Mosty do Europy. Nie są nam już potrzebne symbole, ale przeprawy przez rzeki

Tak prezentował się przed 1945 rokiem most łączący Forst z Zasiekami. Fot. Archiwum
U progu lat 90. minionego wieku coraz szerzej uchylaliśmy bramę do Europy. Zakładaliśmy, że bariery formalne na naszej granicy znikną, pozostaną te geograficznie. I co z tego, że wiedzieliśmy, że mosty będą nam potrzebne…

Owe 30 lat temu pojawiły się zapowiedzi, że w kolejnej dekadzie mamy zamiar odbudować ponad 20 mostów na Nysie Łużyckiej i Odrze. W Lubuskiem mamy dziesiątkę przepraw drogowych łączących brzegi granicznych rzek (nie licząc tych podwójnych). Przed rokiem 1945 na tym odcinku Odry i Nysy istniało ponad 30 mostów i kilka promów na dokładkę. Czyli rzeki, zwłaszcza Nysę, można było pokonać co kilka, a nie, jak dziś, co 20 i więcej kilometrów.

Tak wyglądał most w Kłopocie. Fot. Archiwum
Powrót do przyszłości

Jeszcze przed naszym wejściem do Unii mówiono, że ideałem byłby powrót do ukształtowanych przez wieki ciągów komunikacyjnych. Stąd na prośbę naszych zachodnich sąsiadów i na zlecenie lubuskiego urzędu marszałkowskiego warszawska pracownia wykonała przed laty studium rozpoznawcze nieużytkowanych, a raczej „byłych” mostów na granicznych odcinkach Odry i Nysy Łużyckiej. Wówczas stwierdzono, nie bez satysfakcji, że mamy już komplet przepraw w ciągu dróg krajowych i teraz pora na drogi wojewódzkie oraz lokalne. Niegdyś one także miały swoje przeprawy i komunikacyjną kontynuację na drugim brzegu Nysy Łużyckiej i Odry.
Dzisiejszy układ dróg w regionie w znacznym stopniu pokrywa się z przedwojennym systemem komunikacyjnym. Tymczasem o większości przepraw, znajdujących się w wykazie zniszczonych, dawno już zapomnieliśmy. Efekt jest taki, że wraz z naszym wejściem do strefy Schengen strażacy z Markosic i Gross Gastrose musieli dospawać schodki do zerwanego przęsła, aby móc odwiedzać sąsiadów. Na szczęście stało się po stronie niemieckiej, gdyż w Polsce byłaby to samowola budowlana.

A tyle pozostało z kolejowej przeprawy w Sanicach. Fot. Dariusz Chajewski
Most do mostu

Część przepraw odtwarzano nieco na spontanie. W Przewozie przęsło zniszczonego przedwojennego mostu uzupełniono fragmentem stalowej konstrukcji Bundeswehry. Podobnie było w Kostrzynie. Tutaj niemiecka armia przęsło pożyczyła i na szczęście nie upominała się o zwrot.
Pierwsza dekada była często grą pozorów i dwuznaczników. Z jednej strony wiele mówiono o przyjaźni i współpracy, ale w tyle głowy polskich partnerów tkwił interes. Polacy marzyli o losie Łęknicy, Gubina, Słubic, czyli o bazarach. Tutaj rosły fortuny, a i samorządy miały z tego co nieco. Mniej zachwyceni byli sąsiedzi. Chociażby kupcy z Forst, którzy skutecznie torpedowali odbudowę mostu, czy choćby kładki, łączących miasto z polskimi Zasiekami. Ostatecznie przeprawę zbudowano kilka kilometrów od miasta.
Więcej szczęścia miał Gubin i okolice. Główny miejski most przetrwał, z niemieckim brzegiem Nysy Wyspę Teatralną połączyła efektowna kładka, pobliski Żytowań z niemieckim Coschen most drogowy, chociaż i tutaj nie obyło się bez protestów. 85 proc. kosztów inwestycji dofinansowała Unia. Jednak i o budowie tego mostu, z uwagą „lada miesiąc”, tylko mówiono przez lat kilkanaście.
O wielu mostach już w zasadzie zapomnieliśmy. Chociażby o tym łączącym Sadzarzewice koło Gubina z Gross Gastrose. Tak, to ta sama wieś, z którą „kolegują” się Markosice. Przed wojną były bowiem tutaj dwa mosty tuż obok siebie. Do tego dojeżdżało się obecną drogą wojewódzką nr 285 Gubin – Grabice – Jasienica. Drogowcy analizujący stan drogi wskazali na kilka odcinków wymagających modernizacji. Most został zniszczony całkowicie, a elementy betonowych przyczółków kwalifikują się do usunięcia.

Nowa kładka łącząca Gubin i Guben łączy także ludzi
Są niepotrzebne?

Wróćmy do analizy drogowców sprzed lat. Opisowi każdego z mostów towarzyszyła wówczas analiza ruchu na drogach dojazdowych i obciążenia najbliższego (wówczas) przejścia granicznego. Zdaniem fachowców, nad mostem w Sadzarzewicach należało się pochylić w dalszej perspektywie. Czy te 30 lat to wystarczająca perspektywa?
Inne opinie zebrał most łączący Kłopot i Eisenhüttenstadt. Mówiono o nim „pilny”. Kilkakrotnie zapowiadano budowę, kilkakrotnie zmieniano dokładną lokalizację…
Podobnej analizie poddano wszystkie połączenia drogowe. Po moście w Siedlcu, który znów połączył wieś z niemieckim Seltz widać, że już nie o bazary chodzi. W gminie Trzebiel bazaru nie zbudowano, ale wystarczy spojrzeć na rowerzystów obu nacji, którzy tędy podróżują. Nie po to, aby zrobić zakupy, ale żeby poznać kraj sąsiadów.
– W tym kontekście mówienie o jakiejkolwiek przeprawie, że jest niepotrzebna traci sens – mówi członek zarządu województwa Marcin Jabłoński. – Budowa mostu w Milsku przekonała nas jak skomplikowana i kosztowna jest to inwestycja. Ale to nie znaczy, że mamy przestać o tym myśleć.
Co dalej? Lider Euroregionu Nysa Sprewa Bóbr, Czesław Fiedorowicz, mówi o zabiegach o udostępnienie kładek na jazach elektrowni wodnych na Nysie i o tym, że Forst wraca do pomysłu odtworzenia przeprawy drogowej. Jest też pomysł przywrócenia promu między podsłubickim Uradem i niemieckim Aurith.
Gdy w Parku Mużakowskim odbudowano most parkowy, zaraz po przecięciu wstęgi, przemówieniach i oklaskach, pogranicznicy wstawili kratę. Tutaj przebiegała granica nie tylko geograficzna. Otwarcie przeprawy było symbolicznym gestem. Dziś symbole już nie są potrzebne, a mosty owszem..

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content