Kurczaki i tak będą wdzięczne (FELIETON)

Grafika: Pixabay
Kaczyński odniósł moralne zwycięstwo, przegrywając z Tuskiem pojedynek na konkrety. Wynik: cztery do stu. Tusk przedstawił sto konkretów reformy państwa, naprawy gospodarki, okiełznania inflacji i przywrócenia demokracji wywalczonej 33 lata temu. Ale Kaczyński rozłożył Tuska prawym sierpowym przedstawiając propozycje… lepszych śniadań w szpitalach, obkładania bloków styropianem, stoisk z polskimi jabłkami w marketach i wycieczek dla uczniów.

Kaczyński jest – niestety – bardzo leniwy. Jeśli elektorat łyknie jego cztery konkrety, to Kaczyński nic nie będzie musiał robić. Termoizolacją blokowisk zajmą się – tak jak od wielu lat – władze spółdzielni mieszkaniowych. Dokładaniem kiełbasy do szpitalnych śniadań zajmą się dyrektorzy szpitali. Stoiska z polskimi produktami ustawią właściciele marketów. A bonami wycieczkowymi dla uczniów będą się martwić dyrektorzy szkół. Jeśli kolejnym konkretem będą np. ścieżki grzybiarskie w każdym polskim lesie, to zajmą się tym rady sołeckie i związki grzybiarzy. Nie Kaczyński. Jeśli spindoktorzy rządu wymyślą stoiska z wikliną przy każdej polskiej drodze, to zajmą się tym zarządy dróg. Nie Kaczyński.

Kaczyński jest też – niestety – bardzo cwany. Bo wie, że jeśli elektorat łyknie jego cztery konkrety i zagłosuje na PiS, to kolejne cztery lata na pewno wystarczą, by ocieplić kilka – nieocieplonych jeszcze z funduszy unijnych – osiedlowych bloków. Cztery lata wystarczą, by ustawić kilka stoisk z jabłkami w marketach, dołożyć kiełbasy na szpitalnych talerzach i zorganizować kilka wycieczek dla uczniów w ramach bonu oświatowego. I odtrąbić, że dotrzymaliśmy słowa. Przecież Kaczyński nie będzie tego robił. On tylko będzie się przy tym pokazywał, w odpowiednim czasie, a usłużne media publiczne i tak zrobią z niego herosa. Może nawet pokażą Kaczyńskiego wspinającego się w przekrzywionym kasku po wieżowcach z belami styropianu. Albo w kucharskim fartuchu serwującego kaszankę pacjentom szpitala powiatowego…

Tymczasem Tusk jest naiwny. Wierzy, że wyborcy chcą sprawnego i przyjaznego państwa, które nie karmi wyborców dziecinną propagandą i nie mami ich obietnicami na poziomie przedszkola. Wierzy, że Polska może być otwartym i tolerancyjnym państwem, w którym edukacja szkolna jest po to by przekazywać wiedzę naukową i uczyć postaw obywatelskich. Wierzy, że gospodarka nie musi być w rękach państwowych monopolistów, dyktujących coraz wyższe ceny towarów, usług i surowców, by zaspokoić kosztowne synekury dla partyjnych nominatów. Wierzy, że wolny rynek, zdrowa konkurencja i otwarty przepływ kapitału wyzwalają przedsiębiorczość i prowadzą do dobrobytu. Wierzy, że sukces obronności Polski leży w profesjonalizacji armii, a nie w defiladach na wzór putinowski. I wreszcie wierzy, że praworządność bierze się z przestrzegania prawa, a nie z jego omijania i naruszania. Naiwny ten Tusk.

W pojedynku na konkrety, Kaczyński przegrywa logicznie i arytmetycznie, ale tryumfuje… moralnie. A jakże! Zwycięstwo moralne – to jego ulubiony zwrot. Przypisać sobie wyższość moralną, kosztem nominalnej straty ponoszonej przez wszystkich wokół. Moralność jako wytłumaczenie polityki, urągającej zdrowemu rozsądkowi. Logika jest wymierna w liczbach, wnioskach, algorytmach i wzorach. A moralności nie da się zmierzyć ani określić żadnym wskaźnikiem. Dlatego moralnością da się wytłumaczyć wszystko. Nawet to, że ludzie nie potrzebują wolności, solidarności, przedsiębiorczości i praworządności. To, że ludzie potrzebują wyłącznie więcej chleba i masła w szpitalach, polskiej kiełbasy na stole, polskiej wódki w marketach i pielgrzymki dzieci do Częstochowy w ramach wycieczki szkolnej. To, że ludzie nie chcą sami o sobie decydować, tylko wolą być posłuszni jedynie słusznej władzy. A ten, kto podniesie rękę na władzę, temu ta władza tę rękę odrąbie. Ot i cała moralność. Jak za Gomułki.

Z konkretami Kaczyńskiego jest trochę tak, jak z dowcipem o szpitalnym jedzeniu, które nie jest po to, by chorzy wracali do zdrowia, tylko po to, by chorzy wracali do domu. Pisowskie konkrety nie są po to, by ludzie mieli lepszą przyszłość, ale po to, by ludzie głosowali na PiS.

Kaczyński i jego doradcy tak zdiagnozowali potrzeby Polaków, jak właściciel fermy drobiu diagnozuje potrzeby swoich kurczaków: daje im odrobinę więcej ściółki i odrobinę gęstsze kraty w klatkach, by siedziały wygodniej. Wprawdzie kurczaki wolałby wypasać się na wolnym wybiegu i żyć do naturalnej śmierci, ale przecież za większą ilość ściółki kurczaki też będą wdzięczne.

Po co więc cwany i leniwy Kaczyński miałby się wysilać?

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content