W cały regionie trwają radosne (w teorii) imprezy dożynkowe, ale rolnikom nie jest do śmiechu. We znaki dała im się susza, która mocno wpłynęła na zbiory. Teraz alarmują, że czeka ich katastrofa, bo raporty generowane przez program szacujący straty, są błędnie. Ma to kluczowe znaczenie, ponieważ od dokumentów zależy skala pomocy, jaką otrzymają.
Jedno pole… ale różne straty
– W tym roku są wszystkie działki opisane, ale to są totalne bzdury. Jeżeli ja na jednej działce rolnej mam 5 działek ewidencyjnych – ta sama uprawa, zboże, wykonawca, nawożenie – a rozbieżność w stratach jest rzędu 15-20%, to jest niemożliwe – twierdzi Stanisław Myśliwiec, Prezes Lubuskiej Izby Rolniczej.
Jak przekonują rolnicy z pól, które pozwalały na zbiór 7-8 ton plonów, zbierano po 200 kg zboża. – We wszystkich statystykach jako województwo mieliśmy pierwsze miejsce, czyli u nas była największa susza. Teraz my rolnicy dostajemy te protokoły i okazuje się, że wszyscy jesteśmy poniżej 30 proc. To w końcu była ta susza, czy nie? Ja twierdzę, że była, ale nie rzędu 20 proc., a susza na poziomie 70-90 proc. Takie wyniki rolnicy mają – tłumaczy Stanisław Myśliwiec.
Problemem ma być także sama procedura szacowania strat. W opinii rolników po otrzymaniu dokumentu, nie ma możliwości odwołania się od jego treści, a raport nie jest nawet podpisany. Sytuacja niepokoi nie tylko rolników, ale także urząd marszałkowski, który od lat stara się wspierać regionalnych gospodarzy.
– Od kilku lat mamy dotkliwą suszę, dlatego zarząd województwa przeznaczył pieniądze na stacje monitoringu suszy, aby rzetelnie móc wykazać realne straty rolników. Są to wiarygodne badania. Niestety wyniki są dziwnie konstruowane – mówi Stanisław Tomczyszyn, wicemarszałek województwa i przewodniczący lubuskiego PSL.
Rolnicy czekają na wsparcie
Rolnicy mają wiele zastrzeżeń do form pomocy obiecywanych przez państwo. – Jak można mówić, że rolnik będzie zwolniony z podatku rolnego? Nie ma czegoś takiego jak dyspozycja ministra w tej sprawie, decydentem jest gmina. Wójt i burmistrz mogą zwolnić nas z podatku rolnego na indywidualny wniosek rolnika. Nie ma centralnego zarządzenia. Mówi się też, że możemy wziąć kredyt, tylko w tej chwili wielu rolników musiałoby kredyt „leczyć” kredytem. Jest to totalne bankructwo – denerwuje się Stanisław Myśliwiec.
– Sytuacja jest trudna. Mamy galopujące ceny nawozów sztucznych, ochrony roślin, paliw, co może spowodować, że chleb będziemy kupować po coraz wyższych cenach. To jest przerażające. Trzeba to zahamować, bo bezpieczeństwo żywnościowe jest równie ważne jak bezpieczeństwo militarne – podsumowuje Stanisław Tomczyszyn.