Agnieszka Gadomska: Ten medal jest wisienką na torcie (ROZMOWA)

Kobieta prezentuje medal
Jestem zielonogórzanką, pochodzę stąd, urodziłam się tutaj – podkreśla Agnieszka Gadomska
Jako pierwsza wyszłam z wody, na etapie kolarskim wyprzedziły mnie dwie zawodniczki, pobiegłam bardzo dobrze. Start w Pontevedrze był zwieńczeniem całego sezonu – mówi Agnieszka Gadomska, brązowa medalistka mistrzostw świata amatorów w triathlonie.

W jakich okolicznościach osiągnęła pani ostatni sukces?

24 września startowałam w mistrzostwach świata age grouperów, amatorów w triathlonie na dystansie standard, to jest 1500 m pływania, 40 km jazdy na rowerze i 10 km biegu – w konwencji bez draftingu, czyli na rowerze nie można jechać „na kole”. Zawody odbywały się w hiszpańskiej Pontevedrze, w pięknej okolicy. O godz. 8.41 wystartowałam jako pierwsza kobieta w swojej kategorii wiekowej K-25. Jako pierwsza wyszłam z wody. Następnie na etapie kolarskim wyprzedziły mnie dwie zawodniczki: Australijka i Brytyjka. Byłam więc na trzeciej pozycji, co udało mi się utrzymać do końca jazdy na rowerze, bo do pokonania były dwie pętle po 20 km. Pobiegłam również bardzo dobrze, utrzymałam pozycję, zmniejszając stratę do zawodniczki drugiej, oddalając się od czwartej, i wbiegłam na metę jako trzecia w swojej kategorii wiekowej, zdobywając tym samym brązowy medal mistrzostw świata. W ogólnej stawce kobiet byłam czwarta.

Ile wyrzeczeń kosztuje przygotowanie się do takiej imprezy?

Na pewno jest tutaj dużo samodyscypliny i organizacji czasu własnego, bo nawet jeżeli mam do pracy na późniejszą godzinę, to wiąże się to z porannymi pobudkami, żeby zrealizować treningi. Treningowo – zależy, na jakim jestem etapie sezonu. Jak jest to etap, gdzie mam dużo startów, to objętość treningowa jest mniejsza, a jak nie, to waha się w okolicach 18-22 godzin tygodniowo.

Rozumiem, że to była impreza docelowa. Jak długo trwały przygotowania?

Tak, to była impreza docelowa. Ze swoim trenerem Jakubem Czają z Gdańska współpracuję trzy lata, więc cały czas jesteśmy w procesie. Przepustkę na te zawody wywalczyłam na mistrzostwach Polski w Suszu, gdzie zwyciężyłam. To był początek lipca, więc od kiedy się dowiedziałam, że tam wystartuję, miałam dwa miesiące. W międzyczasie też startowałam, też wygrywając, i ten start był taką wisienką na torcie, zwieńczeniem całego sezonu.

Jest pani filigranową osobą. Myślałem, że triathloniści to raczej wyżyłowanie ludzie…

To zależy. Właśnie w triathlonie nie ma takiego stereotypu, jakiejś sylwetki ramowej. Jest taki bardzo mocny zawodnik, który w tym roku zakończył karierę, Jan Frodeno – jest bardzo wysoki i szczupły. Natomiast Kristian Blummenfelt – Norweg, który triumfował zarówno na igrzyskach olimpijskich, jak i na Hawajach – jest wręcz grubaskiem. Tak że nie ma jakiejś określonej sylwetki.

Jakie są pani związki z Zieloną Górą?

Jestem zielonogórzanką, pochodzę stąd, urodziłam się tutaj. Chodziłam do SP nr 15 przy ul. Lisiej, do Gimnazjum nr 7 przy ul. Zachodniej i do V LO im. Krzysztofa Kieślowskiego przy ul. Kingi. Na studia poszłam do Poznania – studiowałam, pracowałam, trenowałam. Od około pół roku mieszkam w Warszawie.

Rozmawiamy przed Biegiem Przełajowym Rollercoaster w Zielonej Górze. Na jakim dystansie pani wystartuje i jak traktuje pani te zmagania?

Startuję na najkrótszym dystansie – 10 km. W planie miałam start w Biegnij Warszawo, jednak mój trener nie wiedział, że wracam do rodzinnego miasta. A skoro wróciłam, znalazłam imprezę, która tutaj się odbywa, więc traktuję to na pełnym luzie. Chyba raz w życiu biegłam w takim biegu górskim, więc traktuję to jako przygodę, chcę czerpać z tego jak najwięcej radości i delektować się pięknymi terenami zielonogórskich Wzgórz Piastowskich.

PS W Zielonej Górze pani Agnieszka wygrała bieg na 10 km w rywalizacji kobiet, a w kategorii open była czwarta – pisaliśmy o tym TUTAJ.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content