Wakacje jeszcze nie rozkręciły się na dobre, a uczestnicy „Rowerowych wakacji” w gminie Cybinka zdążyli już nakręcić na dwóch kółkach sporo kilometrów. I tak każdego roku. Teraz był to ich dziesiąty raz. Projekt jednego z lokalnych stowarzyszeń potwierdza, że Lubuskie jest dobre na rower. Pokazuje też, że nasze lasy, jeziora, historie mieszkańców – to bogactwo wciąż przez nas samych mało docenianie.
– Na świecie nie ma taaakich wakacji! – wykrzykuje do rodziców 10-letni Wojtek, po powrocie z kolejnego wyjazdu. I chyba ma rację, bo przeglądając program tegorocznych atrakcji, widać, że na nudę nikt tu narzekać nie może. Do tego, słuchając relacji z lat poprzednich, pojawia się myśl, by w przyszłym roku samemu zapisać się na taki wypoczynek. Na przykład jako wolontariusz, bo ich też tu nie brakuje. Wszyscy chcą zwiedzać okolice na dwóch kółkach.
Gminę znają, jak własną kieszeń
„Rowerowe wakacje” to pomysł Cybińskiego Stowarzyszenia Rozwoju PRO-EKO. Szefuje mu Eugenia Niedźwiedzka, emerytowana nauczycielka. Projekt wyróżnia się od innych zorganizowanych wypoczynków tym, że doskonale integruje lokalną społeczność. – Na początku chciałam po prostu pokazać dzieciom, że rower jest świetnym sposobem na spędzanie wolnego czasu, i że w okolicy jest do odkrycia mnóstwo ciekawych miejsc przyrodniczych, historycznych, tajemnych – wyjaśnia prezeska PRO-EKO. – Tymczasem, okazało się, że rozbudziliśmy ciekawość nie tylko młodszego pokolenia, ale i starszego, które bardzo zaangażowało się w nasze pomysły – dodaje.
Okoliczne sołectwa zaczęły się ścigać z pomysłami dla najmłodszych: w Grzmiącej dzieciaki wspólnie z mieszkańcami mogą lepić pierogi z jagodami, którymi za chwilę się zajadają. W Białkowie goszczeni są słodkimi pampuchami i zasypywani opowieściami dawnych mieszkańców Polesia. Do Sądowa wpadają, by popływać kajakami po uroczej Pliszce, a po wyjściu z wody pałaszują placek drożdżowy lub pieką kiełbaski przy ognisku. Dzieciaki smakują też pstrągów prosto z pstrągarni w Koziczynie, poznając jednocześnie historię miejsca, pamiętającego przedwojenną fabrykę papieru. Inny razem wędkują nad stawami.
Edukacja na wakacjach
W poszukiwaniu przygód, tożsamości i smaków uczestnicy „Rowerowych wakacji” spotykają się z przedstawicielami wielu zawodów. Często odwiedzają leśników (w końcu to najzieleńszy region w kraju). Podglądają z nimi przyrodę, obserwują lornetkami siedliska ptaków, bociany w Kłopocie, dowiadują się o wielu ciekawostkach. – Nasze grupy wiedzą, gdzie w okolicy występują stanowiska żółwia błotnego. Wiedzą też jak zachować się w lesie, a nawet jak w nim przetrwać, bo kilka lat temu zorganizowaliśmy spotkanie z survivalem – opowiada Pani Eugenia i dodaje, że jako emerytowana nauczycielka cieszy się, że młodzież może czerpać wiedzę inaczej niż tylko siedząc w ławkach.
W poszukiwaniu wrażeń organizatorzy ruszyli dalej, poza granice gminy. Wtedy jeżdżą autokarami. Każdego roku starają się zaproponować jakąś lubuską ciekawostkę. Odwiedzili już Ośno Lubuskie, Lubsko, Gubin, byli w Majalandzie. W tym roku zaszyli się na cały dzień w Muzeum Wojskowym w Drzonowie.
Wspomnienia i znajomości na lata
Trudno zliczyć ile kilometrów przejechali rowerami w ciągu tych dziesięciu edycji. Wiadomo, że przez wszystkie lata przewinęło się w sumie blisko 650 podopiecznych. – Każdego roku mamy pod opieką od 40 do 70 małoletnich. Jeżdżą z nami dzieci ze Szczecina, Warszawy, Wrocławia, Słubic, z Zielonej Góry czy Krosna Odrzańskiego. To wnuki odwiedzające w wakacje swoich dziadków. W tym roku zaprosiliśmy też dzieci z Ukrainy – wylicza prezeska Pro-Eko. Młodzież nie kryje zachwytu z takiej formy spędzania wakacji. – Bardzo mi się podobało spotkanie ze zwierzętami z zagrody w Białkowie. Do tego, tu wszędzie jest tak zielono. Wskakuję na rower i zaraz jestem na leśnej albo polnej ścieżce – zachwala Lubuskie Franek z Warszawy.
Organizatorka uczciwie przyznaje, że z każdym rokiem ma coraz mniej sił na prowadzenie projektu, bo wiek robi swoje. Ale jak tu odmówić dzieciom, szczególnie tym, które zaraz po turnusie biegną i „zaklepują” sobie miejsce na kolejny rok. – Do tego, ogromną radością są dla mnie chwile, jak ta, gdy spotykam na ulicy dawnego uczestnika, dziś 24- latka, który mówi mi „jak ja bym sobie jeszcze z wami pojeździł…” – śmieje się pomysłodawczyni „Rowerowych wakacji”.
Fot. archiwum Cybińskiego Stowarzyszenia Rozwoju PRO-EKO, Witold Cholewa