Milczenie jest złotem (FELIETON)

Grafika: Pixabay
Dlaczego PiS wystawia Kaczyńskiego na wiecach, by ten wygłaszał brednie o bezdzietności i alkoholizmie kobiet, albo snuł dywagacje o rodzajach kruszywa węglowego? Dlatego, że każdy inny polityk PiS jawi się przy banialukach prezesa jak mędrzec i mąż stanu. Wystarczy, że się nie odezwie…

W sprawie zaniżania standardów debaty publicznej politolodzy od dawna biją na alarm. Ale chyba nie przewidzieli inwencji Kaczyńskiego i jego skłonności do zadziwiających dygresji. Takich jak różnice płciowe w uzależnieniu alkoholowym i ich wpływ na dzietność kobiet czy na zastępowalność pokoleń. Temat godny niszowej rozprawy medycznej, ale nie tyrady na politycznym wiecu w czasach kiedy kraj boryka się z inflacją, kryzysem energetycznym, widmem recesji, izolacją w Unii Europejskiej…

Tu już nie da się bić na alarm. Tu trzeba grać podzwonne, bo debata publiczna umarła.

Umarła, pozostawiając po sobie wstyd. Z lapsusów, wpadek, pomyłek i przejęzyczeń Jarosława Kaczyńskiego wstyd już nawet się śmiać, bo nikt nie powinien śmiać się z nieszczęść starszego, popadającego w dziwactwa człowieka. Lecz przypadek Kaczyńskiego jest szczególny, bo wciąż jest to przywódca większości parlamentarnej, znany z ksenofobicznych wypowiedzi na pograniczu przyzwoitości, który cały swój polityczny kapitał zbudował na teoriach spiskowych i niesprawdzonych insynuacjach. I wciąż te insynuacje powtarza w coraz bardziej groteskowy sposób, ku zakłopotaniu myślących słuchaczy.

Dlaczego politycy PiS nie powstrzymują Kaczyńskiego przed prawieniem kolejnych bzdur? Najprościej byłoby powiedzieć: bo się boją, bo prezesowi trzeba tylko potakiwać. To by tłumaczyło jego oderwanie od rzeczywistości i brak rozeznania w realiach życia. To by tłumaczyło jego funkcjonowanie w informacyjnej bańce ograniczającej się do kilku doradców starej daty i kilku radykalnych kościelnych hierarchów, których słucha. Ale w tym szaleństwie może być metoda. Politycy PiS mu na to pozwalają, bo mają w tym swój przewrotny interes.

Oto w październiku, prezydent Andrzej Duda po okresie względnej ciszy i bezczynności wrócił na podium polityków, cieszących się największym zaufaniem Polaków. Wskoczył na drugie miejsce za Rafałem Trzaskowskim, nie robiąc ani nie mówiąc nic, co by go wyróżniło, ani na plus, ani na minus. Duda wyprzedził hiperaktywnego Morawieckiego. Premier spadł na trzecie miejsce, choć w tym czasie słynął z licznych i nachalnych słowotoków, z których wprawdzie nic nie wynikało, ale w mediach narodowych było ich pełno…

Tak więc wyborcy nagradzają polityków zaufaniem nie tylko za czyny i słowa, ale także za milczenie. A milczenie na tle gadającego Kaczyńskiego (który fatalnie wypada w rankingu zaufania) może uchodzić za szczyt mądrości i dojrzałości… Zwłaszcza kiedy jest to milczenie z politowaniem.

Z tych doświadczeń nie korzysta jednak koalicjant PiS – prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki, który zaczął wypisywać niesprawdzone farmazony o Zintegrowanych Inwestycjach Terytorialnych (jak to z nimi było – pisaliśmy przed tygodniem). Prezydent emocjonalnie domaga się od zarządu województwa większych pieniędzy unijnych, ale jedyna korzyść, jaką z wywołanego zgiełku wynosi, to wielokrotne cytowania w Gazecie Lubuskiej. Bo – na razie – innych korzyści być nie może, skoro pieniądze unijne dla Polski mogą całkiem przepaść z winy partii, do której należą koalicjanci Kubickiego w Radzie Miasta.

Co gorsza, prezydent Zielonej Góry nie uczy się na własnych błędach, choć miał ich co niemiara. Cała jego nauka idzie w las. Kiedy w 2020 r. wybuchła epidemia covid, a rząd PiS wprowadził kuriozalny zakaz wstępu do lasów, to Kubicki najpierw posłusznie meldował w mediach społecznościowych, że strażnicy miejscy wyłapują spacerowiczów piknikujących w lasach i parkach komunalnych. Potem ni stąd ni zowąd zaczął insynuować na Facebooku, że epidemia koronarwirusa to „koronaściema” i sugerował, że pandemię wymyślili politycy, żeby „ogłupić ludzi wirusem”. A kiedy sam zachorował na covid, to znów stał się gorliwym zwolennikiem maseczek i innych covidowych restrykcji…

Przysłowie mówi: ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Niestety, ani Kaczyński ani Kubicki nie biorą sobie tego do serca. W tym miotaniu się między skrajnościami, w tym zgiełku pustych frazesów i zwyczajnych bzdur – umyka odpowiedzialność za słowo.

Jeśli politycy nie czują odpowiedzialności za swoje słowa, niech korzystają z szansy, żeby siedzieć cicho. Ich milczenie będzie wówczas złotem, a ich słuchacze odniosą same korzyści…

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Ostatni sejmik tej kadencji (FOTO)

Ważniejszymi punktami ostatniego posiedzenie lubuskiego sejmiku kończącej się kadencji było z pewnością odwołanie i powołanie skarbnika województwa. Alicja Woźniak i Tomasz Wojciechowski, za zgodą rady,

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content