Media przede wszystkim (FELIETON)

Fot. LCI
15 października skończył się w Polsce narodowy populizm. Ale zwykły populizm trwa. Wyraża się on dość powszechnym poglądem, że wszyscy politycy to złodzieje i oszuści, że wszystkie media to tuby propagandowe swoich mocodawców i że cały ten zryw społeczny, który odsunął PiS od władzy był tylko po to, by jednych cwaniaków zastąpili drudzy.

Z takim populizmem, mocno zakorzenionym w społecznej świadomości i utwierdzanym przez niektórych opiniotwórczych dziennikarzy, nigdy nie zbuduje się zaufania pomiędzy władzą a obywatelami. A zaufanie to podstawa. Bez niego żadna władza – choćby bardzo chciała – nie będzie w stanie służyć obywatelom. I żaden obywatel nigdy nie będzie z władzy zadowolony.

Jedynym sposobem na zbudowanie zaufania pomiędzy obywatelami a władzą są wolne media, rozumiane jako instrument społecznej (obywatelskiej) kontroli władzy. Tylko władza kontrolowana przez media, może cieszyć się zaufaniem społecznym. Media muszą być pluralistyczne, czyli zdecentralizowane i rozdrobnione, a nie skonsolidowane w ramach monopoli medialnych na wzór orlenowski. Media powinny mieć wielu właścicieli, wielu twórców, o różnych korzeniach, poglądach i pomysłach na kraj. Konstytucja – tak lekceważona przez narodowych populistów – gwarantuje przecież wolność mediów. To znaczy, że każdy może wydawać prasę i nikomu nie można tego zakazać. Ani stowarzyszeniom, ani organizacjom społecznym, ani samorządom, ani nikomu innemu.

Gdyby media publiczne w Polsce były pluralistyczne, to media samorządowe byłyby niepotrzebne. Wystarczyłyby media komercyjne, nastawione na zysk, które nie muszą realizować misji publicznej. Ale gdyby media publiczne były pluralistyczne, to demokracja byłaby społecznie ugruntowanym systemem w Polsce. Ale tak nie jest i jeszcze długo nie będzie. Ludzie oczarowani autorytaryzmem i populizmem nie zmienią się z dnia na dzień.

Dlatego pierwszym zadaniem nowego rządu musi być przywrócenie pluralizmu w mediach. Nie chodzi tu tylko o likwidację w 24 godziny tej czy innej Stajni Augiasza. Chodzi o rozwiązanie systemowe, które sprawi, że media publiczne i samorządowe po jednej stronie i media komercyjne po drugiej, będą mogły działać w symbiozie, znając swoją specyfikę i rolę w demokratycznym państwie.

Media narodowe przez osiem lat ordynarnej propagandy, poczyniły zbyt duże spustoszenia w społecznym rozumieniu demokracji, by sytuacja mogła zmienić się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najdosadniej – i chyba najszczerzej – wyraził to dyżurny komentator TVP Marcin Wolski, mówiąc ze skruchą dzień po wyborach, że TVP stworzyła propagandę „gorszą niż w latach 70.”, a naród polski został tą propagandą „upokorzony”.

Efekty tej propagandy są przygnębiające. Jedna trzecia Polaków wciąż popiera narodowych populistów, tęskni za rządami bata i twardej ręki, za państwem bez opozycji politycznej, bez niezależnego sądownictwa i bez trójpodziału władzy. Oni nie zmienią zdania dopóty, dopóki nie zobaczą, że można inaczej. Że można komunikować się w mediach z szacunkiem dla adwersarzy inaczej myślących. Że nie trzeba komuś ubliżać, by udowodnić swą rację. Że nie trzeba krzyczeć na rozmówcę, by dojść do głosu.

Oni nie zmienią zdania, dopóki nie zobaczą, że jedne media mają jeden pogląd, a inne pogląd odmienny, że jedne mogą być prawicowe, drugie lewicowe, trzecie liberalne, czwarte jeszcze inne i zamiast się zwalczać – wymieniają się argumentami. I wreszcie, że nie wszystkie media muszą dąć w tę samą trąbę, by zmasowaną siłą rażenia wtłaczać ludziom jedynie słuszne poglądy.

Dlatego w mediach potrzebne jest rozdrobnienie, dekoncentracja, a nie – jak to robiła pisowska władza – konsolidacja mediów w spółce skarbu państwa i monopolizacja przekazu informacyjnego, którą bezskutecznie skarżył Rzecznik Praw Obywatelskich.

W państwie, w którym jedna trzecia Polaków nie dostrzega wagi demokratycznych procedur i popiera autorytarną partię, potrzebne są media, które będą promować praworządność, propagować postawy obywatelskie, zajmować się edukacją w zakresie demokratycznych procedur. Po to, by żaden obywatel już nigdy nie udawał, że nic się nie dzieje, kiedy obok demolowana jest praworządność, kiedy odbierane są prawa obywatelskie lub godność uchodźcom, imigrantom, mniejszościom narodowym, ludziom o odmiennych światopoglądach czy odmiennej orientacji seksualnej.

Jeśli szybko nie uda się przywrócić pluralizmu mediów, to każde kolejne wybory w Polsce, co cztery lata, będą plebiscytem pomiędzy demokracją a totalitaryzmem. A powinny być wyborem najlepszego programu rozwoju kraju, w ramach demokracji.

Poprzedni felieton – TUTAJ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content