 10 zł, a Duńczycy 12 zł za litr”. To oczywiście manipulacja, której celem było pokazanie, że Polacy płacą „tylko” 7,9 zł za litr, a wszystko to dzięki rządowi PiS i Orlenowi. Artykuły w orlenowskich gazetach sugerowały, że Polacy płacą za paliwo mniej niż Europejczycy z zachodu. Ale nie uwzględniały siły nabywczej Niemców, Duńczyków i Polaków, przez którą Niemcy i Duńczycy za średnią płacę mogą nabyć 1.800 litrów paliwa miesięcznie, a Polacy za średnią płacę – tylko 800 litrów.

Tak więc pomysł pani Schreiber sprawiłby, że rządowi propagandyści mieliby zupełnie inne zmartwienie: jak tu wytłumaczyć Polakom, że Niemcy i Duńczycy płacą za paliwo 2,1 euro, a Polacy 7,9 euro? I jak tu jeszcze wytłumaczyć, że to zasługa PiS i Polskiego Ładu?

Musieliby najpierw przekonać Polaków, że w ekonomii nie ma cudów, nawet jeśli w polityce jest ich pełno.

Cudów przeczących matematyce – mówiąc słowami pani Schreiber – mamy dość.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Praca w muzeum to frajda! (WIDEO)

Trudno wyobrazić sobie Muzeum Ziemi Lubuskiej bez osoby dyrektora Leszka Kani, który od 42 lat jest nieodłączną częścią tej instytucji, a od 2015 roku nią

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content