Zakola i meandry. Opowieści dziwnej treści (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
On to wszystko robi świadomie dla politycznych celów swojej partii, która dla niego jest ważniejsza niż to, w jakiej kondycji i nastroju jest kraj – pisze Andrzej Flügel
Najbardziej przerażający jest nawet nie on, a jego dwór i pomagierzy – pisze Andrzej Flügel w felietonie “Zakola i meandry”, poświęconym wizycie prezesa na Ziemi Lubuskiej.

Pan Bogdan był ciekaw, co nowego powie wódz, szef, dyktator, generalissimus, prezes (niepotrzebne skreślić) w Zielonej Górze i Nowej Soli. Faktyczny władca kraju (po latach dyktatury jedynej partii wydawało się, że coś takiego nigdy się już nie zdarzy) swoimi występami, wygadywaniem dyrdymałów sprawił, że na kolejne “gospodarskie” wizyty, wzorem z czasów dawno minionych, czeka się z ciekawością i pytaniem, kogo tym razem zaatakuje albo znów porazi “opowieściami dziwnej treści”.

Po zapoznaniu się z tym, co gadał w Zielonej Górze, pan Bogdan był rozczarowany. Poza atakowaniem Niemców, chwaleniem lokalnego dziennika, który po wykupieniu przez państwowy koncern stał się tubą partii rządzącej i niczym “Trybuna Ludu” kiedyś chwali władzę, a gani tych, którzy się z nią nie zgadzają, przywalił – co było do przewidzenia – urzędowi marszałkowskiemu, który od dawna grilluje gazeta, nieformalny organ jego partii.

Jednak w Nowej Soli, wzorem poprzednich spotkań, kiedy prezes poza stałym zestawem ataków na opozycję wbijał szpilki (czasem szpile) nauczycielom, osobom LGBT, kobietom, tym razem dostało się lekarzom. Mówił, że przesadnie gonią za pieniędzmi i jako przykład podawał księży, którzy jego zdaniem w odróżnieniu do lekarzy są ludźmi z misją. Tak więc prezes nie zawiódł. Znów dał coś, co mogą cytować media, kolejny raz przyłożył rękę do podziałów w naszym i tak podzielonym społeczeństwie.

Pan Bogdan wcale nie uważa, że teksty prezesa to opowieści stetryczałego dziadunia, którego obwozi po Polsce jego ekipa, żeby sobie pogadał. On to wszystko robi świadomie dla politycznych celów swojej partii, która dla niego jest ważniejsza niż to, w jakiej kondycji i nastroju jest kraj.

Najbardziej przerażający jest nawet nie on, a jego dwór i pomagierzy. Pan Bogdan, oglądając zdjęcia ze spotkań prezesa, znów zastanawiał się, czy starannie dobrani ludzie siedzący na widowni nie dostrzegali fałszu w zamkniętych spotkaniach, braku spontaniczności, pytaniach odczytywanych z kartki, bez poruszenia problemów, z którymi zmagają się ludzie. Nie raziło ich zadęcie i fałsz, przypominające wizyty sekretarza partii w starych czasach? Nie było im głupio, widząc kordony policji obstawiające miejsca, gdzie pojawia się prezes? Nie czują dyskomfortu, czytając pisane na kolanach relacje w posłusznej mu prasie? Naprawdę?

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content