Tydzień z życia hipokrytów (FELIETON)

Fot. Pixabay
Zamiast telewizyjnej debaty Tuska i Kaczyńskiego, mamy bitwę na telewizyjne orędzia między marszałkami Sejmu i Senatu. Zamiast dyskutować o programach rozwoju państwa, musimy bulwersować się aferą wizową, która obnaża hipokryzję narodowych populistów. Zamiast cieszyć się z referendum jako święta demokracji, musimy bojkotować referendum jako narzędzie manipulacji. W państwie PiS zamiast oryginałów mamy zepsute podróbki.

Od dawna wiemy jacy są populiści w rządowych garniturach i jak może wyglądać ich tydzień „pracy” na rzecz ojczyzny. W niedzielę idą do kościoła i modlą się za ubogich, cierpiących i skrzywdzonych, a w poniedziałek idą do pracy i każą polewać armatkami wodnymi zdesperowanych uchodźców: kobiety, mężczyzn, starców i dzieci, koczujących w nadgranicznych lasach, uciekających przed wojnami.

We wtorek Jarosław Kaczyński mówi publicznie, że uchodźcy roznoszą pasożyty i bakterie. Mówi też, że w Szwecji są już strefy objęte szariatem, rządzone przez islamskich imigrantów. Tymi bzdurami wywołuje międzynarodowy skandal i sprzeciw szwedzkich dyplomatów. Ale społeczeństwo go słucha, zalążki strachu trafiają na podatny grunt. Ludzie widzą w imigrantach zagrożenie.

W środę populiści podnoszą larum, że biurokracja europejska chce nam wcisnąć tysiące imigrantów w ramach relokacji, mimo unijnych zapewnień, że mechanizm relokacji wcale nie jest przymusowy. Naprędce wymyślają pseudoreferendum z pytaniem o problem, który sami wymyślili: Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?” Tym samym nadają zupełnie nową funkcję referendum. Referendum nie jest już po to, by uzyskać odpowiedź obywateli, ale po to, by obywateli dezinformować i straszyć. Referendum jako święto oddolnej demokracji, staje się instrumentem odgórnej manipulacji.

Afera wizowa – apogeum wszystkich pisowskich afer – pokazuje jednak dużo więcej, niż wiedzieliśmy. Pokazuje to, czego narodowi populiści nie wpisali do oficjalnych kalendarzy. A to dopiero połowa tygodnia. W czwartek wysyłają do polskich konsulatów listy setek nazwisk imigrantów, którym konsulaty wydają polskie wizy pracownicze poza kolejnością, w zamian za haracz w granicach 4-5 tys. dolarów od wizy, przekazywany za pośrednictwem indyjskiej firmy. Media i opozycja donoszą, że proceder ma korupcjogenny charakter. Haracze – często cały dorobek swojego życia – muszą płacić ludzie ubodzy, cierpiący i skrzywdzeni, uciekający przed wojnami. Tacy sami jak ci, za których w niedzielę narodowi populiści modlą się w kościele.

Na szczęście instytucje państwa polskiego bronią resztek honoru podległych rządowi służb. W piątek do ministerstwa spraw zagranicznych wchodzą agenci CBA, rusza śledztwo, są pierwsze zatrzymania, a wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk zostaje odwołany, oficjalnie „z powodu utraty zaufania premiera”. Przy okazji wychodzi na jaw, że na początku kadencji w 2019 r. pan minister nie miał żadnych oszczędności, tylko kredyt na 400 tys. zł, a po czterech latach ma 200 tys. zł oszczędności i kredyt o połowę mniejszy. Koniec tygodnia, weekend przed nami.

W sobotę minister Wawrzyk trafia do szpitala w stanie zagrożenia życia i najpewniej do wyborów nie będzie mógł odpowiadać na żadne pytania. A w niedzielę? W niedzielę oczywiście narodowi populiści w rządowych garniturach idą do kościoła i modlą się za ubogich, cierpiących i skrzywdzonych.

Społeczeństwo jest nieczułe na hipokryzję. Ludzie są zaszczepieni na afery, bo od ośmiu lat rządzący dostarczają ich aż nadto. Zawsze kwitują je lekceważąco, że to atak totalnej opozycji. Usłużna populistom TVP przedstawia wyłącznie narrację rządową, więc marszałek Senatu Tomasz Grodzki korzysta ze swoich uprawnień i wygłasza telewizyjne orędzie, które jest desperacką próbą dotarcia do tych, co oglądają tylko TVP: opamiętajcie się, wysilcie się, sięgnijcie do internetu, do innych źródeł informacji, weryfikujcie propagandę, nie dajcie sobą manipulować! Spłoszeni populiści czują się zagrożeni, że ktoś apeluje wprost do ich wyborców, więc też rezerwują czas antenowy na orędzie pisowskiej marszałek Sejmu Elżbiety Witek. Po to, by ta powiedziała, że gdyby rządził Tusk, to rodzice baliby się posyłać dzieci do szkół, a na ulicach płonęłyby samochody. Wszystko oczywiście przez imigrantów.

I znów wracamy do wtorku, w którym Jarosław Kaczyński straszył, że uchodźcy roznoszą pasożyty i bakterie. Kolejny tydzień przed nami. A do wyborów jeszcze trzy.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content