Zakola i meandry. Bazyliszkowy uśmieszek (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Czasem to, co krytykowane u poprzedników, szybko staje się normą nowych, jak choćby kontrola nad lokalnymi gazetami i portalami
Pan Bogdan z przerwami oglądał, jak niedawne „Słońce Narodu”, czyli prezes Jarosław, zeznawało przed komisją śledczą. Pokazało wszystko to, co o nim wiemy, a może nawet więcej – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Z przyczyn wyciągniętego skądś kruczka prawnego postanowił nie złożyć przysięgi w całości. Potem zachowywał się niczym u siebie przy ul. Nowogrodzkiej. Komentował jego zdaniem intelektualne deficyty członków komisji, ewentualnie oceniając ich jako ludzi naiwnych, omotanych i dyspozycyjnych wobec obecnej władzy. Na każdym kroku podkreślał moc swojego rozumu, stojącego znacznie wyżej od tych, którzy go przepytywali. Obrażał się na nazywanie go świadkiem i w rewanżu określał pytającego jako „pan członek”. Rechotał ze swoich dowcipów, wykazywał pogardę dla wszystkich myślących inaczej. Nie wahał się używać swoich starych zaklęć, według których dzisiejsza władza, a w szczególności członkowie komisji, to ludzie nieobiektywni, działający na polityczne zamówienie.

Przyciśnięty do muru, kluczył, zasłaniał się niepamięcią. Często przeczył sam sobie. Najpierw twierdził, że Pegasus to była sprawa trzeciorzędna i praktycznie nie mówiono o nim na posiedzeniu Rady Ministrów, by po chwili przekonywać, że służył on łapaniu szpiegów, których teraz, kiedy za granicą mamy wojnę z Ukrainą, jest ich u nas więcej, mafiosów czy zwykłych bandytów. Oczywiście o tym, że podsłuchiwano przeciwników politycznych, niewygodnych prokuratorów i działaczy nieprzychylnych PiS, a także jego współpracowników nie słyszał i określał to jako fejk. Kiedy udowodniono mu, że jest inaczej, zastosował starą taktykę zaprzeczania faktom. Poproszony, żeby jako doktor prawa ocenił, jak stwierdzone wyrokiem sądu skompilowane treści z komórki nie bandyty ani mafiosa, ale szefa kampanii wyborczej partii opozycyjnej znalazły się w telewizji rządowej, oświadczył bezczelnie, że… nie wierzy sądowi.

Oczywiście nie sposób nie zauważyć, że mając przed sobą tak szczwanego lisa, jak niedawny generalissimus, członkowie komisji powinni być przygotowani na każdy scenariusz z jego strony, włącznie z owym wspomnianym kruczkiem prawnym. Nie dać się prowokować zaczepkami, jak choćby tekstem, że jeden z członków komisji doprowadził do upadku naleśnikarnię, tylko punktować i strącać go z piedestału.

Mam nadzieję, że taka okazja jeszcze będzie i prezesowi zniknie z twarzy ten bazyliszkowy uśmieszek.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content