Północ kontra południe. Co przetrwało z zielonogórsko-gorzowskich animozji? (ANALIZA)

Czy lubuskie stolice dzieli coś oprócz kilometrów na mapie? A może więcej nas łączy?
Czy stosunki zielonogórsko-gorzowskie to trwający od dekad konflikt? A może dwie stolice to dodatkowy impuls do rozwoju dla każdej z nich? Jak wyglądało to 25 lat temu, a jak wygląda dziś? Zapytaliśmy co na ten temat sądzą zwykli Lubuszanie. A także ci, którzy Lubuskie tworzyli i wciąż tworzą.

Międzymiastowe lub regionalne animozje to temat wielokrotnie poruszany przez media, przeważnie jednak na tapet brane są konflikty najbardziej rozdmuchane: warszawsko-krakowski, bydgosko-toruński czy wieczne spory Ślązaków z Zagłębiakami. Geneza jednych sięga PRL-u, innych aż średniowiecza. Tymczasem o animozjach zielonogórsko-gorzowskich mówi się niewiele. Czyżby lubuska wojenka była tylko pozorna? Całkiem różowo nie było chyba nigdy. Wszak uszczypliwości między stolicami można doszukiwać się na wielu polach: sportowym, administracyjnym czy medialno-publicystycznym.

Ciągle mało o sobie wiemy

Czesław Fiedorowicz, przewodniczący Euroregionu “Sprewa-Nysa-Bóbr”, były poseł trzech kadencji i były przewodniczący lubuskiego sejmiku, o stosunkach zielonogórsko-gorzowskich mógłby mówić godzinami. Jest świadom sporu między stolicami, ale nie widzi w tym nic nadzwyczajnego.

– Rywalizacja o “palmę ważności” to zjawisko zupełnie naturalne. Pochodzę z Gubina, gdzie legendarny jest konflikt krośnieńsko-gubiński – mówi. I przytacza popularną wśród mieszkańców rymowankę: – Powiat krośnieński z tego słynie, że powiat jest w Krośnie, a miasto w Gubinie.

– Animozje są, ale nie tak mocne, jak to kiedyś miało miejsce – mówi z kolei Tadeusz Jędrzejczak, również były poseł trzech kadencji, wieloletni prezydent Gorzowa Wielkopolskiego i szef euroregionu Pro Europa Viadrina. Dziś członek zarządu województwa lubuskiego. – Myślę, że do wszystkich już dotarło, że wspólnie mamy największe szanse, choć oczywiście podgrzewanie konfliktu ciągle będzie się zdarzać – dodaje.

O zmaganiach zielonogórsko-gorzowskich Jędrzejczak mówi tak: – To zupełnie normalne, że jeden prezydent chce udowodnić drugiemu, że jest lepszy. Mieliśmy w Gorzowie okres dynamicznego rozwoju, którego zazdrościła nam Zielona Góra, teraz to się trochę zmieniło. Szkoda tylko, że ciągle tak mało o sobie wiemy. Zielonogórzanie nie wiedzą co się dzieje w Gorzowie, co można tam zobaczyć i na odwrót. Tak samo jak mało wiemy o sąsiadującej z nami Brandenburgii. To wynika po części z działalności mediów, częściowo są to jakieś zaszłości.

Siedzieliśmy z Jurkiem obok siebie!

Fiedorowicz podkreśla zaś, że Gorzów długo musiał czekać na uwzględnienie na administracyjnej mapie Polski. Utworzone w 1950 roku województwo zielonogórskie (którego granice były zbliżone do dzisiejszych granic lubuskiego) miało jedną stolicę – na południu. Dopiero w 1975, gdy wprowadzono 49 województw, Gorzów został miastem wojewódzkim.

Były poseł zwraca uwagę na ciekawe zjawisko z początku lat 90. – Po zjednoczeniu Niemiec Brandenburgia dążyła do współpracy zarówno z województwem gorzowskim jak i zielonogórskim – wspomina. W 1993 współpraca ta skrystalizowała się pod postacią dwóch wspomnianych euroregionów.

Fiedorowicz, to również jeden z sygnatariuszy tzw. umowy paradyskiej z 1998 roku, czyli apelu do premiera Jerzego Buzka, podpisanego przez lubuskich polityków, o utworzenie odrębnego województwa.

– Wydaje mi się, że w umowie paradyskiej udało nam się złagodzić tę zielonogórsko-gorzowską niechęć, politycy z Zielonej Góry i Gorzowa współpracowali ze sobą. To był wzór dla Polski – opowiada. – Ja i Jurek Wierchowicz siedzieliśmy w sejmowych ławach obok siebie, mimo, że byliśmy z różnych województw. W SLD tego nie było – śmieje się. O Wierchowiczu mówi: – To mój kolega do dziś.

Spór podsycają nieodpowiedzialni politycy

Jerzy Wierchowicz to adwokat, były poseł dwóch kadencji i były członek Trybunału Stanu, a obecnie wiceprzewodniczący sejmiku lubuskiego. Podkreśla, że czym innym są animozje a czym innym zdrowa rywalizacja. Zaznacza, że oba te pojęcia należy wyraźnie rozdzielić.

– Nie ma animozji. Wszyscy tu rozumiemy, że liczy się tylko harmonijny rozwój, choć oczywiście co jakiś czas pojawiają się głosy, że jesteśmy najmniejszym, najsłabszym województwem i lepiej byłoby nas podzielić – komentuje i podkreśla, że podsycanie sporu zielonogórsko-gorzowskiego to incydenty, za którymi stoją nieodpowiedzialni politycy, próbujący w ten sposób zbić kapitał.

– Problemem są konflikty odgórne, które PiS, będący w województwie lubuskim w opozycji, przenosi na grunt lokalny. Na szczęście Lubuszanie to rozsądni ludzie i nie dają się w to wciągnąć – mówi Wierchowicz.

W podobnym tonie wypowiada się Fiedorowicz. – Na podziałach zdobywa się wyborców. I właśnie dlatego część polityków pielęgnuję tę niechęć. Eskaluje to zjawisko, nawet jeśli głównym źródłem na początku był tylko sport – mówi.

– Ludzie, którzy mówią o likwidacji województwa, nie mają pojęcia o czym mówią – komentuje Jędrzejczak. – Niech przejadą się po mniejszych i większych miejscowościach Lubuskiego i zobaczą, jak wyglądają szpitale, hale sportowe, muzea. Warto się zastanowić, czy wyglądałyby tak, gdyby leżały na peryferiach Dolnego Śląska, Wielkopolski czy województwa zachodniopomorskiego – dodaje.

Dwa miliony więcej znaczą w małej gminie

Kwestia inwestycji zahacza bezpośrednio o wątek podziału pieniędzy między północ a południe regionu.

Wierchowicz nie zgadza się z zarzutami, że ulokowanie władz samorządowych na południu powoduje nierówny podział środków. – To nieprawda, że Zielona Góra zdominowała tę kwestię. Zarząd i sejmik w całej swojej mądrości sprawiedliwie dzielą środki, czego najlepszym przykładem jest gorzowski szpital – komentuje.

Przypomnijmy: na przełomie lutego i marca w lecznicy uruchomiono długo wyczekiwany oddział kardiochirurgii. Stało się to dzięki środkom z budżetu województwa, bo kontraktu z NFZ nie ma do dziś.

Co do innych, klasycznych inwestycji, Jędrzejczak stoi na stanowisku, że środki wojewódzkie w pierwszej kolejności powinny wspierać mniejsze miejscowości, a nie Zieloną Górę czy Gorzów Wielkopolski.

– Jaki jest sens dorzucać dwa miliony do inwestycji wartej sto? Tymczasem w biednych gminach taka kwota ma znaczenie – argumentuje. – Pamiętajmy też, że każda inwestycja, która stawia region w dobrym świetle, to w dużej mierze zasługa tamtejszych wójtów, burmistrzów czy prezydentów – dodaje.

Spiritus movens i budowanie tradycji

Czy po 25 latach skonsolidowaliśmy się jako region? I czy posiadanie dwóch stolic może być źródłem szans, a nie konfliktów?

Fiedorowicz zgadza się z twierdzeniem, że rywalizacja na zdrowych zasadach to spiritus movens całego regionu. – Szukając pomysłów na rozwój zawsze porównujemy się do podobnych miast w pobliżu. Dla Zielonej Góry jest to Gorzów, a dla Gorzowa Zielona Góra. Szczecin, Poznań czy Wrocław są przecież za duże – mówi.

Zalety Lubuskiego jako odrębnego województwa podkreśla Jędrzejczak. – To generuje mnóstwo szans i okazji do współpracy. Poza tym zupełnie inna jest też nasza pozycja względem Warszawy. Głos marszałka wobec ministra jest inny niż głos prezydenta miasta – komentuje.

– Skorzystaliśmy jako region. Uważam, że po 25 latach wygląda to wcale nie najgorzej – mówi. I dodaje: – Jestem gorącym zwolennikiem tradycji budowanej na tej ziemi od 1945 roku. Powinniśmy w dalszym ciągu szukać tego, co nas łączy, a nie tego co dzieli.

Co sądzi południe?

Krzysztof Dutczak: – Moim zdaniem te konflikty już dawno zostały zażegnane. Może wcześniej były jakieś animozje, ze względu na klubu sportowe. Teraz oba miasta żyją w zgodzie i złej krwi nie ma. Może ewentualnie w jakichś małych grupach społecznych. Znam parę osób z Gorzowa, jeżdżę w tamte regiony służbowo. Kiedyś to było zauważalne. Często trafiało się na kogoś, kto pokazał palec. Dziś już tego nie ma, spotykam tylko miłych ludzi.

Monika Sroga: – Wydaje mi się, że nadal jest jakaś spina między Zieloną Górą a Gorzowem. Ale głównie na sportowym polu, bo poza tym, to nie słyszałam o jakichś nieporozumieniach. Moim zdaniem oba miasta są rozwinięte na podobnym poziomie. Na ulicy tych animozji nie widzę, mamy zresztą znajomych z Gorzowa i nie mamy z tym żadnego problemu.

Bolesław Szpak: – Ani przedtem nie powinno tego być, a teraz to tym bardziej. Jestem przeciwnikiem jakichkolwiek animozji. Ma być równość i zgoda! Na lokalnym gruncie również. A skąd to się brało? Może ze względu na te poprzednie województwa, może ze względu na sport. Teraz napięć zielonogórsko-gorzowskich nie widzę. Ale zdrowa rywalizacja powinna być, byleby nie dochodziło do starć.

Co sądzi północ?

Paweł Intek: – Ludzie rozmawiają na te tematy, wiadomo, że pieniędzy jest więcej na południu niż u nas. To jednak Urząd Marszałkowski tymi pieniędzmi dysponuje, a jest w Zielonej Górze. Koszula bliższa ciału, jak to się mówi. Część ludzi na pewno tak uważa, że wszystkie lepsze inwestycje idą na południe.

Władysław Jakubowski: – Jakie animozje między Zieloną Górą a Gorzowem? My jesteśmy na to za starzy. Ja nigdy czegoś takiego nie czułem, chodziłem kiedyś na żużel, piłkę. Z mojej strony nigdy takich odczuć nie było. Owszem, gdzieś tam się bili, do dzisiaj gdzieś to trwa, jak jadą na żużel to nawet policja doprowadza do pociągu, ale to nie my. Nasza szkoła to być tolerancyjnym, ja swoje dzieci też tak wychowywałem, a wszystko zależy od wychowania człowieka. Szanować się nawzajem i być kulturalnym.

Wiktoria Hołubowska: – Mam przyjaciółkę w Zielonej Górze i ona często wysyła mi jakieś memy, czy filmiki na temat Gorzowa Wlkp., ale to raczej w formie żartu. To jest odczuwalne najbardziej w sporcie, np. na żużlu. Osobiście uważam, że w Zielonej Górze jest więcej do robienia dla młodzieży i może trochę lepiej jest rozwinięte to miasto, ale Gorzów Wlkp. też idzie w dobrą stronę.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Ostatni sejmik tej kadencji (FOTO)

Ważniejszymi punktami ostatniego posiedzenie lubuskiego sejmiku kończącej się kadencji było z pewnością odwołanie i powołanie skarbnika województwa. Alicja Woźniak i Tomasz Wojciechowski, za zgodą rady,

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content