Wakacje z duchami. To one opowiedzą pasjonujące historie z naszego regionu

Niemal każdy lubuski pałac ma swoją opowieść o duchach... Fot. Dariusz Chajewski
Te wakacje stoją pod znakiem… duchów. Osią kampanii promocyjnej lubuskiego samorządu ma być Duszek Lubuszek. Że infantylny? Że wydumana postać? Nic podobnego. Mamy swoje regionalne, „żyjące” od wieków duchy, za których opowieściami kryją się prawdziwe, często dramatyczne i tragiczne historie. Uwierzcie w duchy!

Zaglądamy do katalogu „Duchy polskie”. I zawód. W leksykonie rezyduje jedynie łagowski Rycerz w Płomieniach. Od dawna nie był widziany, ale i w czasach swojej aktywności ograniczał się do straszenia osób urzędowych. Wróg biurokracji?

Łagów Lubuski

Oto w roku 1820 radca Harlem postanowił spędzić w murach łagowskiego zamku noc. Nagle ujrzał przy swoim łożu zakonnego rycerza otoczonego płomieniami. W raporcie napisał, że postać ta przypominała mu uwieczniony na nagrobku w miejscowym kościele wizerunek XVI-wiecznego komandora zamku Andreasa von Schliebena. Później spotkał go m.in. pewien inspektor ze Słońska.
Andreas von Schlieben… Do historii przeszła raczej jego słabość. Do niewiasty. Zakonny rycerz nie chciał tego związku ograniczać do chwil kradzionych w zamkowych zakamarkach. Stąd jako pierwszy joannicki zakonnik ożenił się w 1544 roku, łamiąc śluby celibatu. Krok ten spowodował w zakonie gwałtowną reakcję. Obawiano się, że upowszechnienie tej praktyki przyczyni się do pomniejszenia majątku zakonu. Po długich targach kapituła w Spirze usankcjonowała śluby joannickich rycerzy.
W kościele łagowskim znajduje się płyta nagrobna syna von Schliebena, również Andrzeja, zmarłego 9 lipca 1568 w młodocianym wieku. Wiemy, że Schlieben miał syna, który umarł w wieku trzech lat. Resztę dopowiada legenda. Chłopiec ponoć utopił się w studni. Ojcu z żalu pękło serce, a matka w rozpaczy rzuciła się z zamkowych krużganków i od tej pory przemierza komnaty jako biała dama…

Wieża łagowskiego zamku. Fot. Grzegorz Walkowski
Przewóz

Ta opowieść jest jeszcze starsza i rozpoczyna się u progu XV wieku. I teraz trochę jak w bajce… Książę Jan I miał czterech synów. Po jego śmierci nastąpił podział dziedziny. Otrzymana część ojcowizny ze stołecznym Przewozem nie zadowoliła najmłodszego Jana II, który żądał od braci Baltazara i Rudolfa nowego podziału.
Z biegiem lat sytuacja się krystalizowała. Wacław wstąpił do klasztoru. Rudolf zginął w bitwie pod Chojnicami. W grze o tron zostało ich dwóch. Bratobójcza wojna trwała ze zmiennym szczęściem do 1472 roku. Na początku maja Jan II rozpoczął oblężenie Żagania. Załoga zamku skapitulowała 7 maja 1472, a pojmanego Baltazara z rozkazu księcia Jana przewieziono do Przewozu i uwięziono w lochu wieży tamtejszego zamku. Jak chce legenda, fetując zwycięstwo, Jan po prostu zapomniał o uwięzionym bracie. Świadkowie zarzekają się, że późną nocą, zwykle 15 lipca, w okolicy wieży zwanej nie tylko przez mieszkańców, ale i historyków głodową słychać szczęk łańcuchów i jęki.

To tutaj jęczy Baltazar. Fot. Dariusz Chajewski
Siedlisko

Gdy zegary wybijają północ, w czerwonym salonie zamku w Siedlisku słychać ponoć głośne krzyki puszczyków i niesamowite ujadanie psów, a ze wszystkich zakamarków wypełzają szkielety. Po chwili z salonu dochodzą przerażające jęki… Czyja to sprawka? Oto w drugiej połowie XVI wieku Siedliskiem rządzić miał znany rycerz rozbójnik Fabian von Schoenaich.
Po „biesiadzie” kościotrupów przerażony duch Fabiana miota się po ścieżkach parku i zniszczonych komnatach. Inna legenda mówi, że podczas biesiady szkielety Fabianowi grzecznie usługują.
Owszem, imię się zgadza, gdyż zamek w Siedlisku wraz z okolicznymi ziemiami wydzierżawił w roku 1561 Fabian Schönach, uczestnik wielu wojennych ekspedycji u boku króla polskiego Zygmunta III Wazy. Był jednym z najznamienitszych rycerzy epoki. Był nie tylko mistrzem miecza, ale także doskonałym administratorem i gospodarzem. Na złą sławę nie zasłużył. Może to wpływ legendy o duchu Fabiana, ale z Broniszowa?

Widok zamku w Siedlisku od strony Odry. Fot. Dariusz Chajewski
Przytok

Na pierwszy rzut oka pałac w Przytoku wygląda romantycznie. Skrywa jednak, cytując Kubusia Puchatka, swojego straszyciela. Opowieść rozpoczyna się w październiku 1815, w rocznicę śmierci rezydującego w pałacu gen. Fryderyka Konstantego Ryssela. Oto odsunęła się płyta nagrobna jego grobowca na cmentarzu, wywołując popłoch u świadków tego zdarzenia. Oczywiście, działo się to krótko przed północą. Po chwili ukazała się zjawa w generalskim mundurze. W tej samej chwili w kościele odezwał się dzwon, a w oknie pobliskiego domostwa, które od lat stało opuszczone, zabłysło światło. I tak dzieje się podobno nadal.
Pan na Przytoku jak najbardziej ma powody do pokuty. Był dowódcą artylerii w dobie wojen napoleońskich i przeszedł do historii jako zdrajca. W bitwie pod Lipskiem, zamiast osłaniać odwrót wojsk napoleońskich, kazał strzelać w kierunku żołnierzy Małego Cesarza…
Przypomnijmy, że w trakcie bitwy pod Lipskiem zginął książę Józef Poniatowski. Bitwa nazywana jest także „bitwą narodów”. Rozegrała się pod Lipskiem 16–19 października 1813.

Pałac w Przytoku na rysunku Roberta Jurgi
Żagań

Każdy z turystów zwrócił zapewne uwagę na maszkarony na elewacji żagańskiego pałacu, których jest podobno 170. W XIX wieku wyrzeźbił je Jan Boreta na polecenie Piotra Birona. Jak chce legenda, są tak straszne, ponieważ rzeźbiarz jako modela wynajął diabła. W zamian artysta podpisał z diabłem cyrograf – własną krwią, oczywiście.
Przez lata diabeł cierpliwie pozował, by wreszcie na zakończenie pokazać rzeźbiarzowi swoją prawdziwą twarz. Była tak przerażająca, że na jej widok artysta spadł z rusztowania… Stąd nad jednym z okien maszkarona nie znajdziemy. Żagań ma też Białą Damę.

W Żaganiu możemy spotkać… diabła. Rys. Robert Jurga
Kostrzyn

Najsłynniejsza ucieczka z kostrzyńskich kazamat, opisywana szeroko w literaturze, zakończyła się tragicznie. Otóż w twierdzy król pruski Fryderyk Wilhelm I przetrzymywał swojego syna Fryderyka (późniejszego króla Fryderyka Wielkiego), który zamierzał się poświęcić literaturze i filozofii, a nie władzy. Tymczasem ojciec chciał przymusić królewicza do wojskowego trybu życia i do zainteresowania się damami. Książę zaplanował więc ucieczkę do Anglii wraz z najlepszym przyjacielem porucznikiem Hermanem von Katte oraz Hansem Hermannem i porucznikiem Keithem. Uciekinierów jednak złapano, królewicza uwięziono w kazamatach, a pozostali stanęli przed sądem wojennym pod zarzutem zdrady stanu, dezercji i próby ucieczki z Prus.
Von Katte najpierw usłyszał wyrok dożywotniego więzienia, ale rychło został on zamieniony na śmierć przez ścięcie mieczem. W miejscu stracenia znajdziemy dziś pamiątkową tablicę, a miecz, którym dokonano egzekucji, trafił do muzeum w Brandenburgu. A ponoć duch von Kattego do dziś nawiedza nocą ruiny twierdzy…

Kostrzyńska twierdza prezentuje się imponująco. Fot. Grzegorz Walkowski
Szprotawa i Lubno

Przy wejściu do miasta od strony Bramy Żagańskiej po prawej stronie zaczyna się wąska uliczka (obecna Sądowa). Uliczkę do 1945 roku zwano „Dops=Gang”, co współcześni nazwali jako „metryczne przejście”.
Według opowiadań dawnych mieszkańców Szprotawy uliczkę nawiedzała kiedyś zjawa. Prezentowała się jako jeździec na koniu, trzymający swoją głowę pod pachą.

Z kolei w Lubnie spotkamy galopującego na koniu ducha Celiny, która w 1937 roku popełniła samobójstwo po śmierci ukochanego męża Hansa von Treichela. Członka SS, zagorzałego zwolennika Hitlera…

Tak w czasach świetności wyglądał pałac w Lubnie

Strachy na Lachy? Śledźcie te i inne historie o lubuskich duchach na www.lci-lubuskie.pl

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content