Ekspres z Budapesztu (KOMENTARZ)

Budynek parlamentu w Budapeszcie / Fot. Andrew Shiva / Wikipedia / CC BY-SA 4.0

W węgierskiej politologii i polityce, jeszcze w latach 90., ukuto termin „Ekspres z Warszawy”. Używano go na określenie sytuacji, w której wszelkie zmiany i wydarzenia na Węgrzech, kilka miesięcy wcześniej zwiastowane były przez podobny rozwój wydarzeń w Polsce.

To określenie sprawdzało się w czasach dynamicznych przemian społeczno-gospodarczych i od wielu lat nie ma już zastosowania. Ba, role wręcz się odwróciły. To przecież Kaczyński w 2011 roku mówił, że marzy mu się Budapeszt w Warszawie. Tam rok wcześniej, po ośmiu latach w opozycji, władzę przejął Orban i dzierży ją do dziś.

Rok 2010 na Węgrzech uważany jest za moment przełomowy w historii tego kraju. Od czasu przejęcia władzy przez orbanowską partię Fidesz demokracja jest tam dosłownie demolowana. Program partii stał się oficjalnie Narodowym Programem Współdziałania. Rok później uchwalono nową konstytucję zmieniającą m.in. ustrój sądów.

Pisał o tym rok temu Tomasz Sawczuk na łamach Kultury Liberalnej, przy okazji premiery książki „Węgry na nowo” politologa Dominika Héjja. Mowa jest tam również o takich rzeczach, jak kilkukrotne zmienianie ordynacji wyborczej, oczywiście zawsze na korzyść Fideszu, czy wytworzenie klasy podporządkowanych władzy oligarchów. Bo skoro zagraniczny biznes sprzyja opozycji, to warto mieć jakąś przeciwwagę.

Wśród rzeczy, które Orban zrobił, a które na szczęście nie wyszły Kaczyńskiemu (choć mocno się stara), jest m.in. niemal całkowite podporządkowanie sobie mediów. Jak pisze Héjj „około 80 proc. środków masowego przekazu na Węgrzech prezentuje narrację zgodną z polityką Fidesz-KDNP” (analiza ośrodka badań mediów Mérték za 2019).

A kto wykupuje i ucisza nieprzychylne Orbanowi tytuły prasowe? Wspomniani oligarchowie. Brzmi znajomo?

Ktoś machnie ręką, bo przecież nikt nie broni działać pozostałym 20 proc. Czyżby? Wirtualna Polska opublikowała pod koniec września wywiad z Lukácsem Csabą, redaktorem opozycyjnego tygodnika “Magyar Hang”. Swoją gazetę zmuszony jest drukować w Bratysławie. – Na Węgrzech wszystkie drukarnie nam odmówiły, bo nie chcą mieć kłopotów. Nie mamy żadnych reklam, bo firmy boją się u nas reklamować. Niektóre sieci boją się wystawić naszą gazetę na stoiskach sklepowych. Panuje strach – opowiadał. To rzecz, która jest dziś nie do pomyślenia w Polsce. Ale osiem lat temu wiele rzeczy było „nie do pomyślenia”, a dziś są rzeczywistością.

Demokracja zawsze umiera w demokratyczny sposób, w wyborach. Tak było 90 lat temu w Niemczech, tak od 13 lat dzieje się na Węgrzech.

To, czy „Ekspres z Budapesztu” dojedzie do końcowej stacji, zależy tylko od nas.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Latynoska Noc w Muzeum Ziemi Lubuskiej

Jedyna taka noc… (FOTO)

Wyjątkowa noc w roku, gdy muzea są nie tylko otwarte do późnych godzin nocnych, ale wręcz tętnią życiem, gwarem i muzyką. Tego dnia cisza jest

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content