Drzwi od stodoły (FELIETON)

Fot. Pixabay
Dobry pilot poleci nawet na drzwiach od stodoły. Jarosław Kaczyński nie jest dobrym pilotem, a mimo to może polecieć na drzwiach od stodoły nawet w kosmos, wysłany tam przez oburzonych rolników. Ukraińskie zboże nie zapewni mu miękkiego lądowania. Wręcz przeciwnie.

Sprawa bynajmniej nie jest śmieszna, bo po raz kolejny pokazuje indolencję pisowskiego rządu, który utrzymuje dobre sondaże tylko dzięki zakłamywaniu rzeczywistości. W tej kakofonii propagandowej, nakręcanej przez narodowe media, umyka prostota problemu. A wygląda ona tak: sprawa ukraińskiego zboża nie byłaby dziś międzynarodowym problemem, gdyby państwo zawczasu zadziałało. To problem logistyki i sprawności państwa polskiego rządzonego przez PiS, które okazało się – jak zawsze w obliczu sytuacji kryzysowej – nieudolne i bierne.

Mówiąc krótko – narodowi populiści na marszach i defiladach nadymają się i prężą niczym poseł Mejza na siłowni. Ale kiedy przyjdzie co do czego i trzeba działać, to potykają się o własne nogi.

Ukraińskie zboże od dawna trafia do Polski. Jest to wynikiem putinowskiej wojny i blokady Morza Czarnego, bo stamtąd ukraińskie produkty były eksportowane na światowe rynki. Zboże miało być tranzytowane przez Polskę do portów na Bałtyku, by stamtąd trafiać na głodne rynki Bliskiego Wschodu i Afryki Saharyjskiej. Szkopuł w tym, że nikt nad tym procesem nie panował. Tanie zboże z Ukrainy zalewało polski rynek, wypełniało polskie silosy i magazyny, a pośrednicy już zacierali ręce, by sprzedawać je tanio i z zyskiem. Ale Kaczyńskiego to nie obchodziło…

PSL już latem ub. r. żądał wprowadzenia obowiązkowej 24-godzinnej kaucji dla przewoźników deklarujących tranzyt. Ale oczywiście, jak większość niepisowskich projektów ustawy, trafił on do zamrażarki. Kaczyńskiego bardziej obchodziły śpiewy z portretem papieża w Sejmie. W sprawie zboża, państwo zadziałało w myśl zasady – jakoś to będzie. Tak samo jak podczas katastrofy ekologicznej na Odrze.

Nietrudno było przewidzieć co nastąpi, kiedy na rynek zacznie trafiać zboże wyhodowane przez polskich rolników. I stało się: cena tony pszenicy spadła o połowę, do 900 zł za tonę, a rolnicze protesty zaczęły przetaczać się przez miasta. Wtedy Kaczyński i Morawiecki się obudzili. Rząd mądry po szkodzie  – najpierw odwołał naprędce ministra rolnictwa, a potem wprowadził embargo na ukraińskie zboże i w ogóle na całą ukraińską żywność, by dwa dni potem znieść embargo. Zrobił to świadomie, wbrew interesom walczącej Ukrainy i wbrew prawu unijnemu, licząc zapewne, że Unia Europejska się sprzeciwi. Ale o to właśnie Kaczyńskiemu chodzi – o wroga na Zachodzie. Bo wtedy on będzie mógł przywdziać swoje ulubione fatałaszki, udając obrońcę interesu polskich rolników przed europejskimi elitami.

Embargo na ukraińskie zboże Kaczyński wprowadził wespół z węgierskim premierem Wiktorem Orbanem. To ten sam Orban, który kilka dni wcześniej na antenie Radia Kossuth stwierdził, że “konflikt na Ukrainie zakończy się, gdy tylko USA i Europa przestaną go wspierać”. Zapomniał chyba dodać, że pisowski projekt Trójmorza (Bałtyk-Adriatyk-Morze Czarne) uda się zrealizować, gdy tylko Władimir Putin zacznie go wspierać. I że embargo na ukraińską żywność nałożył po konsultacjach z sojusznikiem na Kremlu.

Ukraiński minister rolnictwa napisał na Twitterze: “Rozumiemy, że polscy rolnicy są w trudnej sytuacji, ale sytuacja ukraińskich rolników jest jeszcze trudniejsza. Na naszym terytorium toczy się wojna, ukraińscy rolnicy ponoszą ogromne straty, giną na swoich polach od rosyjskich min”.

Co to obchodzi Kaczyńskiego, Morawieckiego i Orbana? Czy ich obchodzi to, że do głodujących mieszkańców Afryki nie trafiałoby zboże, a na bocznicach kolejowych zachodniej Ukrainy marnowałyby się tony żywności, wyprodukowanej w umęczonym wojną kraju? Kaczyńskiego obchodzi tylko to, by nie przegrać tegorocznych wyborów. Dlatego rząd po dwóch dniach zniósł embargo i ogłosił sukces. Teraz zabierze kolejne pieniądze polskim podatnikom (a jak ich zabraknie, to Glapiński dodrukuje), dosypie pieniędzy rolnikom, ustali ceny gwarantowane zbóż na poziomie 1.400 zł za tonę, a narodowe media będą wmawiać rolnikom, że to wszystko wina Unii Europejskiej, która zmuszała nas do otwarcia rynku na ukraińską żywność.

Pytanie brzmi: czy rolnicy dadzą sobie wcisnąć ten kit. Czy uwierzą, że leci z nami pilot? Czy raczej stwierdzą, że pilota i jego załogę czas posłać w kosmos na drzwiach od stodoły.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content