Joanna Liddane i Dariusz Legutowski: – Katastrofy ekologicznej w Przylepie można było uniknąć (WIDEO)

Screenshot LCI

Bagatelizowanie sprawy od lat, unikanie odpowiedzialności, wyśmiewanie problemu…Ogrom zaniedbań ze strony miasta i prezydenta Kubickiego doprowadziły do ekologicznej katastrofy na ogromną skalę w Przylepie. Z drugiej strony jesteśmy dziś świadkami sytuacji, gdzie włodarz miasta udaje, że tak naprawdę nic się nie stało, problemu nie ma, a cała sprawa zakończyła się wraz z dogaszeniem pożaru. Jak to wygląda faktycznie? Jak wyglądało na przestrzeni lat, gdy aktywiści, ekolodzy, dziennikarze czy miejscy radni alarmowali i próbowali wywrzeć presję, by do katastrofy nie doszło?

Gośćmi LCI byli: Joanna Liddane – aktywistka, Ruch Miejski Zielona Góra oraz Dariusz Legutowski – zielonogórski radny PO.

-Ja osobiście mam wrażenie, ale także wielu mieszkańców, których obserwuję w mediach społecznościowych, że wraz z dymem, który rozwiał wiatr, rozmyła się sprawa i nie ma problemu. Tak jakby rzeczywiście te toksyczne odpady i ta cała lista niebezpiecznych chemikaliów, które spłynęły wraz z wodą i które poszły w powietrze, które wciąż jeszcze są,  nie były jakimś wielkim problemem. Jest to absolutnie niepoważne i myślę, że specjalnie forsowana jest taka narracja, żeby nas wszystkich uspokoić, żebyśmy do końca nie wnikali w to, co się tak naprawdę stało.

Radny Platformy Obywatelskiej Dariusz Legutowski, który sprawę zna od lat i wielokrotnie interweniował ws. utylizacji toksycznych odpadów w Przylepie, podkreśla, że nie rozumie dlaczego miasto próbuję za wszelką cenę zakończyć sprawę. Jego zdaniem jest to dopiero początek problemów.

-Uważam, że to nie jest koniec problemów, bo faktycznie wygląda to tak, jakby przyszła jakaś ulga, że to wszystko wyparowało i problem wyparował razem z tym. Jednak moim zdaniem problem dopiero się zaczął, ponieważ w niekontrolowany sposób te toksyczne i niebezpieczne odpady opuściły swoje miejsce. Gdzie one teraz są? Są na dużo większej przestrzeni – alarmował.

Zdaniem Legutowskiego odpowiednie służby powinny non stop monitorować i badać, co dzieje się z pozostałościami po pożarze oraz jego gaszeniu.

-One są w glebie, one są w wodach, być może wpływają do Odry. Nie wiemy, co się z tym teraz dzieje. Nikt tego nie wiem, ani nikogo nie ma tam, gdzie powinno się to zabezpieczać. Przecież to już od pierwszych godzin powinno być kontrolowane. Moje rozumowanie, jako zwykłego mieszkańca, skłaniałoby mnie do tego, żeby natychmiast podjąć działania, które by pozwoliły zutylizować odpady, które cały czas się rozlewają – mówił radny PO.

Joanna Liddane dodawała, że to wieloletnie zaniedbania miasta doprowadziły do katastrofy, bo już od 2015 roku próbowano pokazać włodarzom Zielonej Góry, jak wielka tykająca bomba ekologiczna mieści się na składowisku w Przylepie.

-Pierwsze sygnały, które pamiętam, były po połączeniu miasta z gminą. Wtedy, kiedy miasto dostało w „prezencie” od gminy bombę ekologiczną. Właśnie wtedy cała sprawa zaczęła być nagłaśniana, że coś jest nie tak. My, jako Ruch Miejski, zaczęliśmy tą sprawą interesować się już w 2015 roku.  Wtedy zrobiło się o wszystkim głośno. Staraliśmy się, żeby jak najwięcej osób o tym wiedziało – mieszkańcy czy media. Wtedy też zaczęliśmy interweniować m.in. w Wojewódzkim Inspektoracie Ochrony Środowiska. Od tego momentu zaczęliśmy bardzo mocno napierać, by coś z tym wszystkim zrobić – mówiła aktywistka Ruchu Miejskiego.

Cała rozmowa:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content