Śmierdząca miesięcznica. Mija miesiąc od katastrofy w Przylepie

fot. Łukasz Wawer LCI
Mija miesiąc od pożaru w Zielonej Górze Przylepie. Mieszkańcy powoli zaczynają sięgać po owoce w ogródkach, starali się we własnym zakresie uporządkować elewacje, na których zgromadził się osad. I w jednym, i w drugim przypadku może się to okazać błędem.

Znajomy mieszkaniec Przylepu przyznał, że wprawdzie usunął z ogrodu wszystkie warzywa, ale właśnie sięgnął po gruszki. Wychodzi z założenia, że zagrożenie minęło, skoro nikt już o skażeniu nie mówi. To samo robią sąsiedzi. Teren pogorzeliska odgrodzono, czyli tylko tam jest niebezpiecznie…

Króliki doświadczalne

– Cała sytuacja przypomina mi film „Czy leci z nami pilot?” – mówi Tomasz Nesterowicz, radny Lewicy i współprzewodniczący partii w Lubuskiem, który w Przylepie mieszka. – Zaraz po katastrofie wydawało się, że właściwe służby zachowują się prawidłowo. Były apele o zamykanie okien, zapowiedź ewakuacji mieszkańców. Myślano o naszym bezpieczeństwie. Wraz z przejęciem  dowodzenia przez wojewodę okazało się nagle, że nie ma ani zanieczyszczeń, ani zagrożenia. Zalecano spokój. Dopiero działanie organizacji pozarządowych dowiodło, że jednak nie wszystko jest tak, jak wojewoda i prezydent miasta by sobie życzyli.

fot. Łukasz Wawer LCI

Jak dodaje radny Lewicy, ma wrażenie, że jego rodzina, podobnie jak inni mieszkańcy Przylepu i okolic jest, traktowana jak króliki doświadczalne. Ludzie robią, co mogą, aby normalnie żyć, ale wiedzą stosunkowo niewiele. Tylko sanepid zachował się w miarę profesjonalnie i zalecił, aby darować sobie spożywanie produktów z ogródków. Tymczasem wszyscy mają świadomość, że konsekwencje tego skażenia mogą ujawnić się po latach, a wówczas trudno będzie udowodnić związek przyczynowo-skutkowy z katastrofą.

– Nic się nie stało? W takim razie dlaczego na sesji ma stanąć projekt uchwały, że przedsiębiorstwa działające w Przylepie mają być zwolnione z obciążeń? – dodaje Nestorowicz. – Jeśli był to zwykły pożar, dlaczego wówczas nie były stosowane podobne ulgi? Winą za to co się stało obciążam prezydenta miasta. To on nie wykonał wyroku sądu, nakazującego rozbrojenie bomby, jaką był ten magazyn toksycznych odpadów.

Łukasz Wawer LCI
Brak profesjonalizmu

– To, co się dzieje wokół Przylepu dowodzi mało profesjonalnego działania prezydenta miasta – mówi zielonogórski radny PO, z wykształcenia pożarnik, Marcin Pabierowski. – Do dziś nie ma szczegółowego mapowania terenu i jasnego wskazania, gdzie i jakie pyły opadły. Mijają tygodnie, a sprawa czyszczenia elewacji i jasnego brak komunikatu jak długo nie należy jeść warzyw, jak je myć, nie ma specjalnych koszy na bioodpady. Na posesjach nie ma ekopatroli robiących wywiad z mieszkańcami, a do dziś są zaproszenia chociażby do Łężycy, aby wykonać pomiar jakości wody…

Jak podkreśla radny, miasto działa odtworzeniowo, nie wychodzi z inicjatywami tylko jest przymuszane do aktywności kolejnymi konferencjami, radnych lub urzędu. Mijają tygodnie, a czynniki oficjalne koncentrują się na przekonywaniu, że spalanie toksycznych odpadów nie wywołuje żadnych skutków. Nie widać również reakcji na niepokojące komunikaty na temat jakości wody w wodociągach.

fot. Łukasz Wawer LCI

– Notowane jest podwyższone stężenie trichloroetenu i tetrachloroetenu – mówi Pabierowski. – Dla mnie prezydent miasta nie tylko nie zdał egzaminu, ale i nadal nie zdaje.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content