Władza boi się konkurencji, jak cnota krytyki (FELIETON)

Grafika: Pixabay
Samorządy wymyślono po to, by władza centralna miała konkurencję, a obywatele – korzyść. Rząd PiS wymyślił „Polski Ład”, by wykończyć samorządy i wyeliminować konkurencję. A obywatelom wmówić, że to dla ich dobra.

Najpierw przypomnijmy starą, ale zapomnianą prawdę. Otóż konkurencja rodzi wartość dodaną, a władza, która nie ma konkurencji, degeneruje się.

Kiedy samorządy konkurują z władzą centralną o względy obywateli, to podnoszą jakość usług komunalnych, by nie odstawały od usług świadczonych przez państwo. A kiedy samorządy konkurują między sobą o inwestycje lokalne, to dbają o przedsiębiorców, by ci tworzyli kolejne miejsca pracy. Miasta, regiony i ich obywatele zyskują, jakość życia się poprawia, bo ich włodarze muszą wygrywać z innymi. Kto leży do góry brzuchem – odpada.

Tak samo jak w sporcie – trzeba trenować, by być w formie, bo inaczej inni prześcigną na bieżni lub rozgromią na boisku. Korzystają na tym kibice, bo oglądają widowiska na najwyższym poziomie. Gdyby sportowiec nie miał konkurencji, na boiskach oglądalibyśmy kiepskie występy rozleniwionych brzuchaczy. Na arenach zamiast tygrysów – mielibyśmy tłuste koty.

Jednak dla rządu PiS (czyli władzy centralnej) ten prosty mechanizm jest nie do zaakceptowania z prostego powodu: w samorządach nie ma nominacji, tylko są wybory. W samorządach nie rządzą ludzie nominowani przez premiera lub przynoszeni w teczkach przez nominatów partyjnych, tylko ludzie wybierani w wyborach przez obywateli. Dlatego PiS tylnymi drzwiami wyprowadza samorządność z ustroju naszego państwa. Ma do tego oręż finansowo-podatkowy.

O co konkretnie chodzi? Otóż niedawno na portalu Dziennika Polskiego czyli w prorządowych mediach orlenowskich, przejętych przez Daniela Obajtka (byłego samorządowca PiS, dziś prezesa Orlenu), ukazał się wywiad z prof. Stanisławem Mazurem, rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Prof. Mazur w swoich wyliczeniach wyjaśnił, że kolejna rewolucja podatkowa „Polski Ład 2.0”, który obowiązuje od lipca – to same straty dla samorządów. Rząd obniżył bowiem stawkę podatku PIT z 17 do 12 proc., a samorządy mają udziały w PIT. Dostaną więc mniej. Ale utrzymano wprowadzoną na początku roku obowiązkową składkę zdrowotną. – Ta składka trafi w całości do kasy centralnej. Samorządy nie mają udziału w dochodach z tego tytułu – wyjaśnił profesor. Dodał, że dochody własne gmin radykalnie maleją przy lawinowym wzroście kosztów, co jest śmiertelnie groźne dla samorządu.

Szkopuł w tym, że wywiad został po kilku godzinach zdjęty ze stron internetowych i znikł z serwerów orlenowskich gazet, co ujawnił portal Gazeta.pl. Portal próbował zasięgnąć informacji dlaczego tak się stało. Bezskutecznie. Zareagował też prof. Mazur w mediach społecznościowych: “Szanowni Państwo, informuję, że powyższy artykuł został usunięty ze strony internetowej dziennikpolski24.pl z nieznanych dla mnie przyczyn” – napisał.

Dobra władza nie boi się konkurencji. Tak samo jak prawdziwa cnota nie boi się krytyki. Tymczasem rząd PiS boi się zarówno konkurencji, jak i krytyki. Dlaczego? Bo nie reprezentuje ani dobrej władzy, ani prawdziwej cnoty. Co najwyżej reprezentuje władzę, w której strażnikiem cnoty ma być minister Czarnek.

Usunięcie krytycznego wywiadu o dorzynaniu samorządów pokazuje jedno. Władza PiS nie tylko eliminuje konkurencję ale i tłamsi krytykę pod swoim adresem. Wszystko po to, by samemu sobie przypisywać cnoty. Nawet… cnoty nadprzyrodzone. Dochodzi bowiem do takich absurdów jak kilka miesięcy temu, kiedy prezes Obajtek ogłaszał na konferencjach prasowych, że „obniża ceny paliw”, podczas gdy ceny ropy na rynkach światowych akurat spadały. I rzeczywiście – spadały również na stacjach Orlenu. Cud? Nie. Równie dobrze prezes Obajtek mógłby uciszyć burze i orkany wiejące nad Polską, pod warunkiem, że akurat zapowiadałyby to prognozy pogody IMGW.

PiS rządzi już siedem lat i przez ten czas jego arogancja rozdęła się do takich rozmiarów, że przesłoniła rozum. Dlatego władza nie rozumie dwóch prostych rzeczy.

Po pierwsze, że są na świecie rzeczy, na które Kaczyński czy Morawiecki nie mają wpływu, choć udają, że mają. Jak choćby relacje transatlantyckie, amerykańsko-europejskie, czy francusko-niemieckie.

Po drugie, że jest w Polsce cała masa rzeczy, na które Kaczyński, Morawiecki czy Glapiński mają wpływ, choć udają, że nie mają. Jak choćby inflacja, drożyzna i stan naszych portfeli.

Powinni naprawiać to, na co mają wpływ, a nie psuć to, czego i tak nie zmienią.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content