Lud już nie kupuje. Bo nie ma za co. (FELIETON)

Grafika: Facebook
Każdy potrafi dostrzec różnicę pomiędzy sytuacją, kiedy ciepła woda w kranie była standardem, a sytuacją, kiedy węgiel jest luksusem. Każdy, tylko nie premier Morawiecki, który zachęca Polaków by kupowali sobie… pompy ciepła.

Zacznijmy od pozornie błahego incydentu. “Jeszcze niedawno Polacy jeździli do Niemiec zbierać szparagi. Dziś niemieckie inwestycje technologiczne trafiają do Polski” – napisał premier Morawiecki na Twitterze po wizycie w Legnicy na otwarciu fabryki pomp ciepła niemieckiego Viessmanna. Cóż, Morawiecki albo nie rozumie gospodarki, albo udaje ignoranta, by dezinformować obywateli dla swoich politycznych korzyści. Jedno i drugie świadczy na niekorzyść premiera i jego ekipy.

Co mają pompy ciepła do szparagów? Otóż wpis premiera to typowe dla propagandzistów zestawienie dwóch zupełnie odległych i niezwiązanych ze sobą informacji, tylko po to, by sugestywnie przekazać informację trzecią. A brzmi ona tak: kiedyś byliśmy pariasami bo rządził Tusk, dziś jesteśmy potęgą gospodarczą bo rządzimy my.

To oczywiście ordynarne kłamstwo, którego jednak premier nie wypowiada wprost. Z dwóch powodów. Po pierwsze – nawet najbardziej roszczeniowy elektorat czuje w kieszeni różnicę pomiędzy stanem gospodarki sprzed ponad siedmiu lat, a rządami PiS, które drenują ich kieszenie, doprowadziły do szalejącej drożyzny i zalążków reglamentacji towarów. Innymi słowy – każdy potrafi dostrzec różnicę pomiędzy sytuacją, kiedy ciepła woda w kranie była standardem, a sytuacją, kiedy węgiel jest luksusem.

Po drugie – nawet średnio rozgarnięty elektorat zna mechanizmy towarzyszące inwestycjom gospodarczym. Robienie ludziom wody z mózgu przez rządową propagandę niczego tu nie zmieni. Każdy kto nie ma demencji, ten pamięta, że prawdziwy boom w inwestycjach zagranicznych miał miejsce w latach 2004-2008, czyli po wejściu Polski do Unii Europejskiej. A nie za rządów Morawieckiego. To instytucjonalne gwarancje stabilności i przejrzystości prawnej sprawiły, że inwestorzy lokowali się w naszym kraju, budowali fabryki i tworzyli miejsca pracy. W tym także nasi sąsiedzi – Niemcy. Te atuty dała nam Unia Europejska, a nie PiS czy Morawiecki.

Idźmy dalej. Każdy kto potrafi odróżnić euro od złotówki wie, jaki jest powód zagranicznych inwestycji w Polsce. Są nim niższe koszty pracy. Czyli tzw. „miska ryżu”. I tu kilka liczb. W 2015 r. tuż przed dojściem PiS do władzy, kurs euro wynosił 4,23 zł, a obecnie wynosi 4,71 zł. Dzisiaj średnia płaca w Niemczech wynosi 3.994 euro, co przy aktualnym kursie daje 18.811 zł, podczas gdy w Polsce średnia płaca wynosi 6,6 tys. zł brutto (4,7 tys. zł netto). Trzykrotnie mniej niż w Niemczech.

Tak więc PiS i Kaczyński – mimo buńczucznych zapowiedzi sprzed siedmiu lat  – nie uwolnili Polski z pułapki średniego wzrostu, w której jedynym atutem gospodarki są niskie koszty pracy. A wręcz przeciwnie. Doprowadzili do pogorszenia sytuacji, zważywszy na niespotykaną od 20 lat inflację, słabnącą polską walutę i fatalny wizerunek Polski w świecie, jako kraju rządzonego przez zaściankowych szowinistów i ekonomicznych troglodytów, nieprzewidywalnych i niegodnych zaufania. Morawiecki mógłby się chwalić, gdyby polskie firmy budowały fabryki w Niemczech i tworzyły tam tysiące miejsc pracy po 3.994 euro miesięcznie, a ten się chwali zupełnie odwrotną sytuacją.

Morawiecki przy okazji inwestycji Viessmanna wygłosił jeszcze jedno kuriozum: cyt. „Polska staje się takim centrum rozwoju pomp ciepła, technologii energooszczędnej, technologii wysoko zaawansowanych innowacyjnych produktów, które mają służyć do obniżania rachunków za prąd i do tego, aby to, co służy ochronie środowiska, jednocześnie służyło ochronie portfeli”.

Tymczasem rzeczywistość skrzeczy i przeczy słowom premiera. Otóż otwarcie fabryki Viessmanna w Legnicy nie oznacza przekazania Polsce niemieckiego know-how, gdyż innowacyjne technologie są chronione patentami. Takie energooszczędne i ekologiczne technologie, o których wspomniał premier, mogłyby być w Polsce wdrożone bez niemieckiego Viessmanna, gdyby tylko rząd PiS właściwie wykorzystał pieniądze pochodzące z unijnego handlu emisjami dwutlenku węgla. Czyli na inwestycje w odnawialne źródła energii. Dodajmy, że na handlu emisjami Polska zarobiła w ub. roku najwięcej w UE, bo aż 5,5 mld euro. Dla porównania – Niemcy zarobiły 5,3 mld euro. Co PiS zrobił z tymi pieniędzmi? Gdzie są pieniądze na polską transformację energetyczną? Czy nie poszły czasem na kłamliwą kampanię „żarówkową” Polskich Elektrowni, która winą za wysokie ceny prądu próbowała obciążyć Unię Europejską?

O to trzeba pytać premiera. A prezesa TVP Jacka Kurskiego warto spytać – czy „ciemny lud” jeszcze to kupuje. Czy kupuje konfabulacje i krętactwa polityków rządzących Polską? Jak widać po ostatnich sondażach, w których po raz pierwszy od 2015 r. PO wyprzedziła PiS – nie kupuje.

Wyborcy – mimo zachęt premiera – nie kupią sobie pomp ciepła niemieckiego Viessmanna. Bo nie mają za co. Nie stać ich nawet na węgiel.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Bartosz Arłukowicz

Jest już lista KO na eurowybory!

Znamy listy Koalicji Obywatelskiej do europarlamentu. Bartosz Arłukowicz wystartuje z jedynką, z drugiego miejsca o mandat powalczy Elżbieta Anna Polak. Rada Krajowa Koalicji Obywatelskiej oficjalnie

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content