Umowa paradyska 25 lat później. Czy staliśmy się jednym regionem?

Gościkowo-Paradyż. Tutaj podpisano tzw. umowę paradyską. Fot. Grzegorz Walkowski
Dla jednych Lubuskie jest sztucznym zlepkiem fragmentów trzech historycznych regionów. Dla innych konstruowaną przez kilka ostatnich dekad, wyłaniającą się z powojennego tygla małą ojczyzną. Jedno jest pewne, własne województwo trzeba było sobie wywalczyć i stało się to ledwie 25 lat temu.

Nie było łatwo. Podczas kreślenia nowej administracyjnej mapy Polski, po poszczególne fragmenty dotychczasowych województw gorzowskiego i zielonogórskiego zgłaszali się sąsiedzi, czyli Wielkopolska, Dolny Śląsk i Pomorze Zachodnie. Wysuwano argumenty gospodarcze, geograficzne, ale również historyczne dowodząc, że czegoś takiego jak Ziemia Lubuska, sięgająca od Głogowa po Barlinek, nie ma. Dolny Śląsk argumentował, że chce „zjednoczyć” złoża surowcowe, Wielkopolska domagała się dostępu do polsko-niemieckiej granicy…

– Już w fazie wstępnej dyskusji kilkakrotnie zapraszano mnie na spotkanie do Poznania, aby przekonywać, że to dla nas szansa, że Wielkopolska jest silna gospodarczo – wspomina Józef Zych, marszałek Sejmu II kadencji. – Oczywiście nie pojechałem, aby nie robić wyłomu w naszym jednolitym stanowisku parlamentarzystów z regionu lubuskiego.

Larum grają

Początkowo liczono, że oba lubuskie województwa się uchowają. Alarm podniesiono w chwili, gdy na popularności zyskiwał plan podziału na 12 województw, gdzie, w przeciwieństwie do koncepcji 25 regionów, nie było miejsca ani dla Gorzowskiego, ani dla Zielonogórskiego. Przy takim wariancie Gorzów i północna część regionu znalazłyby się w Zachodniopomorskiem, Zielona Góra wraz z południem w Dolnośląskiem. Mało tego. Przez środek dzisiejszego Lubuskiego, mniej więcej szlakiem obecnej autostrady A2, szedłby „korytarz” województwa wielkopolskiego.

Szczególnie trudne były początki, spotykaliśmy się głównie w Warszawie, gdyż unikano Zielonej Góry i Gorzowa, aby nie dać którejś ze stron przewagi na starcie – dodaje Józef Zych. – Stąd jako miejsce kluczowego spotkania zaproponowałem Paradyż. Z jednej strony to miejscowość mniej więcej w połowie drogi, po drugie o znaczeniu duchowym. Zostałem przewodniczącym tego spotkania, którego owocem było porozumienie, które przekazałem ówczesnemu premierowi.

Tymczasem w Paradyżu

Krótko mówiąc 13 marca 1998 roku parlamentarzyści z ówczesnych województw gorzowskiego i zielonogórskiego wspólnie podpisali list do panującego wówczas prezesa Rady Ministrów prof. Jerzego Buzka w sprawie utworzenia województwa lubuskiego. Ze względu na miejsce sporządzenia i podpisania dokumentu, został on nazwany „umową paradyską”. Przeważył pogląd, że podział między mocniejsze regiony nie będzie atutem, ale słabością, gdyż lubuskie miasta znajdą się na peryferiach Wielkopolski, czy Dolnego Śląska.
Jerzy Ostrouch, którego podpis również widnieje pod umową, podkreśla, że politycy działali wówczas pod naciskiem Lubuszan. Było to szczególnie widać w końcówce maja, gdy sejmowe komisje administracji i samorządu terytorialnego wydały oświadczenie o pozostaniu przy koncepcji utworzenia wyłącznie 12 województw. Kolejny raz popisaliśmy się jednością. Stowarzyszenie na rzecz Promocji i Powołania Województwa Lubuskiego zorganizowało blokadę międzynarodowej drogi Poznań-Świecko i przejścia granicznego Gubin-Guben. Do walki ruszono pod hasłami: „Rząd dzieli nas jak koloniści Afrykę”, „Unia Wolności za bardzo się gości” czy „AWS anty-Lubuski jest”. Zebrano ponad 110 tys. podpisów pod projektem ustawy obywatelskiej. Był to pierwszy dokument obywatelski w III RP, któremu udało się przekroczyć wymagany próg 100 tys. podpisów.
20 listopada 1998 roku pierwszy marszałek województwa lubuskiego, Andrzej Bocheński, otrzymał z rąk prezydenta Kwaśniewskiego, w Pałacu Belwederskim, akt założycielski województwa lubuskiego. Czy 25 lat wystarczyło abyśmy stali się regionem?

Wikipedia
Kilka dekad

Stanowimy region i nie stało się to wcale na przełomie XX i XXI wieku – mówi kolejny z sygnatariuszy umowy paradyskiej Andrzej Brachmański. – Taki proces to nie jest sprawa kilku, czy nawet 25 lat. To działo się od roku 1950, od utworzenia województwa zielonogórskiego. Już wówczas ktoś doszedł do wniosku, że nasz region jest specyficzny. I nie zapomnę, gdy ładnych kilka lat później, podczas jakiegoś rządowego spotkania, ówczesna minister edukacji, Krystyna Łybacka, przeprosiła mnie, że podważała zasadność utworzenia Lubuskiego. Oto spędziła urlop w Lubniewicach i stwierdziła, iż jesteśmy całkiem inni niż Wielkopolanie..
Jak przyznaje Brachmański byli i są ludzie, którym nasz region jest solą w oku. Do dziś nie może darować tym, którzy przyczynili się do odłączenia Głogowa i okolicy, które przecież należały do dawnego Zielonogórskiego. Jego zdaniem najważniejszym osiągnięciem ostatnich lat jest to, że nie widać już agresji i emocji w relacjach Gorzowa i Zielonej Góry.

Berlina cień

-Region to nie jest budowla ze ścianami i dachem, to terytorium, a przede wszystkim ludzie, którzy go zamieszkują – mówi Czesław Fiedorowicz, kolejny „odpowiedzialny” za paradyski dokument. – W Lubuskiem mamy od zawsze problem z tożsamością, stanowimy tygiel, gdzie ludzie z Kresów, też bardzo zróżnicowani, wymieszali się z tymi z tzw. centrali i Wielkopolski. Jesteśmy słabo tutaj zakorzeniani, bowiem jestem przedstawicielem raptem pierwszego pokolenia tutaj urodzonego. Stąd jestem dumny, że wówczas nam, politykom, udało się dołożyć cegiełkę do budowania tej małej ojczyzny. Wtedy podejmowaliśmy decyzję czy chcemy funkcjonować samodzielnie, czy też być zależnym od innych.
Jednym z argumentów za tym, aby nie powstało województwo lubuskie była rzekoma obawa przed jego… germanizacją. Mały region, współpracujący już wówczas efektywnie z zachodnimi sąsiadami, leżący w zasięgu wielkiej aglomeracji berlińskiej…

Dziś wiemy już, że w kontaktach z Niemcami należy odrzucić strach i mieć własne pomysły – dodaje Fiedorowicz. – Udaje nam się konstruktywnie budować relacje ze wszystkimi sąsiadami także polskimi, budujemy trójstronne przymierza.
Zdaniem polityka potrzebne jest wsparcie rządu dla regionów skrajnych, granicznych i nie tylko chodzi o względy reprezentacyjne. Trzeba budować potencjał współpracy z najsilniejszym państwem Unii.

Nie “o take”?

Z perspektywy czasu widać, że ta walka była potrzebna – pointuje Jerzy Ostrouch. – Spójrzmy, co stało się z ośrodkami, które straciły status stolicy województwa. W większości zostały zmarginalizowane.

-Jako samodzielny region osiągnęliśmy wiele i chociażby przez pryzmat tych dokonań musimy docenić znaczenie umowy paradyskiej – Mówi lubuska marszałek Elżbieta Anna Polak. – . Dlatego zarząd wystąpił do sejmiku o przyjęcie specjalnego stanowiska związanego z tym jubileuszem. Oczywiście można odczuwać niedosyt. Ja liczyłam wówczas, że regiony rzeczywiście będą zarządzane przez lokalną społeczność, że prym będą wiodły samorządy, zgodnie z filozofią Unii. Niestety, w ciągu ostatnich lat postępuje centralizacja, samorządom odbierane są kluczowe kompetencje i pieniądze.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Ostatni sejmik tej kadencji (FOTO)

Ważniejszymi punktami ostatniego posiedzenie lubuskiego sejmiku kończącej się kadencji było z pewnością odwołanie i powołanie skarbnika województwa. Alicja Woźniak i Tomasz Wojciechowski, za zgodą rady,

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content