Zakola i meandry. Same przyjemności (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Można się przerazić, kiedy człowiek idzie alejką i nagle zobaczy rój parawanów i leżaków – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”
Pewnie, że jest drożej i tego nie da się ukryć, ale tak jest wszędzie, więc czemu nad morzem miałoby być inaczej? Pan Bogdan dziwi się jednak niektórym narzekaniom – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan wraz z żoną pojechali na dziesięć dni nad morze. Wybrali ulubione przez niego Mrzeżyno, bo w sumie niedaleko i jeszcze nie tak tłoczno, jak w znanych kurortach. Tyle że te małe, urokliwe miejscowości też się zmieniają. Powstają wielkie kompleksy hotelowe, buduje się apartamentowce, co oczywiście od razu sprawia, że jest tłoczniej, szczególnie na plaży.

Tam naprawdę można się przerazić, kiedy człowiek idzie alejką i nagle zobaczy rój parawanów i leżaków. Jednak i na to jest sposób. Pan Bogdan wraz z żoną szli sobie spacerkiem dalej, tam gdzie ludności się nie chce, bo szczególnie podczas urlopu nie lubi chodzić, tylko leżeć, i znajdywali dziką plażę, gdzie nikt im nie ryczał nad głowami, bachory nie grały w piłkę obok ich legowiska i nie musieli słuchać głupich gadek z sąsiedzkiego legowiska. Można? Można…

Podobnie jest z „paragonami grozy”. Pewnie, że jest drożej i tego nie da się ukryć, ale tak jest wszędzie, więc czemu nad morzem miałoby być inaczej? Pan Bogdan dziwi się niektórym narzekaniom. No bo jeśli w barze przy plaży w menu stoi jak byk, że dziesięć deko smażonej ryby kosztuje 12 złotych, a gość zaordynuje sobie sporą rybę, do tego surówki, frytki i oczywiście piwo, żona podobną, może nieco mniejszą porcję, dzieciaki też coś wezmą nie najtańszego z zestawu, do tego jakieś napoje chłodzące, a na dodatek po lodzie – to nic dziwnego, że to nie będzie, powiedzmy, sześć dych, a prawie trzy razy więcej. Oczywiście spokojnie można zjeść taniej, niekoniecznie przy samej plaży, więc nie ma co narzekać i kwękać. Pewnie, że do wydatków na jedzenie i picie trzeba doliczyć to, co wyciągną dzieci, jakieś gofry, gadżety i pamiątki, których pełno. Pan Bogdan i żona mają na szczęście to już za sobą, bo teraz temat wydatków na małolatów to problem ich dorosłych dzieci. Jednak też potrafili wydać, a to na książki (całkiem fajne i tańsze niż w księgarni u siebie), a to na piwko, które fajnie smakuje, patrząc na zachodzące nad morzem słońce, czy też na jakieś frykasy.

Tak wyglądają urlopy. Pewien luz, spokój, ale też przyjemności, na które człowiek by sobie normalnie nie pozwolił, więc nie ma co marudzić, płakać i prezentować w sieci wysokich rachunków. Alternatywą jest zostanie w domu i zamiast smażonej rybki – zjedzenie pomidorowej…

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content